Strony

4 lutego 2015

Rozdział 30.

-Dobra - popatrzyłam na zegarek, obawiając się, co zaraz zobaczę. Serce zaczęło mi szybciej bić. Dochodziła piąta.
Spojrzałam niepewnie na Alice. Nadal byłam na nią zła, a z tego co zobaczyłam w jej oczach, byłam pewna, że i ona nie ma zamiaru się godzić. Przypomniałam sobie jej słowa. Jak mogła tak powiedzieć? Czy to kolejny dowód na to, że podle wykorzystuję ludzi?  Gdyby wierzyć twojej mało wiarygodnej historii to już spędzałaś z nim upojne chwile, więc ta nie zrobi ci różnicy. No co, to przecież prawda. Nawet kiedy zwróciłam jej uwagę brnęła w to dalej. To nie było zwykłe zapomnienie się. To była jawna chęć dogryzienia mi. Potrząsnęłam głową. Nie teraz. Powinnam się skupić na otworzeniu Pokoju Życzeń. Pomyślałam przez chwilę. O czym muszę pomyśleć? Chciałabym znaleźć zmieniacz czasu. Pomyślałam mimowolnie. Zamknęłam oczy i zaczęłam wolno przechadzać się przed ścianą.
Miejsce, w którym znajdę zmieniacz czasu - powtarzałam. Kiedy usłyszałam okrzyk zachwytu Alice, wiedziałam, że się udało. Stanęłam i otworzyłam oczy. Przede mną widniały wielkie, potężne drzwi. Takie same jak dwie doby temu. Pokiwałam w zamyśleniu głową. Jak mogłam przeoczyć tak oczywistą rzecz jak ta, że przeszłam wtedy pod tą ścianą aż trzy razy? To było nienaturalne, a mimo to żadnej z nas nie przyszło to do głowy.  Podeszłam szybko i pociągnęłam za klamkę. Zanim drzwi się za mną zatrzasnęły, ktoś je przytrzymał. To Alice weszła do pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Miałam nadzieję ujrzeć to samo wnętrze, jak dwie doby temu. Nic bardziej mylnego.
-Na gacie Merlina - powiedziała Alice kompletnie zbita z tropu stając jak wryta. Sama jej nie słuchałam. Pomieszczenie tym razem było jeszcze większe, rozmiarów katedry. Nie było żadnych półek, jak ostatnio. Sterty rzeczy, które leżały na podłodze i piętrzyły się wysoko w górę, układały się w ściany, wyznaczając alejki. Rozejrzałam się dookoła. Tu było wszystko.
-Matko jedyna, Lily, gdzie ty nas wyprowadziłaś - jęknęła Alice, która już chyba zapomniała o naszej sprzeczce.
-Zrobiłam wszystko jak mi poradzili! - zaczęłam, coraz bardziej się denerwując. Czy to możliwe, że Huncwoci, nawet w chwili zagrożenia życia, robili sobie z nas żarty? - Dobra, spokojnie. Wiem mniej więcej jak działa pokój - stwierdziłam biorąc kilka wdechów. Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą, możemy się pożegnać z powrotem do normalnego życia. - Poprosiłam o miejsce, w którym znajdę zmieniacz czasu - mruknęłam ważąc każde słowo - najwidoczniej tu jakiś jest. Wystarczy go tylko znaleźć...
-Tylko? Tylko?! Lily, nie widzisz tego pokoju? Ja nie wiem gdzie on się kończy, taki jest ogromny! Do tego z tryliony przedmiotów, które nie wiadomo skąd się wzięły!- krzyknęła Alice, a mnie coś tknęło. Zmarszczyłam brwi.
-Właśnie Alice...nie zastanawia cię, skąd wzięły się te wszystkie przedmioty? - podeszłam do górki z połamanymi krzesłami, poduszkami i jakąś starą klatką, w której coś było. Zapewne kiedyś nawet żyło.- To nie wygląda na dzieło tego pokoju...-mruknęłam.
-Kompletnie nie obchodzi mnie, dlaczego są tu jakieś krzesła. Lily, ja chcę wracać! - niecierpliwiła się Alice, której humor był tak inny od mojego. Jeszcze przed chwilą przerażona, teraz byłam na tropie kolejnej zagadki Hogwartu. Czy to możliwe, że przez te setki lat, te wszystkie rzeczy, znieśli uczniowie?
-Okej, accio zmieniacz czasu - mruknęłam i machnęłam różdżką. Nic. - No to wygląda na to, że jesteśmy zdane tylko na siebie - zaczęłam, po czym, po chwili namysłu, dodałam - no i na nasze ręce.
-Już piąta! - krzyknęła Alice patrząc na zegarek. Zaraz potem zniknęła za najbliższą stertą przedmiotów. Wzruszyłam ramionami i sama zabrałam się do przekładania rzeczy. Miałyśmy tylko cztery godziny.

-Alice..- zawołałam, wpadając na genialny pomysł po dłuższym czasie szukania. Plecy już mnie bolały od schylania. - Alice, wyjdźmy stąd i poprośmy jasno pokój o to, że chcemy zmienić czas, wtedy może będą jakieś szanse na powrót! - krzyknęłam. Zero odzewu. Jak duży może być ten pokój?, pomyślałam. Widocznie większy niż się spodziewałam, bo Alice ewidentnie mnie nie słyszała. Nie mogłam jej zostawić. Westchnęłam i skręciłam w alejkę, w której ostatni raz ją widziałam. Przeszłam jeszcze kilka kolejnych, a mój wzrok wyłapywał coraz więcej ciekawych rzeczy, które chciałabym obejrzeć z bliska. Nie ma na to czasu, powtarzałam.
-Alice! - zawołałam.
-Hmm? - usłyszałam zaraz. Odetchnęłam z ulgą. Już chciałam coś powiedzieć, kiedy zza jakiegoś regału wyszła Alice z koroną na głowie. Chociaż nie, to było coś innego...to był diadem. - Popatrz co znalazłam - powiedziała, wskazując na ozdobę. Patrzyłam martwym wzrokiem na rozmarzoną Alice. Jak mogła tak marnotrawić czas? Czy nie wiedziała, że właśnie igramy z czymś bardzo niebezpiecznym? - Piękny prawda? - zapytała. - Myślisz, że mogę go sobie wziąć?
-Zdejmij to - odezwałam się tonem wypranym z emocji. Zdziwiłam nie tylko Alice- zdziwiłam również siebie. Alice zmarszczyła brwi.
-Lily, daj spokój. Ten diadem wygląda na stary, pewnie jego właściciel już dawno o nim zapomniał...-zaczęła.
-A może jego właściciel nie chciał, żeby ktokolwiek go znalazł? - zapytałam. Czułam, że krew we mnie wzbiera. - Zresztą nieważne, i tak już wychodzimy i zmieniamy pomieszczenie - stwierdziłam podchodząc do dziewczyny i ściągając jej bez cienia delikatności ozdobę. Popatrzyłam na nią i na moment utkwiłam w niej wzrok. Na diademie były wygrawerowane słowa: Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie.
-Co, spodobał ci się? -zapytała dość uszczypliwie Alice. Prychnęłam i nałożyłam go na popiersie jakiegoś czarodzieja. Byłam jednak pewna, że skądś znam tę ozdobę. Ba! Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś kiedyś mówił mi coś o jakimś zaginionym diademie...
-Wychodzimy - stwierdziłam sucho, zerkając na zegarek. Ósma trzydzieści. Aż sama nie wierzyłam, że ten czas tak szybko upłynął. - Dobra, zmiana planów. Biegniemy - rzuciłam za siebie i ruszyłam jak najprędzej w kierunku, jak mi się wydawało, wyjścia. Źle mi się wydawało. Dobiegłam do końca alejki i skręciłam w lewo. Okazało się jednak, że to był ślepy zaułek. Kilka sekund później stała za mną Alice.
-Dlaczego się zatrzymałyśmy? - zapytała zdyszana. Ja byłam w szoku. Przecież wyszłam z tej alejki!
-Alice, powiedz mi czy to możliwe, że te rzeczy zmieniają ułożenie? - zapytałam, marszcząc brwi.
-W Hogwarcie praktycznie wszystko jest możliwe...-zaczęła wolno Alice - ale jak sama mówiłaś, to najpewniej uczniowie znosili te rzeczy. A rzeczy z reguły nie chodzą...
-Wiem, że nie chodzą - syknęłam i zawróciłam gwałtownie. Miałyśmy niecałe pół godziny na wydostanie się z wielkiego labiryntu lub znalezienie w tej stercie rzeczy małego złotego łańcuszka. Przeszłam jeszcze kawałek. Skręcałam, zawracałam, wysłuchując przy tym jęków Alice o tym, że już nigdy nie wrócimy do normalności. W końcu sama miałam tego dość. Zostało nam niewiele czasu, nie było już praktycznie żadnych szans na powrót.
 - Byłyśmy już tak blisko - jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. Alice cicho westchnęła, a zaraz potem poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Nie minęła chwila, a mnie przytuliła. - Przepraszam, przepraszam Alice, że mówiłam tak niemiłe rzeczy o tobie - zaczęłam łamiącym się głosem.  Uścisk się wzmocnił.
-Ja też cię przepraszam Lily, nie powinnam wtedy tak mówić, nawet jeśli byłam bardzo rozdrażniona. Uświadomiłam sobie to dopiero jak zmieniłaś temat przy Potterze, dlaczego cofnęłaś czas. Dopiero wtedy, jakby mnie coś opętało - szeptała gorączkowo. Łzy same pociekły. Wiedziałam, że choć mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut, nie uda nam się znaleźć zmieniacza. - Na dodatek to wszystko przeze mnie - dodała grobowym tonem Alice. Pociągnęłam nosem.
-Nie, Alice. To ja założyłam na siebie łańcuszek, żeby go obejrzeć. Ty przecież nie chciałaś go trącić. Nic by się nie stało, gdybym chwilę poczekała, aż go zdejmiesz - mruknęłam, ocierając oczy. Odsunęłam się od Alice i usiadłam na podłodze. Spojrzałam na zegarek.
-Ile nam zostało - usłyszałam smutny głos. Głos człowieka, który już pogodził się ze swoją zgubą. Zacisnęłam usta nie mogąc uwierzyć, że to moje ostatnie chwile. Co by się stało ze mną potem- nie miałam pojęcia. Może by mi wyrosła dodatkowa para rąk i nóg, a może bym zwariowała i wylądowała na zawsze w Świętym Mungu.
-Kwadrans - mruknęłam. Czułam się, jakbym za ten kwadrans miała umrzeć. I widocznie nie tylko ja...
-Och, gdybym teraz mogła, znalazłabym Franka i powiedziała mu o swoich uczuciach. Co z tego, że pewnie by mnie wyśmiał lub powiedział, że straciłam go na własne życzenie - westchnęła Alice. Zamyśliłam się.
-Ja pewnie bym znalazła Dorcas i Mary. Powiedziałabym, że to były wspaniałe lata. Tak jak z tobą, Alice - spojrzałam na nią. - No i Remusa, żeby go uświadomić, że jest przystojnym, mądrym chłopakiem i żeby był trochę bardziej pewny siebie, ale sądząc po ostatnim, Huncwoci już się tym zajęli - dodałam.
-A James? - zapytała delikatnie Alice. Spojrzałam na nią przelotnie, nie wiedząc o co jej chodzi. - Nie powiedziałabyś nic Jamesowi?
Westchnęłam.
-Może i bym mu coś tam powiedziała. Może to, że wcale nie jest takim idiotą, za jakiego go uważałam przez ostatnie lata. Podziękowałabym mu, że chciał pomóc, że się martwił - powiedziałam cicho. Nie o to chodziło Alice, wiedziałam to.
-No dobra, a coś więcej? - zapytała niecierpliwie. Wywróciłam oczami delikatnie się uśmiechając.
-Niech ci będzie - mruknęłam. - Mogłabym jeszcze dodać, że całkiem nieźle całuje - wyszczerzyłam się. -A Blackowi z kolei bym powiedziała, że zajął pierwsze miejsce na liście najbardziej irytujących mnie ludzi - dodałam. Alice zaśmiała się. - Och, nawet nie wiesz, Alice, jak trudno mi się pogodzić z tym, że za parę minut nastaną poważne konsekwencje tej wyprawy. Gdybym wiedziała...-zaczęłam, ale nie umiałam skończyć, więc tylko westchnęłam i powiedziałam cicho - chciałabym mieć teraz w ręce zmieniacz czasu.
 I wtedy stało się coś, co zaskoczyło nas obydwie. Coś runęło na podłogę, coś uniosło się w powietrze, i zaraz w moją stronę leciał złoty łańcuszek z klepsydrą. Wytrzeszczyłam oczy i wyciągnęłam dłoń, a naszyjnik delikatnie na nią opadł. Popatrzyłam jeszcze raz nie dowierzając.
-No tak, Alice! To Pokój Życzeń! O co w nim poprosimy, dostaniemy to! - olśniło mnie. Ta popatrzyła na zegarek.
-Lily - pisnęła  - zostały trzy minuty!
Na jej słowa zaczęłam działać. Szybko założyłam zmieniacz na nasze szyje i spojrzałam tępo na klepsydrę.
-Yyyy...Alice? Czy pamiętasz może jak się wraca? -zapytałam zakłopotana, bo zdałam sobie sprawę, że być może wszystko co robiłyśmy, było na marne.
-No przecież czytałaś, że wystarczy zjawić się w tym samym miejscu, o tej samej porze...-zaczęła i nagle zamarła. -Ach, świetnie, czy to znaczy, że ten zmieniacz czasu jest nam kompletnie niepotrzebny? -zapytała z udawaną uprzejmością.
-Nie mam pojęcia czy jest nam potrzebny - stwierdziłam szczerze. - Na wszelki wypadek miejmy go na sobie do dziewiątej.
-Lily...-po kilku sekundach ciszy Alice znów się odezwała. - Ale wtedy byłyśmy w innym miejscu. Pokój zamienił się w coś innego, myślisz, że to się liczy? - mówiła coraz ciszej. Pobladłam. Teoretycznie...
-Musi się liczyć - powiedziałam tonem, który nie wskazywał na to, że się martwię. Wiedziałam, że tym dodam otuchy przyjaciółce.
-Bądźmy dobrej myśli - mruknęła Alice, zerkając na zegarek. Wstrzymała oddech i zamknęła oczy, a w tej samej chwili, gdzieś w głębi pokoju, jakiś stary zegar ogłosił głośnym dzwonem, że wybiła dziewiąta. Otworzyłam oczy. Ale zamiast stać w pokoju wyładowanym po brzegi różnymi przedmiotami, stałam między wysokimi, zakurzonymi regałami. Udało się. Znalazłyśmy się w pomieszczeniu, z którego się cofnęłyśmy!
-Alice, Alice, udało się! -krzyknęłam rzucając jej się na szyję. Dziewczyna aż się zachwiała.
-To cu..cudownie Lily - wysapała. Zaraz potem podbiegłam do tym razem dobrze widocznych drzwi i mocno pociągnęłam za klamkę.
-Taaak! - krzyknęłam, kiedy tylko wyszłam na korytarz, a dwaj drugoroczni Gryfoni przechodzący akurat tamtędy, popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Co im się dziwić. Byłam potargana, brudna i zmęczona. Pewnie moją twarz przesłaniały sine wory wielkości jaj hipogryfów. W końcu nie spałam dobrych kilkadziesiąt godzin. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie. Zebrałam ostatnie siły i pobiegłam pod portret Grubej Damy. Alice, która wyszła zaraz po mnie, biegła tuż za mną. Kiedy dotarłyśmy, i już miałam wypowiedzieć hasło, portret sam się uchylił i wyszła z niego Dorcas.
-Matko Merlina, Lily, Alice, co wyście robiły! - krzyknęła. - Wyglądacie jakbyście nie spały kilka dni! - dodała oburzona. No tak, ona nic nie odczuła z naszej podróży w czasie. A ostatnio widziała nas w ciepłych łóżkach. Rzuciłyśmy jej się stęsknione na szyję, a ona stała nieruchomo zdezorientowana naszym zachowaniem. Po chwili jednak zaczęła nas klepać po plecach, nie wiedząc za bardzo co robić. - No już dobrze, dobrze, idźcie się położyć - powiedziała tonem matki, która darowała obowiązki swojemu dziecku. - Notabene nie jesteście pierwszymi, które wyglądają jak siedem nieszczęść. Huncwoci też nie są w najlepszej formie, a Remus to już szczególnie. Po tej lekcji idę go odwiedzić w Skrzydle Szpitalnym. Podobno jest bardzo chory...
I wtedy, choć bardzo tego nie chciałam, przypomniało mi się wszystko. Huncwoci wracający w nocy z dworu bez Remusa. Potter blednący na wycie wilkołaków. Dziwne zachowanie trójki chłopaków przynajmniej raz w miesiącu. Remus opuszczający szkołę raz w miesiącu.
-Przepraszam na chwilę...-powiedziałam, a uśmiech zszedł mi z twarzy. Alice popatrzyła na mnie zdziwiona, ale ja szybko się odwróciłam i pobiegłam w stronę odchodzącej Dorcas.
-Lily? Lily! Gdzie ty idziesz?! Do cholery, Lily masz tu wracać i odpoczywać! - krzyczała Thomas. Może zaczęła za mną biec, może i została pod portretem i wróciła do dormitorium. Nie obchodziło mnie to. Wyprzedziłam Dorcas i biegłam ile sił w nogach do Skrzydła Szpitalnego. Gdy tylko dotarłam, zatrzasnęłam drzwi i nie zważając na cztery zainteresowane spojrzenia, zabezpieczyłam je zaklęciem.
-No, no, no, Evans -usłyszałam głos Pottera, który leżał na swoim łóżku i przeglądał jakiś magazyn - wiedziałem, że mnie ubóstwiasz i nie chcesz się ze mną dzielić, ale żeby utrudniać innym dziewczynom dostanie się do boskiego Jame...-zaczął, ale gdy tylko zobaczył mój wzrok, umilkł.
-Chyba nie tylko my mieliśmy ekstremalną noc - stwierdził Peter, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Rzeczywiście, moja blada twarz, wory pod oczami i potargane włosy nie wyglądały, jakbym spała spokojnie. Właściwie to nie wyglądały nawet jakbym choć trochę spała.
-Zamilcz - powiedziałam, szukając wzrokiem Remusa. Zobaczyłam za to zaciągniętą zasłonę przy jednym z łóżek. - Ty...- zaczęłam podchodząc do niej. Szarpnęłam, a zasłona pod wpływem mojej siły się zerwała. Nie zważałam na to, nie miałam do tego głowy. Rzuciłam ją za siebie, nie patrząc gdzie leci. Popatrzyłam na twarz Remusa, który wyglądał na bardzo zmęczonego. Na mój widok oprzytomniał.
-Ty wstrętny kłamco! - zaczęłam, biorąc najbliższą poduszkę i waląc nią z całej siły w kolegę. Zaczynałam już o nim myśleć jak o przyjacielu, a teraz to wszystko runęło. - Jak...mogłeś...tak...oszukiwać!
Ktoś mnie złapał za ręce, w których tkwiła poduszka, i przyciągnął do siebie. Rozpłakałam się już z bezsilności, ze zmęczenia. Wtuliłam się w tors Pottera, który oszołomiony patrzył na Lupina. Obydwoje spodziewali się najgorszego.
-Możesz nam wytłumaczyć Evans, o co ci chodzi? - usłyszałam stłumiony głos Blacka. Podniosłam głowę i ujrzałam tylko górę przykrytą zasłoną, którą zerwałam. Pewnie normalnie bym się roześmiała, ale teraz zupełnie nie miałam do tego głowy. Oderwałam się od Pottera i jeszcze raz spojrzałam na Lupina.
-Masz mi powiedzieć, że nie jesteś wilkołakiem, rozumiesz? - powiedziałam, a łzy znów pociekły mi z oczu. Nie wiem, dlaczego tak zareagowałam. Miałam wrażenie, że to tak, jakbym ja sama raz w miesiącu miała się przemieniać w groźną bestię. - Masz mi powiedzieć, że to wszystko wymysł mojej wyobraźni - załkałam upadając. Położyłam łokcie na łóżku, tuż przy Remusie. - Powiedz coś...- zapłakałam wykończona. Milczał. Nie miałam już nawet siły tego analizować. Nie wiem jak to się stało, ale głowa sama opadła mi na pościel tuż obok rąk, a ja sama usnęłam.

-I niby jak się dowiedziała? - doszedł do mnie szept Pottera.
-Jest mądra, tak myślałem, że prędzej czy później się domyśli.
-I w ogóle cię to nie rusza? - tym razem odezwał się Black. Delikatnie otworzyłam powieki i momentalnie je zamknęłam. Nie wiem ile spałam, ale w sali było bardzo jasno. A ja leżałam na czymś wyjątkowo miękkim.
Remus westchnął.
-Lily sama zdecyduje czy po tym wszystkim chce utrzymywać ze mną dalsze kontakty, a...
-Dlaczego miałabym nie utrzymywać z tobą dalszych kontaktów?- zapytałam zaspanym głosem powoli się podnosząc. Byłam zdziwiona, gdy zobaczyłam czwórkę chłopaków siedzących na jednym łóżku, którzy patrzyli na mnie, jakbym miała zaraz zjeść to ich łóżko. - No o co chodzi? - zapytałam, a chwilę potem wszystko sobie przypomniałam. Wszystko. Spojrzałam jeszcze raz na Remusa. Patrzył na mnie niepewnie, a ja się trochę speszyłam. Oskarżyłam go właściwie bezpodstawnie o coś, z czym pewnie nie jest związany i na co i tak nie miałby wpływu.
-Nie chcesz nam czegoś powiedzieć? -zapytał Black swoim wyniosłym tonem. Westchnęłam.
-Okej. Remusie, musimy sobie wyjaśnić parę spraw, bo nic mi nie odpowiedziałeś. W sumie ten pomysł wydaje mi się absurdalny...-zaczęłam, chcąc się wytłumaczyć ze swojego zachowania. Kompletnie nie wiedziałam co we mnie wstąpiło, kierowałam się wtedy intuicją i emocjami. - I naprawdę nie wiem jak na niego wpadłam...ale pomyślałam, że możesz być wilkołakiem, choć to bezsensowne - mruknęłam zakłopotana. Było mi trochę wstyd przed czwórką najbardziej znanych chłopaków w szkole, że dałam się tak ponieść i to przez bzdurną myśl. - Przepraszam. Mogło cię to obrazić.
Cisza. Nikt się nie odezwał. Każdy z nich w milczeniu analizował moje słowa.
-Nie o to mi chodziło - Black w końcu machnął ręką.  - Rzuciłaś we mnie zasłoną, z której nie mogłem się wyplątać przez dobre dwadzieścia minut. Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał jeszcze raz.
-Dobrze ci tak - stwierdziłam, co wywołało uśmiech na twarzach reszty Huncwotów. Atmosfera jednak nadal była napięta.
-Chodziło mi bardziej o coś, co zaczyna się na prze, a kończy na praszam. Nie znasz może jakiegoś słowa, które spełnia te warunki? - zapytał jeszcze raz Black.
-Black, chcesz może więcej zasłon na twojej głowie? - spytałam miłym tonem. Chłopak niechętnie ucichł. - No - podsumowałam zadowolona z siebie, że znalazłam na niego jakiś sposób. Powinni za to napisać o mnie przynajmniej z pięć książek.
-Lily...-zaczął cicho Remus, a ja już wiedziałam, że nie przekaże mi miłej informacji. Czyżby nie chciał się po tym wszystkim ze mną zadawać? - A co jeśli wcale nie było to bezsensowne, jak to ujęłaś... - stwierdził wolno, a ja osłupiałam. Popatrzyłam szeroko otwartymi oczami po pozostałych Huncwotach i nerwowo się uśmiechnęłam.
-Żartujesz - stwierdziłam pewnie, ale miny jego przyjaciół wcale tego nie potwierdzały. - A niech mnie...nie żartujesz? - zapytałam i wtedy do mnie dotarła powaga sytuacji. Remus. Wilkołak. Przecież wilkołaki to krwiożercze stworzenia! Czy to możliwe, że Dumbledore trzyma w Hogwarcie wilkołaka? Jeden z mądrzejszych uczniów, jeden z najbardziej lubianych uczniów, jeden z najbardziej podziwianych uczniów, jeden z najmilszych uczniów...- No i co z tego - wzruszyłam ramionami, siląc się na spokojny ton. - To niczego nie zmienia - dodałam pewnie, próbując przekonać nie tylko ich. Wzięłam kilka głębokich wdechów i przeanalizowałam sytuację. Remus znikał odkąd pamiętam. Już wtedy był tym, kim był. Czy teraz coś to zmienia? Remus to Remus. Jest taki sam. I wtedy dopiero całkowicie się uspokoiłam. - Remusie, dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytałam, tym razem już łagodnie, ze zrozumieniem. Lupin odetchnął z ulgą, a jego mięśnie twarzy delikatnie się rozluźniły.
-Po prostu bałem się, że to coś zmieni...-powiedział cicho. Nikt nam nie przeszkadzał. Ba! Miałam wrażenie, że nagle pozostali Huncwoci wyparowali, a to bardzo rzadkie wrażenie.
-Jak mogłeś nawet pomyśleć, że coś się zmieni! - uśmiechnęłam się. - Jedyne co już nie będzie takie samo to to, że teraz pewnie co miesiąc będę się o ciebie tak martwić, że...-zaczęłam i zamarłam, patrząc po pozostałych Huncwotach. Zawsze znikali w noc, której Remus był nieobecny. Czy oni...? Potrząsnęłam głową. Nawet nie chciałam o tym myśleć. - Nawet nie chcę wiedzieć - zastrzegłam, zerkając nerwowo od Pottera do Blacka i znów na Petera. A rozszarpana ręka Pottera w listopadzie? A zadrapania na ich szyjach? A krztuszący się za każdym razem Peter, kiedy chciałam coś wiedzieć o ich nocnych wędrówkach? Czy na pewno nie chciałam wiedzieć? - Dobra, nie chcę wiedzieć, ale macie mi przysiąc, że nic was nie łączy z Remusem w innej postaci! - mówiłam coraz głośniej, nerwowo na nich spoglądając. Na Petera. Nic nie odpowiedział. Patrzył na wszystko, tylko nie na mnie. Na Pottera. Jego orzechowe oczy utkwione były we mnie, ale teraz nie dostrzegłam w nich tej radości, satysfakcji, niczego. Spojrzałam na Blacka. Ten cmoknął, a jego szare tęczówki uważnie mnie obserwowały.
-Oczywiście, Evans, że nie mamy z tym niczego wspólnego - stwierdził beztrosko. - Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że jesteśmy z tym w jakiś sposób powiązani? - dodał, podnosząc brew. Nie byłam do końca przekonana, ale coś w jego głosie nie pozwoliło mi z nim dyskutować. Że też taki Black był w tej sali!
- Oczywiście, Black - zaczęłam parodiując jego ton - nie wiem, jak mogło mi to wpaść do głowy. Jesteście przecież takimi wzorami, że wizja was włóczących się z wilkołakiem po Zakazanym Lesie wydaje się absurdalna - przymrużyłam powieki.
-No więc właśnie, nie ma się co stresować, Evans - machnął niedbale ręką Black. Kolejny raz mnie lekceważył. Albo robił to specjalnie, żeby mnie zdenerwować, albo znowu się zapominał i myślał, że jest nie wiadomo kim.
-Black - syknęłam już bliska wybuchu - tylko ty zaprzeczyłeś, a akurat tobie z tego całego towarzystwa wierzę najmniej!
-Mnie nie wierzysz! - oburzył się teatralnie Black. - Przecież ja jestem pierwszym najbardziej wiarygodnym człowiekiem! Mnie to się nawet McGonagall pyta o bardzo ważne sprawy wagi państwowej!
-Na przykład jakie? - zapytałam z kpiną.
-Na przykład - zaczął, przedrzeźniając mnie Black - czy to ja podpaliłem ogniem godło Ślizgonów, które spaliło się na różowy brokat.
-I co jej odpowiedziałeś? - podniosłam jedną brew.
-Że to nie ja - wzruszył ramionami Black na co się szczerze zaśmiałam.
-W sumie to był dobry pomysł, Łapo - odezwał się Potter, podpierając głowę o nadgarstek.
-Tak, też tak sądzę - dodał Peter.
-Pomysłowe - skwitował Remus.
-Dlaczego nas ze sobą nie wziąłeś? - zapytał lekko urażonym tonem Pettigrew.
-Ale to nie ja! - oburzył się Black.
-Daj spokój, Black, nie musisz się już zgrywać - wzruszyłam ramionami coraz bardziej zadowolona z towarzystwa Huncwotów. Całkiem przyjemnie spędzało się z nimi czas. Kto by pomyślał.
-Właśnie, Lily ma rację - dodał Remus. - Już nie musisz się ukrywać, McGonagall tutaj nie ma...
-Zaraz, zaraz...-zaczął Black, podnosząc palec wskazujący do góry na znak, żebyśmy ucichli - czy wy mi nie wierzycie? - zapytał ze zdumieniem, po czym zwrócił głowę w kierunku Pottera. - Nawet ty, Rogaczu?
Potter zaśmiał się cicho.
-Łapo, koniec przedstawienia, możesz już się przyznać - uśmiechnął się Potter.
-Chwila, chwila! Czyli jak wam powiem, że jest w szkole ktoś, kto ma bardzo podobne pomysły do naszych, i mnie jeszcze w to wrabia...
-A McGonagall ci chociaż uwierzyła? - wykrztusiłam między salwami śmiechu, przerywając mu.
-Żartujesz? - Black popatrzył na mnie z politowaniem. - Dała mi miesięczny szlaban za bezczeszczenie mienia innego domu...- mruknął.
-W sumie to zasłużyłeś - wtrącił Remus.
-Ale...
-No, to adekwatna kara, ale nie rozumiem, jak mogłeś dać się złapać...- dodał Potter.
-Przecież...
-Syriuszu, masz genialne pomysły! - zawył Peter.
-Z tym akurat mogę się zgodzić...-mruknął Black, dając sobie spokój i powędrował do swojego łóżka.
Westchnęłam i opadłam na miękkie poduszki. Zapowiadały się ciekawe miesiące nauki.

11 komentarzy:

  1. Super rozdział, jak i blog :) Dopiero teraz go znalazłam :D Czekam na NN
    A tymczasem na http://lily-james-i-ja.blogspot.com/ nowy rozdział :) Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak! W końcu wie o Remusie! :D rozdział cudowny, nie moge sie doczekać kolejnego! <3 weny życze :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spełniło się, piszę jak najęta :D szkoda tylko, że już niedługo nie będę miała dostępu do bloggera, co zmusi nas do kolejnej przerwy

      Usuń
  3. w końcu nowy rozdział ^^ no i nareszcie Lily wie o Remusie a było tak blisko by dowiedziała się jeszcze o animagach... eh;/ no ale trudno. Dowie sie kiedy indziej ;) rozdział świetny jak każdy i już czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. było blisko, ale na razie to tajemnica państwowa, Lily musi sobie zasłużyć, by ją poznać :D dziękuję, a następny rozdział ma się świetnie, gdyby nie wyszedł taki krótki, już bym go dodała :)

      Usuń
  4. Siemanko!
    Otóż jestem, tak, tak mam zapłon... Dwa dni po dodaniu notki...
    Najpierw zrobiłam sobie pysznej, gorącej herbatki, potem wygodnie się usadowiłam, następnie przeczytałam calutki poprzedni rozdział, ucieszyłam się, że podobają Ci się moje komentarze i zabrałam za nowość:) Genialną nowość!
    Ale najpierw! Nie mogę się z Tobą zgodzić, ponieważ przez te 5 miesięcy notki były bardzo udane i wcale nie były o niczym, jedyne z czym nie da się polemizować, to to, że są rzadko:P Ale cieszmy się, że są!:)
    Rozdział jak zawsze cudowny, czytając miałam przed oczyma obrazy z filmu (ach, te kino) jak Harry znalazł się w Pokoju Życzeń po diadem, jednak zamiast głównego bohatera, widziałam w nim Alicje paradującą jako "księżna" i naburmuszoną Lily:) Rozczuliła mnie scena, jak okazało się, że chyba nie wrócą do normalności i jak zaczęły się godzić:) CUDOOOOOOO! A i Lilka przyznała się, że Potter dobrze całuje!^^
    Ale mistrzostwem świata i tak była rozmowa mojej ulubionej dwójki Evans-Black:D Czytałam chyba z pięć razy, serio, serio, jak ty to robisz, że oni tak genialnie się dogadują:D No i nie taki Huncwot straszny, jak go malują,nie? Nawet Evansidło to zauważyła, że są fajni:) Mają konkurencje?:> Oo
    Brawa dla Lily, przynajmniej nie nawrzeszczała na Lupina, bo jej nie powiedział, oto jej pierwszy krok do przestania być - niewrażliwym samolubem:)
    PISZ! Weny! Czasu!
    Pozdrawiam Rogata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, aż się zdziwiłam, że o tym wspomniałaś, bo szczerze mówiąc w wersji nr 1 Lily Evans tak nawrzeszczała na Remusa, że biedny miałby chyba później uraz do rudych kobiet...albo do wszystkich kobiet... Dziękuję za głęboką analizę rozdziału ;D

      Usuń
    2. Nie powiem, że liczyłam na długi i nudny wykład o tym jak to" Remus nie powiedział jej, że jest wilkołakiem i jak to ona, Lily jest jego zachowaniem rozczarowana, bo przecież miał milion okazji aby ją o tym poinformować, a musiała się sama domyślić" i zdziwiła mnie jej opanowana postawa, jednak zwaliłam to na poczet jej przemiany w bycia miłym człowiekiem:D
      Rogata

      Usuń
  5. Świetne! Tylko dlaczego tak krótko? Czekam następną notkę! Weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, następny rozdział wyszedł mi jeszcze krótszy, dlatego specjalnie dla Ciebie go rozbudowuję :) Widzisz jaki masz na mnie wpływ? :D

      Usuń
  6. Slotyro Casinos - Mapyro
    › casinos 파주 출장샵 › slotyro-casinos 수원 출장마사지광양 출장안마 casinos › slotyro-casinos Find Slotyro Casinos, with 하남 출장안마 reviews, ratings, latest bonus 제주 출장샵 codes and promotions.

    OdpowiedzUsuń