Strony

4 czerwca 2014

Rozdział 10.

     Nie mogłam zasnąć.
Była czwarta nad ranem i dzień wyjazdów do domów.
Przewracałam się z boku na bok, wierciłam, ściągałam kołdrę, zakładałam ją. Nic. Kolejny raz powtórzyłam w myślach wczorajszy dzień. Babskie wyjście z przyjaciółkami. Hogsmeade. Zakupy. Trzy Miotły. Pani Widdy .Zamykająca się brama Hogwartu. Szukanie pomocy. Potter. Miodowe Królestwo. Tunel. Ten przeklęty tunel!
Mogłam się domyślić, że Potter nie pomaga nam bezinteresownie.
Potter łapiący mnie za nadgarstek. Pocałunek. Przy tym wspomnieniu zatrzymałam się odrobinę dłużej. Miałam wrażenie, że nadal czuję jego usta.
Uwolnienie się. Chęć mordu. Rozmowa. Śmiech. Kolejny pocałunek. Złość. Próba wyjścia z tajnego przejścia. Znowu rozmowa.
Chwila.
Zatrzymałam się w wspomnieniach i odtworzyłam część dialogu.
–Co... Co ty robisz? Specjalnie zająłeś mnie tą głupią gadką! Powinnam od razu stąd iść!
Jego zaciskająca się dłoń.
– Zostaw mnie!
Odwrócił mnie jednym ruchem do siebie i złapał w talii.
I co było dalej? Wytężyłam umysł. 
– Kocham Cię.
– Świetnie. A teraz mnie puść.
–Jak sobie życzysz.
Zaraz, zaraz.
KOCHAM CIĘ?
Byłam wtedy zbyt przejęta, żeby zrozumieć jego słowa. Ale teraz do mnie dotarły.
Skupiłam się nad jego tonem. Powiedział to jakby z uznaniem? Odkryciem?
Pewne kolejne zagranie Jamesa Pottera.
Co prawda nigdy nie słyszałam, żeby słynny Huncwot mówił komukolwiek te słowa, żadna dziewczyna w szkole nie chwaliła się takim wyznaniem skierowanym do niej (a chwaliłaby się na pewno). Mogłam nawet stwierdzić, że nikt nie słyszał tych słów z ust szukającego. No, może oprócz jego matki, kiedy taki mały Potter, jak inne dzieci, wyznawał jej miłość.
Czym ja więc sobie zasłużyłam?
Pewnie to kolejny sposób na zdobycie Evans. Potter sięga po coraz mocniejsze zagrania, a że jest świetnym aktorem, może nawet NAJLEPSZYM, jak we wszystkim...
Zadzwonił budzik. W końcu. Godzina szósta. O dziesiątej odjeżdżał pociąg do Londynu. Wstałam i pomaszerowałam do łazienki. Kiedy wczoraj wróciłam do dormitorium dziewczyny już spały. Zero zainteresowania. Co prawda, dawałyśmy sobie dużo luzu i nie panikowałyśmy, kiedy któraś do późna nie wracała. Przecież mogła właśnie spędzać cudowny wieczór w towarzystwie jakiegoś przystojniaka.
Ale ja nie wyszłam z tunelu!
Czy one tego nie zauważyły?
Wyszykowałam się i w świetnym nastroju wyszłam z łazienki. Dzisiaj miałam zobaczyć rodziców! I Petunię.
Chyba nie muszę wspominać o szczegółach naszej siostrzanej kłótni. Znana historia: ja dostaję list z Hogwartu, ona nie. Nie może zrozumieć dlaczego i obraża się na cały świat, zwąc mnie przy tym dziwolągiem.
Ale jakoś nie przejmowałam się tym. Oczywiście, jako jedenastolatka, bardzo przeżywałam utratę siostry, przyjaciółki i mojego osobistego przewodnika do wprowadzenia w życie. Tak, Petunia wiele mnie nauczyła. Ale z upływem czasu przyzwyczaiłam się do naszych relacji.
Wypełniło mnie radosne uczucie. Już dzisiaj znowu miałam położyć się na moim łóżku, w moim pokoju, w domu przy Privet Drive 4.
Kiedy wyszłam Mary już nie spała.
– O, dzień dobry Mary – powiedziałam  radośnie.
– Cześć, Lily. Wiesz, dobrze, że dziewczyny śpią, bo może mi odpowiesz na kilka pytań – zaczęła Mary. – Widzisz, wczoraj jako ostatnia poszłam spać, i jako jedyna zastanawiałam się co się z tobą stało. Więc? – zapytała przeszywając mnie badawczym spojrzeniem.
Powiedzieć czy nie powiedzieć?
Zawsze od takich zwierzeń służyła mi Dorcas, ale ostatnio oddaliłyśmy się od siebie.
Przygryzłam wargę.
– Lily, powiedz co ci leży na sercu. Zatrzymam to dla siebie i będzie to nasza tajemnica, okej? Musisz się komuś wygadać, bo inaczej eksplodujesz! Uwierz mi, nieraz lepiej się zwierzyć – powiedziała swoim naukowym tonem. Miała rację. Jak dłużej o tym pomyślałam, to miałam potrzebę powiedzenia komuś. A komu innemu jak nie Mary? Ostatnio to Mary najlepiej mnie rozumiała, ostatnio to z Mary się trzymałam, ostatnio to Mary mi radziła i ostatnio to Mary była świadkiem różnych dziwnych i nieraz niewygodnych dla mnie sytuacji.
Westchnęłam. Mary miała rację. Musiałam jej to powiedzieć. Ale tylko jej.
– Dobrze, Mary. Wyszykuj się jak najszybciej i jeszcze przed śniadaniem przejdziemy się po błoniach – powiedziałam, a Mary się uśmiechnęła.
– Zobaczysz, będzie ci od razu lżej na sercu – powiedziała i wparowała do łazienki. Po dziesięciu minutach już stała wyszykowana w drzwiach dormitorium i czekała aż założę kurtkę. Zeszłyśmy po schodach do pokoju wspólnego, który o tej w niedzielę był pusty. Większość osób wyjeżdżało na święta, ale o szóstej trzydzieści w weekend jeszcze wszyscy spali. Wyszłyśmy z Wieży i przeszłyśmy przez cały zamek. W końcu dotarłyśmy pod drzwi zamku. Otworzyłyśmy je i pobiegłyśmy na błonia. Zaczęłam błądzić wśród zasp, lepić śnieżki i robić aniołki. Po kilku minutach zabawy, kiedy obydwie z Mary leżałyśmy w śniegu, moja przyjaciółka się odezwała.
– To co, Lily? Mów. Domyślam się, że to coś związanego z Jamsem.
Westchnęłam.
– Czyli miałam rację? – Zapytała, nie oczekując odpowiedzi. Patrzyłyśmy w niebo.
– Tak, Mary, miałaś rację. To coś związanego z Potterem. Pamiętasz jak szliśmy tym tunelem?
– Jak mogę nie pamiętać? – Odpowiedziała Mary. – Wyszłyśmy z tunelu i dziewczyny poszły na kolację. Ja jedna zauważyłam twoją nieobecność, ale wiedziałam, że James szedł za tobą i na pewno nic ci nie jest.
– Świetnie – odparłam. – Po prostu cudownie! Wiesz co się stało?
– Mam pewne podejrzenia, ale wolałabym to usłyszeć od ciebie.
– Potter mnie pocałował! Trzy razy!
– Dlaczego?
– Skąd mam wiedzieć? Chyba chciał mnie wyprowadzić z równowagi na rzecz zakła...
– Nie, nie dlaczego cię pocałował, ale dlaczego aż trzy razy? Przecież kiedy pocałował cię pierwszy raz mogłaś odejść, prawda?
– No właśnie nie! Trzymał mnie!
– Ale chyba nie powiesz mi, że przez cały czas? – Pytała spokojnym głosem Mary. Nadal patrzyłyśmy w niebo. Mary rozmawiała o tym tak, jakbyśmy wymieniały co wczoraj jadłyśmy na kolację. Jakbym jej przed chwilą powiedziała, że zjadłam kanapkę zamiast jajecznicy, bo taki miałam kaprys.
Zastanowiłam się nad jej słowami.
– No nie. Za pierwszym razem się wyszarpnęłam, ale on zajął mnie rozmową. Rozśmieszył mnie i tak jakoś wyszło. A potem znów mnie pocałował i wtedy już miałam odejść, kiedy złapał mnie, odwrócił do siebie i ostatni raz... No wiesz... I... No, właśnie... Powiedział, że to nie przez zakład. – Schowałam twarz w dłoniach.
Ona usiadła i spojrzała na mnie.
– Lily, wiem, że w to nie uwierzysz. Ale wiesz, każdy z Huncwotów raczej nie należy do osób, które interesują się co drugim człowiekiem – stwierdziła Mary. – Chcę przez to powiedzieć, że James spędził już sporo czasu na bieganie za tobą i nie zanosi się, żeby miał odpuścić. Sama wykombinuj, dlaczego.
– Mary, nie daj się na to nabrać! – Zaśmiałam się. – I ty tracisz zdrowy rozsądek? On jest urodzonym aktorem!
– Uważam, że mu porządnie zamieszałaś w głowie. Poza tym, czego się spodziewać od chłopaka, który prosi cię o randkę od ponad roku? Myślałaś, że odpuści? Mało tego, jego ambicje przerodziły się w coś większego, coś cennego, coś pięknego.Według mnie, on się w tobie zakochał i może nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Chyba skradłaś serce najprzystojniejszego chłopaka w szkole.
– Mary, i ty naprawdę w to wierzysz? – Zapytałam z niedowierzaniem i zrezygnowaniem. Kiedy Mary miała jakąś teorię, trudno było ją od niej odciągnąć.
– Lily, ja to wszystko widzę, rozumiesz? Jestem obserwatorem. Widzę twoje nastawienie do niego, widzę jego nastawienie do ciebie. Na początku zainteresowałaś go, bo byłaś ładna. Podszedł się umówić i dodać do "kolekcji", jak ty to nazywasz... Posłuchaj do końca! – Zawołała widząc, że już otwieram usta. – Później zaintrygowałaś go. No bo słuchaj, jesteś jedyną dziewczyną, która mu odmówiła. I to nie raz! I to nie przez tydzień czy dwa, żeby się podroczyć. Ty mu notorycznie odmawiasz! Zobaczył, że naprawdę cię nie interesuje. Zaczyna więcej czasu poświęcać na myślenie, jakby cię poderwać. Zaczyna obserwować, patrzy jakie masz zwyczaje, z kim się zadajesz. I dostrzega w tobie nie tylko kolejną dziewczynę, ale interesującą osobę. Później pewnie nie może przestać o tobie myśleć.
– Bzdury! – Krzyknęłam. – Mary, lepszej historyjki nie masz, bo mi się trochę nudzi? – Zapytałam ze zdenerwowaniem, a Mary pokręciła ze zrezygnowaniem głową. – Chodźmy już na śniadanie – powiedziałam i wstałam. Mary zrobiła to samo.
– Jeszcze wspomnisz moje słowa, Lily – powiedziała. – Ale na razie nie będę się z tobą sprzeczać, bo to i tak nic nie da. Wkrótce sama się przekonasz, że maiałam rację.
– Mogłabym powiedzieć to samo – stwierdziłam i pobiegłam w stronę zamku. Mary zaczęła mnie gonić.
– Ale wiesz, co? Jedno jest pewne, co zresztą będzie potwierdzeniem moich domysłów. – Spojrzałam na nią ponaglającym wzrokiem. – Mimo że James cię już pocałował, nie odpuści. Nie jesteś kolejną i jestem pewna, że teraz myśli coś w stylu "Przecież to Lily. Jeśli myślałem, że gdy ją pocałuję będzie moja, byłem idiotą"
– Dość! Koniec tematu! Od dzisiaj koniec tematu Potter wśród nas, jasne? – Zapytałam z groźbą w głosie. – To świetnie – powiedziałam, nie dając jej odpowiedzieć i weszłam do Wielkiej Sali. Wszyscy się na nas patrzyli. Rzeczywiście, miałyśmy zarumienione od zimna policzki, byłyśmy w płaszczach, czapkach i rękawiczkach. Do tego ociekałyśmy wodą. Ruszyłyśmy do stołu Gryffindoru. Wyłowiłam spojrzenie Mika. Szłyśmy dalej, aż dotarłyśmy do Huncwotów i Dorcas – Alice siedziała z Frankiem przy drugim końcu stołu.
– Cześć – powiedziałam i usiadłam obok Dorcas. Nalałam sobie herbaty. Zauważyłam, że wszyscy Huncwoci się na mnie patrzą. – No co? – Zapytałam.
– Lily, nie jest ci za... Mokro? – Spytał Remus. Faktycznie, cały płaszcz był przemoknięty. Jak moje włosy i buty.
– Może trochę – powiedziałam, zdejmując płaszcz. Wysuszyłam zaklęciem włosy i buty.
– Co wy robiłyście przed ósmą na dworze? – Zapytała Dorcas. Roześmiałam się perliście.
– Kochana, wyszłyśmy o wpół do siódmej – powiedziałam ze śmiechem, a Huncwoci spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
– Wstałaś tak wcześnie? – Zapytała Dorcas z niedowierzaniem po czym spojrzała na Mary. – I ty też?!
– Wstałam o czwartej – powiedziałam zdawkowo popijając herbatę.
– Ja obudziłam się trochę później, a potem poszłyśmy z Lily na błonia – odparła Mary susząc różdżką włosy.
– Wiecie – wtrącił się Remus.  Warto by było się pospieszyć, bo pociąg odjeżdża za pół godziny – zauważył. Spojrzałam na zegarek. Była już dziewiąta trzydzieści.
– Dobra, dobra, już idziemy – powiedziałam i wypiłam ostatni łyk herbaty. – Dor, śpiesz się.
– Już, zaraz.
– Dorcas, nie mamy czasu. Jeszcze trzeba pójść po kufry – powiedziała roztropnie Mary
– No już, już – wybełkotała Dor z tostem w buzi. – Tylko szkoncze jescz.
– Och! Mary, powiedz jej coś – powiedziałam zrozpaczona.
– Okej, możemy już iść – rzekła Dorcas, wstając. Właśnie przełknęła swoje ostatnie gryzy śniadania.
– To świetnie – powiedziałyśmy jednocześnie z Mary i wszystkie trzy się roześmiałyśmy.
Wyszłyśmy z Wielkiej Sali i popędziłyśmy do Wieży Gryfonów po nasze pakunki.

     Czterdzieści minut później, w pędzącym eksspresie Hogwart-Londyn, w jednym z przedziałów, siedziałyśmy we trzy i śmiałyśmy się z pewnej sytuacji, która miała kiedyś miejsce w Hogwarcie.
– Dwa tygodnie odpoczynku. Wiecie, że w tym roku, który nadchodzi zaczniemy ostatni rok w Hogwarcie? – zapytałam. – Nie wyobrażam sobie momentu, kiedy będę musiała opuścić zamek. To całe moje życie!
– Lily, a myślisz, że moje nie? – Zapytała Mary. No tak, ona też pochodziła z rodziny mugoli.
– Dziewczyny, będzie fajnie, mówię wam! – Krzyknęła rozentuzjazmowana Dorcas. – Wynajmiemy sobie gdzieś mieszkanie, będziemy razem chodzić na kurs dla aurorów...
– Ja nie wiem, czy nim zostanę – wtrąciłam się.
– A ja nim nie zostanę – dodała Mary.
– Och! No to każda będzie chodziła tam gdzie będzie chodziła i tyle. – Dorcas wzruszyła ramionami, nie zrażając się. – Ale nie ma się czym przejmować. Tym bardziej, że zostało nam półtora roku w szkole.
– Na pewno szybko minie – zauważyłam. – Kiedy ja nawet nie wiem, kiedy minęło to sześć lat, a tu? A tu niecałe dwa lata zostały.
– Wiecie, to będą ważne dwa lata w naszym życiu – stwierdziła Dorcas, a kiedy ja z Mary popatrzyłyśmy na nią pytająco, dodała. – No przecież patrzcie, może znajdziemy swoje miłości do końca życia, albo wybierzemy zawód, który nas zmieni, albo no wiecie... Podejmiemy jakąś ważną decyzję. Wiele może się zdarzyć.
– Jedna z nas to już znalazła miłość do końca życia – odparłam znacząco. – Alice nie odstępuje tego Franka na krok!
– I odwrotnie – zauważyła rozbawiona Mary. – Ale Franka nie będzie za rok w Hogwarcie, więc muszą się sobą nacieszyć, a Alice w siódmej klasie na pewno będzie z nami przebywać o wiele więcej czasu.
– Miejmy nadzieję – dodała Dorcas.

***


     Siedział w przedziale i myślał.
Tak, James Potter myślał.
Koń by się uśmiał.
Ale tak na serio, co on sobie wyobrażał?
Że Lily rzuci mu się w ramiona i powie, że nie mogła bez niego żyć?
Przecież to było do przewidzenia, że się zdenerwuje. Ba, ona była wściekła.
Każda na jej miejscu skakałaby z radości, chwaliłaby się, że ten Potter ją całował, że ten Potter wyznał jej miłość. A ona? Ona to zignorowała! Jego myśli popędziły dalej. Skąd wzięły mu się  te durnowate dwa słowa? I jakim cudem je powiedział? Kocham cię.
Nie planował jej tego powiedzieć.
A kiedy ją całował? Czuł się najszczęśliwszy na świecie! W brzuchu odczuł nieznane mu dotąd uczucie, jakby miał w nim mnóstwo motyli, świat się zatrzymał. Jej usta smakowały cudownie. Przyjemne dreszcze go przechodziły, gdy trzymał ją w talii.
A przecież już tyle dziewczyn trzymał w ramionach, już tyle całował. I nigdy nie czuł się podobnie.
Jedno było dla niego pewnym. Lily Evans miała na niego niesamowity wpływ. I coś sobie obiecał.
– James? ROGACZU! – Krzyknął przestraszony Syriusz. – TY MNIE NIE SŁUCHASZ?! Przyjacielu najdroższy! Co ci się stało??
– Zakochał się, nie widać? – Stwierdził Remus nie odrywając wzroku od swojej książki.
– Lunatyku, daj spokój tym bzdurom! – Machnął ręką Syriusz. – Nie, nie widać! Huncwoci się nie zakochują! Żadna nie jest tego warta.
– Jedna jest – powiedział James z łobuzerskim uśmiechem.
– A nie mówiłem? – Zapytał Lupin nadal czytając.
– Nie! – Krzyknął niedowierzający Black. – Nie mów mi, że dajesz spokój Evans!
– Merlinie, Łapo, jakiś ty tępy! – Wtrącił znów Lupin. – On się zakochał w Lily.
– Dobra, powiem wam, że mogliście lepszy kawał wymyślić.
Ale James przestał go słuchać.Wrócił do swojej ostatniej myśli.
Obiecał sobie, że w nadchodzącym roku jeszcze nie raz będzie smakował ust Lily Evans.
Bo to niesamowite uczucie. 




Rozdział sprawdzony i poprawiony przy współpracy z Cathleen! Serdecznie dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz