Strony

21 sierpnia 2014

Rozdział 24.

     Zeszła po schodach do pokoju wspólnego. Włożyła ręce do kieszeni dżinsów i rozejrzała się, szukając znajomych twarzy. Nie miała co robić w dormitorium. Alice była na spacerze ze swoim chłopakiem, Mary czytała kolejną książkę, a Lily pilnowała Jamesa Pottera, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Natrafiła wzrokiem na Marlenę. Już chciała do niej podejść, gdy zobaczyła, że dziewczyna macha ręką do Franka Longbottoma, który właśnie przeszedł przez portret. Przygryzła wargę. Nie będzie im przecież przeszkadzać. Zaczęła dalej wodzić wzrokiem po salonie. Westchnęła. Nie widziała nikogo, do kogo mogłaby się przysiąść.
Popatrzyła po towarzystwie zebranym w pokoju. Przy jednym ze stolików siedziała grupka dziewczyn o czymś zaciekle dyskutujących. Nie mogły mieć więcej niż trzynaście lat.
Przy kominku siedziała jakaś dwójka chłopaków. Pochylali się nad ławą i uważnie coś notowali, zaglądając co chwilę do podręcznika otworzonego tuż obok. W jednym z foteli siedziała jakaś szatynka i z niesamowitą zaciętością wpatrywała się w książkę. Dorcas przypomniała się Mary. Ale jej przyjaciółka czytała dla przyjemności, a ta dziewczyna wyglądała jakby ktoś ją do tego zmusił. Przy kolejnym ze stolików siedziała samotnie jakaś inna dziewczyna. Wyglądała na bardzo zamyśloną. I smutną. Meadowes przyjrzała się jej uważniej. Długi blond warkocz opadający z przodu na prawe ramię, czarne, metalowe okulary, blada cera. Dziewczyna musiała być w podobnym wieku co ona.  Zastanowiła się przez chwilę, po czym podeszła do tego stolika.
– Hej, tu wolne? – zapytała z uśmiechem, gdy stanęła obok. Blondynka przez chwilę nie reagowała. Chyba nie sądziła, że słowa są skierowane do niej. Po dłużej chwili zamrugała kilkakrotnie, jakby dopiero się ocknęła, i spojrzała w stronę, gdzie stała Dorcas.
– Wydawało mi się... – zaczęła cicho, marszcząc brwi i patrząc na Meadowes.
– Pytałam się, czy mogę się dosiąść – przerwała jej z uśmiechem brunetka. Brwi dziewczyny powędrowały wysoko w górę. Poprawiła zsuwające się okulary i pokiwała głową. Dorcas odsunęła krzesło, usiadła i oparła głowę o nadgarstek.
– Jak masz na imię? – zapytała, tym samym zwracając na siebie uwagę dziewczyny, która, trochę speszona jej obecnością, próbowała wrócić do swoich rozmyślań.
– Sofia - odparła. Zerknęła krótko w stronę swojej rozmówczyni. Była ciekawa, dlaczego Dorcas Meadowes, znana wśród dziewczyn ze swojej urody i wdzięku, do niej zagaduje.
– Ładne imię. – Kiwnęła głową Dorcas. – Ja jestem Dorcas. – Uśmiechnęła się. Blondynka przytaknęła, a Dorcas miała wrażenie, jakby widziała samą siebie sprzed kilku lat.
– Na którym jesteś roku? – zapytała, chcąc przerwać krępującą ciszę.
– Na piątym – odpowiedziała nieco pewniej Sofia.
– Uuu... – skrzywiła się Dorcas. – To niedługo SUMY, co? Bardzo was męczą? – zapytała. – Bo my w tamtym roku to nie mieliśmy ani chwili wytchnienia, wiesz. Codziennie zadawali nam referaty, a najgorsze dopiero zaczęło się w marcu. Cały marzec, cały kwiecień i cały maj nie dawali nam spokoju – Dorcas wzięła przerwę na złapanie oddechu. – No a później się okazuje, że wcale nie jest tak strasznie, więc się nie przejmuj. Komisja jest nawet miła, ale wiesz, to było rok temu i nie wiem jaką wam teraz przydzielą...
Sofia zachichotała.
– No co? – zapytała Dorcas, robiąc głupią minę.
– Nie jest tak źle – Sofia odpowiedziała z uśmiechem. – To odpowiedź na twoje pytanie – dodała.
Dorcas również się uśmiechnęła.
– No, tak. Rzeczywiście trochę dużo mówię. Jak już zacznę, to wiesz, tak leci. Ale przynajmniej jest wesoło – zaśmiała się. – Swoją drogą, to z kim jesteś na roku? Jakoś nikogo nie kojarzę – zapytała Dorcas. Chciała też wiedzieć, z kim blondynka się kumpluje.
– No wiesz. Mam na roku przeurocze fanki tych...no. – Sofia wyraźnie próbowała sobie coś przypomnieć. Zaczęła pstrykać. – Pottera, tak? I... no, tego drugiego.
– Blacka? – podpowiedziała Dorcas, która zaczęła w duchu jej współczuć. Zastanowiła się, czy Sofia w ogóle z kimś się kumpluje.
– O tak, właśnie tego – wywróciła oczami blondynka. Nie chodziła na mecze quidditcha, niespecjalnie interesowała się chłopakami, więc nie wiedziała o nich wiele.
– Uuu – skrzywiła się Dorcas. – I serio żadna nie jest w porządku? – zapytała, choć już znała odpowiedź. Nie raz miała styczność z takimi dziewczynami.
Sofia westchnęła.
– Wiesz, w niektórych sprawach mogę się jeszcze z nimi dogadać. Nie jest tak źle – powiedziała, próbując się uśmiechnąć. Dorcas miała wrażenie, że Sofia trochę się tego wstydzi.
–  Nie musisz się wstydzić tego, że one są nie w porządku – wyparowała. Sofia tylko patrzyła na swoje dłonie, mrucząc coś o tym, że się nie wstydzi.
Dorcas postanowiła nie naciskać. W końcu, gdyby to ona znalazła się w takiej sytuacji, też by nie chciała zwierzać się komuś obcemu ze swoich problemów.
– No cóż, zawsze możesz do nas podejść – wzruszyła ramionami. – Jakbyś potrzebowała towarzystwa, rady, czy pomocy – dodała.
Sofia pokiwała głową, przygryzając wargę.
– Masz coś jeszcze do roboty? – zapytała Meadowes, chcąc szybko zmienić niemiły temat. Nie chciała, by Sofia  pomyślała, że ma ją za jakąś ofiarę losu. – Bo może poszłybyśmy razem na kolację, co?
 

***


     Westchnął i wziął kolejny rulon pergaminu. Rozwinął go i zamoczył pióro w atramencie. Napisał po raz dziewięćdziesiąty szósty: Palenie poważnie szkodzi zdrowiu i życiu. Jest surowo zabronione. Nie będę więcej brał tego świństwa do ust.
Lily wyraźnie powiedziała: będziesz przepisywał zdania. Ale to było jakieś wypracowanie! Sam nie pamiętał, kiedy ostatnio tyle pisał. Na lekcjach notatek nie robił. Nie pisał wypracowań, no, może na szczególne okazje, kiedy to McGonagall groziła mu, że nie zagra w następnym meczu, jeśli nie przyłoży się do nauki.
Ręka już go bardzo bolała. Co jakiś czas podnosił wzrok i ukradkiem zerkał na Lily siedzącą na biurku. Delikatnie uśmiechnął się widząc, że nie zmieniła pozy od dobrej godziny. Prawa noga, która była założona na lewą, huśtała się w przód i w tył. Trzymała w ręce jakąś książkę i uważnie ją czytała. Przewróciła stronę i odezwała się od niechcenia.
– Potter, pisz. Nie słyszę twojego pióra.
Uśmiechnął się zawadiacko i wrócił do skrobania po pergaminie.
Zaczął po raz dziewięćdziesiąty siódmy: Palenie poważnie szkodzi...
Wycie.
Jego pióro zatrzymało się w miejscu tworząc coraz większego kleksa. Ale on nasłuchiwał.
Kiedy po raz drugi usłyszał tak dobrze znany mu odgłos podniósł głowę, by spojrzeć na niebo za oknem. Tak jak się spodziewał – na granatowym bezgwiezdnym niebie zobaczył księżyc w pełni. Przełknął ślinę. Zaczęło się.
Westchnął i wrócił do pisania.  Dobrze wiedział, że Lily chciała ich zatrzymać tym szlabanem. W jej niesamowicie zielonych oczach widział obawę, irytację, ale nie tak dobrze znaną złość czy zbulwersowanie. Zaśmiał się w duchu. Czyżby Lily Evans się o niego martwiła? Ale przez myśli przewijało się też drugie pytanie. Bo jeśli chciała ich przed czymś powstrzymać, musiała mieć powód. Czyżby słyszała ich rozmowę? A jeśli tak... Ile usłyszała?

***

     Przewróciłam stronę. Od kilkudziesięciu sekund nie słyszałam charakterystycznego skrobania, które towarzyszyło przepisywaniu zdań.
– Potter, pisz. Nie słyszę twojego pióra.
Książką, którą próbowałam czytać od jakichś dwóch godzin, był romans, który Mary wepchnęła mi do torby, gdy już miałam wychodzić. Był strasznie nudny. A na dodatek rozpraszała mnie czarna czupryna pochylająca się nad pergaminem. Zerknęłam ukradkiem na Pottera, który skupiony skrobał zdania mamrocząc je przy tym po cichu. Niedbale zawiązany krawat, pierwszy guzik koszuli odpięty, roztrzepane włosy. Taki właśnie był Potter.
Usłyszałam wycie. Nie przejęłabym się tym, ale reakcja Pottera była zadziwiająca. Nagle znowu przestał pisać i jakby nasłuchiwał. Chwilę później usłyszałam ten sam odgłos. Wywróciłam oczami. W Zakazanym Lesie było sporo różnych dziwnych stworzeń, a kto jak kto, ale Potter miał o tym pojęcie.
Potter podniósł głowę i spojrzał na okno. Popatrzyłam w tamtą stronę. Na niebie widoczny był tylko księżyc w pełni – nic ciekawego. Potter chyba też tak uznał, bo westchnął i wrócił do pisania. Wzruszyłam ramionami i przeczytałam kolejne zdanie mojej żmudnej lektury.
– To niemożliwe – wyszeptała Melisa. – Joanne zawsze go nienawidziła – dodała łamiącym się głosem.
Kate westchnęła. Miała świadomość jakim uczuciem Melisa darzyła nowego chłopaka jej drugiej przyjaciółki, Joanne.
Wywróciłam oczami. Mary to lubiła takie rzeczy. W tej książce nie było ani krzty akcji!
– Skończyłem – usłyszałam pewny siebie, arogancki głos. Podniosłam wzrok, spoglądając na Pottera, który stał teraz prosto przede mną i trzymał w ręce dwa zwoje pergaminu. Podniosłam jedną brew.
– Zobaczymy – stwierdziłam, biorąc od niego zapisane strony. Rozwinęłam pierwszy rulon i zaczęłam liczyć zdania. Czułam na sobie jego rozbawione spojrzenie.
– Nie wierzysz mi? – zapytał.
– Nie – odpowiedziałam pewnie, zresztą zgodnie z prawdą. – Pięćdziesiąt cztery, pięćdziesiąt pięć...– mruczałam.
– Jest sto – powiedział pewnie Potter. Za pewnie.
– Może się przeliczyłeś – oświadczyłam. – Sześćdziesiąt...
Potter teatralnie westchnął i wyrwał mi pergamin z ręki.
– Hej! – oburzyłam się. Ten, nic sobie nie robiąc z mojego niezadowolenia, oparł ręce po moich dwóch stronach, uniemożliwiając mi przy tym jakikolwiek sposób ucieczki. Zeskoczyłam z biurka, chcąc się wydostać z pułaki. Mój błąd. Tym sposobem znalazłam się jeszcze bliżej Pottera. Dzieliła nas bardzo mała odległość. Jeśli można było nazwać to jakąkolwiek odległością.
– Potter, puść mnie – powiedziałam stanowczo z nutką irytacji w głosie.
– Kiedy ja cię w ogóle nie trzymam – uśmiechnął się. Podniosłam wzrok i natrafiłam na jego orzechowe spojrzenie. Był wyraźnie rozbawiony.
– Oddaj mi ten pergamin. Im szybciej to przeliczę, tym szybciej będziesz mógł stąd iść. I ja również – powiedziałam. – A chyba nam obydwojgu na tym zależy – dodałam. Potter na chwilę się zamyślił. Zaraz jednak spojrzał na mnie z huncwockimi iskierkami w oczach, a ja wiedziałam, że to nie zwiastuje niczego dobrego. – Potter... – powiedziałam niepewna jego zamiarów. Ten podniósł jeden kącik ust do góry i zbliżył swoją twarz do mojej. Wstrzymałam oddech. Przez chwilę byłam pewna, że mnie pocałuje, ale ten wymruczał mi do ucha przyjemnie niskim tonem:
–  Skąd pomysł, że chcę stąd iść?
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Byłam pewna, że na jego twarzy jest teraz ten jego uśmieszek.
– Faktycznie, pochopny. Ale może ja chcę stąd iść? – zapytałam. Powinnam coś zrobić. Ale... z niewyjaśnionych przyczyn podobało mi się, gdy stał tak blisko, gdy patrzył się na mnie z tymi iskierkami w oczach.
– Na pewno nie chcesz – wyszeptał mi do ucha, po czym delikatnie przygryzł jego płatek. Przymknęłam powieki czując, jak chłopak składa delikatne pocałunki na mojej szyi. Zaraz jednak zganiłam się w duchu za moją reakcję.
– Potter – powiedziałam odsuwając się od niego na tyle, na ile pozwalały mi na to jego ramiona. – Dobra, wierzę ci. Jest sto. A teraz mnie puść. Możesz już iść – mówiłam. Miałam wrażenie, jakbym zobaczyła go po raz pierwszy. I nagle dotarło do mnie, jaki był przystojny. Czarne, poczochrane włosy aż się prosiły by w nie zanurzyć dłonie, hipnotyzujące, orzechowe oczy zmuszały, by w nie patrzeć, usta niesamowicie kusiły, by je pocałować. Do tego dochodził niezwykle pociągający zapach, który działał na zmysły. I teraz nie mogłam nie zgodzić się ze słynną LISTĄ BOGÓW HOGWARTU. Stał przede mną najprzystojniejszy chłopak w szkole. Potter uśmiechnął się, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy on przypadkiem nie czyta mi w myślach.
– Potter... – powiedziałam niepewnie, nadal patrząc w jego cudowne oczy. Jak on to robił, że nie mogłam się od nich oderwać? – Puść... – czułam się jak zahipnotyzowana. Chłopak już zdążył położyć swoją dłoń na mojej talii.
– A co jeśli...tego nie zrobię? – zapytał szeptem powoli przesuwając twarz ku mojej. Przełknęłam ślinę. Co miałam odpowiedzieć? "To się na ciebie rzucę." Bo chyba to była najszczersza odpowiedź.
Nie musiałam jednak nic mówić. Potter przysunął się tak blisko, że nasze usta dzieliło kilka milimetrów. Byłam pewna, że się uśmiechnął. Nie mogłam jednak zobaczyć w pełni jego twarzy. Poza tym wciąż pochłaniały mnie oczy...
– Martwiłaś się – stwierdził. Był już bardzo, bardzo blisko. – Nie chciałaś narazić mnie i Łapy na niebezpieczeństwo.
Nie słuchałam go. Co z tego, że Potter odkrył, że się o nich (w minimalnym stopniu!) martwiłam. Nie obchodziło mnie to.
A co mnie obchodziło?
Rozkoszne ciepło emanujące od niego, niesamowity zapach, który był tak odurzający, że nie wiedziałam, czy dłużej tak wytrzymam, przyjemne dreszcze rozchodzące się od miejsca, w którym mnie dotykał, no i te oczy. Pełne łobuzerskich iskierek.
– Wcale nie – powiedziałam pierwsze co mi przyszło na myśl. Teraz na pewno się uśmiechnął.
Nie minęła sekunda. Wszystko działo się momentalnie. Poczułam jego wargi na swoich. Nie miałam siły się bronić, nie miałam siły go odpychać. Zresztą nie miałam też ochoty. Oddawałam pocałunki z taką zachłannością, że nie wiedziałam, kto na nie bardziej czekał. Wplotłam dłonie w jego włosy rozkoszując się ich miękkością. Przysunęłam się jak najbliżej jego. Chciałam go jak najwięcej, właśnie w tej chwili. Tak cudownie całował. Nie miałam zamiaru odrywać się od niego nawet choćby po to, by wziąć oddech. W końcu Potter zjechał ustami na moją szyję, dając nam szansę zaczerpnięcia powietrza. Z przymkniętymi powiekami czekałam aż chłopak znowu zbliży się do moich ust. Kiedy był już bardzo blisko wyszeptałam:
– Jesteś idiotą, Potter.
Nadal nie wierzyłam, że ten chłopak mógł tak na mnie zadziałać. Poczułam, że się uśmiecha.
– A ty upartą jędzą, Evans – usłyszałam, ale nie wiele mnie to obchodziło. Znów zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku.

***

– O, a widzisz tamtą parę? – zapytała Dorcas. Siedziała w pokoju wspólnym na kanapie obok Sofii i wskazywała na dwójkę rozmawiających ludzi. – To Marlena i Frank. Nikt nie wie jak to się stało, że są razem. Wszyscy myśleliśmy, że Frank i Alice są przykładem miłości na śmierć i życie. A tu nagle ciach! Jedna sprzeczka i teraz obydwoje mają kogoś innego.
– Taak. Byłam akurat wtedy w Wielkiej Sali i niestety wszystko widziałam – westchnęła Sofia. Dorcas zrobiło się głupio, że wcześniej jej w ogóle nie zauważała.
– No – podsumowała kulawo. – Wszystko staje na głowie. Jeszcze by brakowało, żeby nie wiem.. .– zmarszczyła brwi, myśląc nad odpowiednim przykładem. – O! Żeby na przykład ktoś przyłapał Lily  i Jamesa gdzieś się całujących – zaśmiała się. Sofia jej zawtórowała. Przez ostatnią godzinę Dorcas opowiedziała jej o różnych związkach i korelacjach ludzi w szkole. Sofia, według skali Dorcas, miała w tym ogromne tyły.
– Tak. Wtedy już ewidentnie świat by stanął na głowie.


Rozdział sprawdzony i poprawiony.

11 komentarzy:

  1. Jily <3 Świetna końcówka, oj Dorcas, zdziwiłabyś się :D Super rozdział
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny ! tego sie zupełnie nie spodziewałam i czekam na kolejny post

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNE rozkazuje ci pisać bo nie mam co czytaC a tak wgl to weny duuuuuużo weny i czekam na rodział :)

    =.) pozdro ~Ginny Blue

    OdpowiedzUsuń
  4. O FUCK! Wiedziałam, że na szlabanie coś się stanie ale nie sądziłam, że aż tak! Podzalałaś kochana! ;) Teraz to oni muszą być razem. Tak! Tak! Tak!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, super, super rozdział ! Rozumiem cię, kochana. Wena szwankuje i stroi sobie z nas często i nieoczekiwanie żarty :) Nic się nie martw, rozdział świetny, a ci najbardziej zachłanni czytelnicy na pewno mogą poczekać i do września :) Rozdział...ach.. cudowny, jedynie boję się twojej "ciemnej strony" :D życzę mnóstwa weny i wszystkiego co sobie wymarzysz :* Pozdrawiam Emma Carstairs :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam twój styl pisania i sposób w jaki przelewasz uczucia na bloga. Przeczytałam całość dwa razy, a niektóre rozdziały nawet trzy! Wpis jest świetny (jak zawsze), ale boje się co nam teraz wywiniesz, bo tego jestem pewna. Na pewno nie będzie tak różowo jak wszyscy byśmy chcieli. Ale cóż zrobić. Z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział był wspaniały! Pisz dalej, proszę...
    Dopiero wczoraj znalazłam twój blog, i mówiąc szczerze - zakochałam się w nim od początku.
    No i zapraszam do siebie ;)
    http://chwile-lily-evans.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaa, uwielbiam, ubóstwiam ten rozdział!! W końcu doczekałam się :) I teraz niech ich ktoś nakryje i będzie super. Podobał mi się moment w którym Lily zauważyła, że James jest przystojny :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i jeszcze muszę napisać, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  9. WRESZCIE. uwielbiam ten rozdział... nie mogę się doczekać następnego. możesz mnie o nowych rozdziałach informować? u mnie na blogu? http://big-time-rush-sister.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny blog <3 czekam na następne rozdziały :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Na Merlina... idę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń