Strony

6 grudnia 2014

Rozdział 28.

Jak mogłam to przeoczyć. Te wszystkie intrygi, dogadywania. W myślach już pojawiały mi się argumenty na moje usprawiedliwienie. To przez Pottera.
-Bzdura - warknęłam mknąc pustymi korytarzami. Przypomniałam sobie jeszcze raz wczorajszy widok. Przypomniałam sobie mnie.
Pogardliwy wzrok.
Zachowywali się żałośnie - pomyślałam.
-Nie, mieli prawo się zabawić - powiedziałam łapiąc się za głowę.
To było wbrew regulaminowi.
-Dość! - krzyknęłam przeskakując ostatnie stopnie. Stanęłam przed starymi drzwiami, które zdobiła jedynie brązowa kołatka. Już kiedyś byłam w Wieży Ravenclawu. I wiedziałam, co muszę zrobić, by się tam dostać. Powinnam zapukać. Tak. A wówczas kobiecy głos zada mi filozoficzne pytanie. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam kołatkę, która opadła z hukiem. Przymknęłam oczy, a zaraz potem usłyszałam słowa wypowiedziane aksamitnym głosem:
-Dlaczego nie chcesz umówić się z Jamesem Potterem?
Moje powieki otworzyły się z prędkością, której nie powstydziłby się najnowszy model miotły Nimbusa 1700. Popatrzyłam z niedowierzaniem na dziób orła.
-To jest mądre pytanie?! - zawołałam oburzona.
-Może i nie, ale zawsze mnie to interesowało - odezwał się melodyjny głos. Prychnęłam.
-Świetnie. Chcę wejść - oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu, ignorując wcześniejsze słowa kołatki.
-Odpowiedz na pytanie - usłyszałam. Zacisnęłam zęby.
-Bo nie ma innej opcji - warknęłam. Byłam bardzo wyprowadzona z równowagi. Dlaczego wszyscy na siłę chcą połączyć mnie z tym...z tym...Potterem?! Nie minęło kilka sekund, drzwi otworzyły się, a ja ujrzałam wejście do pokoju wspólnego Krukonów. Nareszcie.
Przeszłam przez próg, słysząc jeszcze cichy pomruk, że zawsze są dwa wyjścia, i wyłapałam wzrokiem schody do dormitoriów. Wbiegłam po nich po czym skręciłam w lewy korytarz- drogę do męskich sypialni.

***

-Świetnie! Po prostu cudownie!  - krzyknęła po raz kolejny, wrzucając z całej siły łyżkę do miski z mlekiem, i ochlapując się przy tym. Jedna Puchonka popatrzyła na nią jak na skaczącego smoka. I tak według Alice, jak na szóstą rano, było sporo osób w Wielkiej Sali. Aż trzy. Razem z nią, oczywiście.
-Poszła sobie! Tak jest najłatwiej! Po prostu zwiać!!! - dodała głośno waląc łyżką o płatki, które unosiły się na mleku. Teraz to już i Ślizgon na nią patrzył. No cóż, nieraz nad emocjami nie da się zapanować.
Alice podniosła głowę i popatrzyła spode łba na dwuosobową publiczność.
-Na co się tak gapicie?! - krzyknęła desperacko podnosząc łyżkę. - Niebieska jestem?!
Dziewczyna z Hufflepuffu szybko przeniosła wzrok na swój talerz, jakby się bała, że Alice zaraz ją zaatakuje, ale mieszkaniec Slytherinu bezczelnie patrzył prosto na nią z drwiącym uśmiechem. Zdenerwowało ją to jeszcze bardziej.
-W łeb chcesz?! - zawołała podnosząc wyżej łyżkę, by pokazać, że jest uzbrojona. Puchonka chyba się przestraszyła, bo skulona zaczęła szybko połykać swoją owsiankę. Ślizgon uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Trzymajcie mnie, bo jak go zaraz trzepnę...-mruknęła Alice przymrużając oczy i patrząc wrogo na bruneta. Zaskakująco znajomo wyglądającego bruneta.
-Niech mnie...-szepnęła Alice wytężając jeszcze bardziej wzrok. Na próżno. Miała małą wadę, na tyle małą, że nie musiała nosić okularów, których by nie założyła nawet gdyby miałaby bez nich nic nie widzieć, ale nie pozwalało jej to dokładnie przyjrzeć się chłopakowi. Ślizgon nagle wstał i ruszył wzdłuż jego stołu, a Alice wytrzeszczyła oczy. Nie, to niemożliwe, żeby chłopak szedł do niej. Na wszelki wypadek jednak swój wzrok utkwiła w misce z płatkami, by go nie prowokować. Nie wiedziała do czego był zdolny, a przecież teraz tyle się słyszało o mieszkańcach Slytherinu. Krążyły nawet plotki, że niektórzy z nich byli Śmierciożercami, w co mała część uczniów Hogwartu wierzyła- w końcu to niezbyt prawdopodobne-  jednak uczniowie domu węża budzili teraz większą grozę niż kilka lat temu.
Alice wolała dmuchać na zimne. Siedziała nieruchomo wpatrzona w swoje płatki, gdy nagle usłyszała drwiący głos:
-Hej.
Zmarszczyła brwi teraz patrząc na ową łyżkę, którą groziła dwójce uczniów. Znała ten ton.  A przynajmniej wydawało jej się, że gdzieś słyszała podobną manierę wymawiania słów. Deja vu. Nie zadawała się z takimi ludźmi. Skąd miałaby kojarzyć ten głos?
 Powoli podniosła głowę, a gdy jej wzrok padł na chłopaka, aż wstrzymała oddech. Tego się nie spodziewała.
-Co się stało? Zabrakło już gryfońskiej odwagi? - usłyszała pogardliwy głos, a pierwszy szok minął. Wyprostowała się dumnie. Kolejne starcie Slytherin VS Gryffindor. Nie zamierzała go przegrać. Uśmiechnęła się tak, jak zwykła uśmiechać się w towarzystwie przystojnych chłopaków, po czym wymruczała cicho jadowitym tonem:
-A od kiedy to Ślizgoni wolą jeść przy naszym stole? Wstydzicie się swojego domu?
Na twarzy chłopaka przeszedł cień uśmiechu. Spodobała mu się ta Gryfonka.
Czasami nawet zazdrościł bratu, że to ten trafił do Gryffindoru. Czasami to zazdrościł mu wszystkiego.

***

Zapukałam delikatnie w drzwi z tabliczką:
ROK VI

Nic. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam szeroko drzwi wchodząc do środka. Powitały mnie ciemność i zaduch. Już nie wiadomo co było gorsze. Przez to, że nic nie widziałam potknęłam się dwa razy o książki leżące na podłodze i o mało się nie zabiłam. Przez to, że ledwo oddychałam, prawie się udusiłam. Ledwo dobrnęłam do okna, a już jak najprędzej rozsunęłam kotary i otworzyłam je na oścież. Gdy tylko zobaczyłam to pomieszczenie pomyślałam, że muszę zrobić wykład Mikowi i jego kumplom o NIE-TRZYMANIU-KSIĄŻEK-NA-PODŁODZE. Koniecznie.
Popatrzyłam na łóżko, w którym spał Taylor. Czasami mnie niesamowicie denerwował. Ale czy to ja go w to nie wciągnęłam? Uknuta intryga, ukazująca moje wady. Powinnam się tego pozbyć. I zacznę od dzisiaj. Będę idealną dziewczyną, przyjaciółką i córką. Może nawet i siostrą. Spróbuję i podołam. Dręczył mnie ten obraz, obraz mnie i tego pogardliwego spojrzenia. Muszę wyplenić z siebie tę złość do ludzi.
 -Co..co to jest? - usłyszałam nagle ochrypły głos jednego ze współlokatorów Mika. Chłopak przetarł oczy dłońmi i, mrużąc je przez nadmierną ilością światła, rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. - O nie..- jęknął - Mike, to twoje rude dziewuszysko się tu przypałętało - mruknął i opadł głową na poduszkę.
Pamiętaj.
Jesteś dobra.

***

Chodziła w kółko po dormitorium. Nie miała pojęcia co zrobić. Przysiadła na skraju łóżka i, skubiąc usta, zaczęła gorączkowo myśleć.
-Nad czym tak się głowisz? - usłyszała cichy głos Amy. Drgnęła. Nie spodziewała się, że jej przyjaciółka już nie śpi. Pokręciła szybko głową.
-Nad...nad niczym ważnym...-mruknęła zachowując kamienną twarz. Nie chciała się przyznać do porażki sama przed sobą, a co dopiero przed Alton, która od dawna ostrzegała ją przed przystojnym Gryfonem.
-A od kiedy Potter jest niczym ważnym? - zapytała chytrze blondynka, a Lora podniosła wzrok. W jej oczach błyszczały łzy.
-Amy...on...on chyba mnie zdradza- wyjąkała ledwo Deaf. Alton westchnęła. Wiedziała, że to tak się skończy, ale nie miała serca powiedzieć teraz z triumfem w głosie "a nie mówiłam". Po prostu żal jej było przyjaciółki, którą widziała pierwszy raz w takim stanie.
-Rozmawiałaś z nim chociaż, Lo? - zapytała delikatnie. Nie chciała wybielać Pottera, ale wiedziała co ją czeka, kiedy Deaf z nim zerwie. Tak, ją.
-Jeszcze nie...co bym mu miała powiedzieć? Nie chcę wyjść na zazdrosną dziewczynę. Jeszcze sam ode mnie ucieknie - mruknęła brunetka, ocierając oczy. Nie chciała płakać. Nie mogła płakać.
-No właśnie - Amy zmarszczyła brwi. - To niby skąd wiesz, że cię zdradza? Musisz mieć jakieś dowody...-prychnęła powoli niecierpliwiąc się, że kolejna rozmowa jej i Lory sprowadza się do chłopaków. Przecież było tyle ciekawszych tematów!
-Słyszałam jak Evans gadała z tą drugą...Alice- powiedziała powoli Lora, przez chwilę wahając się czy wymówić imię byłej dziewczyny Longbottoma. Dogadywała się z nią nieźle, co nie umknęło uwadze Amy.
-I? O czym rozmawiały? - zapytała Alton siląc się na normalny ton. Wzmianka o kolejnej Gryfonce nie napawała ja uciechą. Szczerze mówiąc nie przepadała za tym domem. Nieraz się zastanawiała, czy nawet nie lepiej by było, gdyby Lora chodziła z jakimś Ślizgonem.
-Alice wspomniała coś o szlabanie, na którym podobno był tylko James i Evans. To musiało się źle skończyć - jęknęła Deaf. - Przecież on miał na jej punkcie obsesję i Evans doskonale o tym wiedziała. Mogła to wykorzystać!
-A nie przyszło ci do głowy, że może Potter nadal się nią interesuje? - zapytała Amy nie wierząc w słowa swojej przyjaciółki. Nie możliwe, że Lora nie widzi tak oczywistych rzeczy.
-Przecież jest ze mną! - oburzyła się Deaf. - Kiedy się nią interesował nie miał żadnej dziewczyny, musiało mu przejść.
Alton westchnęła. Tok myślenia Lory był dla niej dowodem na coś, czego obawiała się już od kilku tygodni- ona po prostu kochała sławnego Huncwota.

***

-Mike, Mike - zaświergotałam. Chłopak uśmiechnął się delikatnie przez sen. Wyglądał uroczo. - Mike, wstawaj do cholery - rzuciłam, po czym zesztywniałam. I znowu. Znowu jestem niedobra. Musiałam to zmienić. Mama zawsze chwaliła mnie przed rodziną, sąsiadami lub swoimi przyjaciółmi, jaka to ja nie jestem miła, uczynna, mądra. Nie mogłam tego znieść. Po prostu czułam się z tym źle.
-Mikusiu - pysiusiu, wstań koteczku - powiedziałam, chcąc się poprawić. Chłopak nadal spał. Świetnie. - Dobra, będę miła, ale od jutra - mruknęłam po czym pociągnęłam za kołdrę Taylora w taki sposób, że ten spadł z łóżka. - Dzień dobry kochanie- uśmiechnęłam się uroczo. Mike przetarł oczy i popatrzył na mnie z wyrzutem.
-Co się dzieje? - zapytał zaspanym głosem.
-Och, chciałam żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie...-mruknęłam- nic takiego. Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale w końcu dał za wygraną. Westchnął.
-No to słucham - powiedział pocierając oczy i usiadł na łóżku.
-Chciałabym wiedzieć...-zawahałam się przez chwilę- chciałabym wiedzieć, czy ja jestem zła- mówiłam coraz ciszej, ale Taylor na pewno mnie usłyszał. Przez chwilę milczał, a jego wzrok wędrował ode mnie do otworzonego na oścież okna i leżącej na ziemi kołdrze.
-No wiesz...-mruknął drapiąc się po karku z udawanym zakłopotaniem. Nie mogłam się powstrzymać- kąciki moich ust powędrowały w górę.


***

-GDZIE TY BYŁAŚ?!- usłyszałam tupot Alice. Westchnęłam siadając pod ścianą na korytarzu. Już od jakiegoś czasu znów szukałam tajemniczego pokoju.
-U Mika- westchnęłam. Alice wybałuszyła na mnie oczy.
-Ja...jak to u Mika?- zapytała z głupią miną. - Taylora? - dodała podejrzliwym tonem. Wywróciłam oczami.
-Wiem, że to dziwne. Ale wiesz co? Wydaje mi się, że los chciał, żebyśmy cofnęły się w czasie. Choćby po to, żebym wróciła do Mika - wzruszyłam ramionami.
-Aaahaa- pokiwała głową Alice przyglądając mi się podejrzliwie. - Dobra, gadaj co zrobiłaś z prawdziwą Evans! - zawołała nagle. Zmarszczyłam brwi.
-O co ci chodzi? - zapytałam. Czy to takie dziwne, że w końcu polubiłam tego chłopaka?
-O ile dobrze pamiętam, Lily, on denerwował cię bardziej niż James- zaczęła Alice.
-Może - wzruszyłam ramionami.
-WIĘC POWIEDZ MI JAK KTOŚ KTO TWOIM ZDANIEM BYŁ GORSZY OD ROGACZA NAGLE JEST TWOIM KOCHANKIEM?! - zawołała Alice. Chyba cały zamek ją słyszał. Jęknęłam.
-Alice, później, później to przedyskutujemy - powiedziałam siląc się na uprzejmy ton.
-Nie ma mowy. Teraz - stwierdziła dziewczyna, a z tonu jej głosu wywnioskowałam, że jest bojowo nastawiona. Przymknęłam oczy. - Nie, Lily. Ciągle unikasz wyjaśnień, ciągle - zaczęła Alice, a ja już wiedziałam, że się nie wywinę. - W takiej sytuacji zaczynam się zastanawiać, czy my w ogóle jeszcze jesteśmy przyjaciółkami. Coś się w tym roku zmieniło. Ja wiem, to po części moja wina, odkąd...zaczęłam chodzić z Frankiem nie byłam zbyt dobrą kumpelą...ale chcę to naprawić. A ty ciągle unika...
-Dobrze - mruknęłam. Wiedziałam, że Alice ma rację. Zresztą od kiedy jakiś Potter i tajemnica z nim związana jest ważniejsza od mojej przyjaźni z Alice?
Przez chwilę panowała cisza. Do Thomas dochodził sens owego "dobrze".
-No to czekam - odezwała się po chwili, przerywając grobową ciszę. Zaraz potem usiadła obok mnie pod ścianą i zerknęła na zegarek. -Jest ósma. Ty opowiadasz swoją historię, ja opowiadam ci kogo dzisiaj spotkałam, a później szukamy tego pomieszczenia.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Kogo dzisiaj spotkałaś? - zapytałam zdumiona.
-Nie zmieniaj tematu. Dowiesz się w swoim czasie. Najpierw twoja opowieść - kiwnęła głową Alice. Nieraz, w takich właśnie sytuacjach, myślałam, jaką Alice byłaby dobrą matką. Miała niesamowite podejście do ludzi i z małym dzieckiem z pewnością by sobie poradziła. Szczerze mówiąc, od pierwszej chwili, kiedy przedstawiła mi Franka, widziałam ich jako szczęśliwą rodzinę z dwójką dzieci. Przecież tak do siebie pasowali.
-No okej - westchnęłam w końcu tym samym się poddając. - Od czego mam zacząć? - uniosłam brwi, patrząc na nią pytająco.
-Od początku - uśmiechnęła się Alice. Wiedziała, że kolejny raz wygrała.

***

-I..i to już właściwie koniec...-zakończyłam kulawo, nie wiedząc, jakiej reakcji ze strony Alice mam się spodziewać. Słońce już dawno było wysoko na niebie, a jego jasne promienie wpadały przez ogromne okno na przeciwko nas. Mina Alice mówiła wszystko.
-Żartujesz - odpowiedziała pewnym tonem kręcąc głową. Zaraz potem parsknęła śmiechem. - No tak, od razu to było wiadome! Wszystko się zgadza! - zaśmiała się.
-Niby co? - zapytałam ze sztucznym uśmiechem. Już wiedziałam, że nie zdołam przekonać Alice, że to co przed chwilą usłyszała jest prawdą. Ale czy naprawdę tego chciałam? Jakby nie patrzeć było to dla mnie bardzo wygodne.
-No jak to co? - zaśmiała się Alice.- Przecież to co przed chwilą opowiedziałaś to kompletna bzdura! W życiu ci nie uwierzę, że doszło do czegokolwiek między tobą, a Jamesem, no, chyba że mówimy o morderstwie. Albo jakiejś bójce...chociaż James jest wychowany, nie pobiłby dziewczyny...
-Przepraszam cię Alice, ale o czym ty mówisz - wycedziłam przez zęby wytrzeszczając oczy.
-No o tym, że kochasz Mika! - klasnęła w dłonie Alice. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. Cmoknęłam z namysłem. Nie lubiłam kłamać, ale czy brak zaprzeczenia można nazwać kłamstwem? - Wiedziałam! - zaśmiała się jeszcze raz Alice. Wzruszyłam ramionami, żeby to jakoś sprostować.
-Wieesz...z tą miłością to trochę lekka przesada...-mruknęłam. - W naszym wieku to coś takiego jak miłość nie istnieje - dodałam. Alice aż się zapowietrzyła.
-Ooo, przepraszam! A ja i...-zatrzymała się w połowie zdania i zamrugała kilkakrotnie. - Dobra, teraz czas na moją historię - mruknęła szybko. Westchnęłam. Nie bardzo miałam ochotę słuchać o jakimś kolejnym chłopaku, który spojrzał w jej stronę. To już stawało się nudne, tym bardziej, że i ja, i ona, wiedziałyśmy, że ten chłopak i tak się nie będzie liczył. Bo dla niej liczył się tylko Frank. - Słuchaj, siedzę sobie na śniadaniu, bez ciebie - Alice położyła nacisk na te dwa słowa, wytrzeszczając przy tym śmiesznie oczy - i siedzę sobie i jem, a tu nagle jakaś Puchonka i jakiś tam Ślizgon się na mnie dziwnie patrzą - powiedziała wzruszając ramionami, jakby to było coś normalnego. - Doprawdy nie wiem o co im mogło chodzić...-dodała zamyślając się na chwilę. - No więc ja im zwróciłam grzecznie uwagę, żeby przestali, bo inaczej...-Alice zatrzymała się w pół zdania.
-Bo inaczej? - zapytałam podnosząc brwi i patrząc z coraz większym rozbawieniem na przyjaciółkę.
-No nieważne - machnęła ręką lekko zmieszana Alice. - W każdym razie siedzę sobie i nagle ten Ślizgon wstaje. Już z daleka wyglądał tak jakby znajomo - wytłumaczyła, a ja wiedziałam, że prawie zapomniała o tym wspomnieć. - No i nie uwierzysz! - klasnęła Alice.
-Niech zgadnę - mruknęłam przykładając palec do ust i udając, że intensywnie nad czymś myślę. - Podszedł do ciebie? - zapytałam.
-Śledziłaś mnie? - Alice zmrużyła podejrzliwie oczy. Westchnęłam.
-Oczywiście -powiedziałam z ironią. Zanim Alice zdążyła coś powiedzieć dodałam:
-dalej, Alice, dalej - pogoniłam ją, wymachując przy tym ręką. Dziewczyna jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie, aż w końcu kontynuowała.
-Taaak. Podszedł do mnie. I, Lily, on wyglądał tak jak Black! - wykrzyknęła rozemocjonowanym głosem. Pewnie od dłuższego czasu nie mogła się powstrzymać, by mi to powiedzieć. A ja znieruchomiałam.
-Żartujesz - szepnęłam, nie zdając sobie sprawy, że powtarzam słowa Alice.
-Ani trochę - odpowiedziała poważnym głosem. - Do tego miał taki sam wyniosły ton i nawet postawą przypominał Blacka - dodała.
-Może...może to był brat Blacka? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że właściwie nic o nim nie wiem. - Mam wrażenie, że kiedyś słyszałam coś takiego, że on ma brata, który jest w szkole, ale nie wiem czy to prawda. Nie interesuję się plotkami - stwierdziłam.
-Och, Lily! On jest tak samo przystojny jak Syriusz, jak nie bardziej!- pisnęła Alice. Popatrzyłam na nią zdziwiona. Właściwie nigdy z nią nie rozmawiałam na temat urody Huncwotów. Wydawało mi się, że jej podoba się tylko Frank.
-Black jest przystojny? - zapytałam zdezorientowana. - Syriusz Black? Ten Syriusz Black? - uściśliłam. Kto wie, może jest dwóch Syriuszów Blacków w Hogwarcie. Dobra, nie. Ten drugi na pewno dałby o sobie znać. Merlinie, co by to dopiero było gdyby rzeczywiście było ich dwóch. Istny armagedon. Alice za to popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
-Czyli ty tego naprawdę nie widzisz? - zapytała równie zafascynowana jak ja. - No bo wiesz...do tej pory myślałyśmy z dziewczynami, że to twoja duma i...
-Myślałyście? -zapytałam. - Ooo, a kiedy tak intensywnie o mnie myślałyście? - zapytałam z lekko wyczuwalną pretensją w głosie. Alice westchnęła.
-Nie gniewaj się Lily...my po prostu się zastanawiałyśmy dlaczego...
-Dlaczego jeszcze nie umówiłam się z Potterem, hmm? - zapytałam coraz bardziej zła. Dlaczego wszyscy nie dają mi spokoju.
-Nie. Dlaczego nie zauważyłaś, że Snape się na ciebie cały czas gapi...-dokończyła cicho Alice. Zamarłam.
-A co ma wspólnego Snape do Blacka? - zapytałam zdezorientowana. Nic tu nie miało sensu.
-No bo...

-Nie myj tych włosów, ładne są! - zaśmiała się Mary ciągnąc Dorcas z powrotem z łazienki do pokoju. Dorcas prychnęła. 
-One są tłuste! Muuuszę je umyć - zawyła. 
-Mary ma rację, Dorcas, masz jakąś fobię - zaśmiała się Alice. - Fobię na punkcie tłustych włosów!
-Tłustowłosofobia - zawtórowała jej Mary. - Ooch, szkoda, że Lily tego nie słyszy - dodała łapiąc się za brzuch.
-Och...mogłaby to odebrać jako sugestię co do Smarka...-wzruszyła ramionami Alice. Mary zmarszczyła brwi. 
-Jak to? Przecież oni już się nie przyjaźnią - stwierdziła, nie wiedząc, o co może chodzić przyjaciółkom. Sama nigdy nie wypominała Lily tej znajomości.
-Ale mogłaby. Wszystkie dobrze wiemy, że jeśli chodzi o Snape'a to jest bardzo przewrażliwiona - powiedziała Alice.
-Jemu też przydałaby się taka fobia - stwierdziła obrażonym tonem Dorcas, patrząc z wyrzutem na Mary. - JA CHCĘ UMYĆ WŁOSY!!! - krzyknęła, tupiąc co chwila nogą.
-Ładnie się ułożyły! I wcale nie są tłuste!!! - stwierdziła z udawanymi pretensjami Mary znów wybuchając  śmiechem.
-Właśnie...zauważyłyście, że Snape jakoś często patrzy w stronę Lily? Na posiłkach praktycznie bez przerwy się na nią gapi!! - zauważyła Alice.
-Może chce ją znowu przeprosić? - zapytała Mary, zapominając na chwilę o szamoczącej się Dorcas. Puściła ją, a dziewczyna skorzystała z okazji. Zaraz potem w dormitorium słychać było głośny trzask zamykanych drzwi.
 -A może się zakochał? - stwierdziła chytrze Alice.
-DORCAS! NIE MYJ TYCH WŁOSÓW TY NIEDOBRA DZIEWUCHO! - krzyknęła Mary waląc ręką w drzwi. Na nic. Już słychać było szum wody. - Trzeba jej przemówić do rozsądku. Ciągle je się wydaje, że ma tłuste włosy - westchnęła.
-A co to zmienia? - wzruszyła ramionami Alice. - Jeśli czuje się lepiej, gdy je częściej myje...
-Ona je myje dwa razy dziennie - stwierdziła Mary ze sceptyczną miną.
-No chyba że tak...- mruknęła Alice. - Ale, powiedz Mary, co myślisz o tej hipotezie. Może Snape kocha naszą Lily?
-Bzdura - ucięła Mary. - I niby dlatego nazwał ją szlamą kilka miesięcy temu? Bo ją kocha? - zapytała nie dowierzając. Nikt by jej nie przekonał do takiej wersji wydarzeń.
-No może...-zastanowiła się Alice. - Tak czy inaczej i tak nie zazdroszczę tej, która się jemu spodoba - Alice skrzywiła twarz z niesmakiem.
-Przesadzasz - westchnęła Mary. - To było niemiłe i...wredne. A jakby ktoś tak powiedział o tobie? - zapytała swoim znanym tonem.
-Masz stanowczo za miękkie serce, Mary. Ale powiedz, wolałabyś się podobać takiemu Smarkerusowi czy może dajmy na to Blackowi?
-A co ma do tego Black? - zapytała zdezorientowana Mary.
-Ooo, wszystko kochana - powiedziała Dorcas, która właśnie wyszła z łazienki. Z mokrymi włosami. Mary  jednak nie zwróciła na to uwagi zbyt przejęta rozmową.
-Chyba nie rozumiem...-stwierdziła wolno, patrząc to na jedną, to na drugą przyjaciółkę.
-Proszę cię - prychnęła Dorcas. - Nie mów, że nie czułabyś się choć trochę dowartościowana, gdyby się okazało, że podobasz się Blackowi. Każdy by był!
-Nie - pokręciła głową Mary. - Zapominasz o jednej osobie, która jest już w podobnej sytuacji i bynajmniej nie jest z tego tytułu zadowolona. Lily.
Dorcas zaśmiała się na te słowa. 
-Może i James ją denerwuje, ale myślę, że zdaje sobie sprawę z tego, jak inne dziewczyny jej zazdroszczą. W końcu James jest jednym z dwóch najprzystojniejszych chłopaków w szkole.
-Właściwie to byłabym skłonna zaryzykować stwierdzenie, że i James, i Syriusz, choć trochę jej się podobają - dodała z namysłem Alice. Mary się zastanowiła.
-No nie wiem...
-W sumie...-zaczęła Dorcas. 
-No może...-zmarszczyła brwi Alice, jakby dopiero teraz dotarł do niej sens własnych słów.
-Właściwie to jest Lily. Nigdy się nie dowiemy, czy to jej duma nie pozwala jej przyznać, że Huncwoci są przystojni, czy to może jej spaczony gust...-mruknęła Dorcas.
-Ej! Umyłaś włosy!!- zawołała nagle Mary. Do Dorcas ledwo dotarły te słowa, wiedziała już, że nie dożyje kolacji.


-
Spaczony gust...-powtórzyłam ledwo powstrzymując się od śmiechu i próbując zachować kamienną twarz. Nie wyszło. Zaraz parsknęłam, a tuż po mnie zrobiła to Alice. -Przynajmniej wiem już, co myślałyście o wszystkich moich chłopakach...-wykrztusiłam, dalej chichocząc.
-Oj...tu chodziło o Smar...Snape'a - wyrzuciła Alice ocierając łzy rozbawienia. - W każdym razie...
-Co tu się dzieje? - usłyszałam pełen oburzenia głos profesor McGonagall. - Evans, Thomas, dlaczego nie ma was na zajęciach? - zapytała surowym tonem. - Proszę bardzo, idziemy do klasy - powiedziała wskazując ruchem głowy, żebyśmy za nią poszły. Zanim dotarło do mnie, że profesorka odprowadzi nas do klasy, gdzie była już i Lily, i Alice, było za późno. Już szłyśmy w kierunku sali. No świetnie.

8 komentarzy:

  1. oooooojooojoooj.. robi sie groźnie! ratunku! przecież nie mogą sie zbaczyć! tak nie może być!!
    w każdym razie świetne!! :D <3 nie moge sie doczekać kolejnego <3 weny życze :D <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholibka, co tu się dzieje! Czekam już na następny rozdział!! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej zostałaś nominowana do LBA! :-)
    http://evansuszm.blogspot.com/2014/12/nominacja-do-lba.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww... cudne *.* Kiedy kolejny rozdział ? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog! Czekam na nastepny rozdzial !! Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy rozdział? ;( rusz dupe i pisz ! Weny ! Weny ! Rozdzial sam sie nie napisze... ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!
    Oczywiście przeczytałam już dawno, ale dorwałam się zapewne na telefonie,a ja strasznie nie lubię pisać na tym diabelskim urządzeniu, które złośliwie zmienia mi wszystkie wyrazy. Tak, więc jestem dziś. Rozbawiła mnie Lily, polazła do swojego własnego chłopaka spytać czy jest złym człowiekiem, gratuluję pomysłu:D Myślę, że powinna spytać też Jamesa, na pewno wygłosiłby długi monolog o jej cudowności i wspaniałości:D Alice na śniadaniu rozwaliła dziś system, królowa notki, serio, serio:) Nie wiedziały, że Syriusz ma brata Oo, dziwne, myślałam, że jako kobiety orientują się minimalnie w życiorysie najsławniejszych osób w zamku:) Lora im wcześniej zorientuje się, że nie ma szans zatrzymać Pottera na dłużej tym lepiej, co dziwne nie denerwuje mnie ta postać, tylko mi jej szkoda:( Nie łatwo jest żyć jak uczucia ulokowały się w nieodpowiedniej osobie, zwłaszcza w szkolnym playboyu:( Rozmowa dziewczyn o włosach Snape`a bezcenna:D Jak to można z niczego konkretnego wywnioskować takie rzeczy, jak spaczony gust Evans:)
    Oho! McGonagall, wreszcie zacznie się dziać!
    Dziękuję za odwiedziny u mnie, to wiele dla mnie znaczy jak autorzy moich ulubionych blogów do mnie zaglądają:)
    Pozdrawiam! Czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  8. fajne ale ja czekam az sie znowu pocalują

    OdpowiedzUsuń