Strony

30 maja 2014

Rozdział 7.

      Nie od dziś było wiadomo, że Gruba Dama to nałogowa plotkara. Powtarzała wszystko to, co zobaczy albo usłyszy. Razem ze swoją przyjaciółką Violet dostarczały od rana mnóstwo najrozmaitszych i najgorętszych ploteczek uczniom. Tak było i tym razem. Wieść, że James Potter, słynny szukający gryfonów, jeden z czwórki znanych na cały Hogwart Huncwotów, jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, wrócił w środku nocy zakrwawiony, z rozszarpanym ramieniem, rozeszła się w tempie ekspresowym nawet jak na Hogwart. A wiadomość, że zdarzyło się to dzień przed meczem quidditcha, przerażała kibiców drużyny Gryfonów jeszcze bardziej. Po całym zamku krążyły najróżniejsze plotki: poczynając od tego, że wściekła dziewczyna wbiła mu paznokcie w rękę i ją rozharatała, kończąc na stadzie hipogryfów, którym Potter się nie ukłonił lub Voldemorcie-wampirze, który wgryzł się w ramię szukającego, bo ten nie zjadł czosnku. Każda kolejna wersja  była coraz głupsza.
Siedziałam właśnie i piłam sok dyniowy, bo nie mogłam nic przełknąć, gdy do sali wkroczyli Huncwoci. Wszyscy zaczęli się za nimi oglądać z jeszcze większym zaciekawieniem niż zawsze, a największym zainteresowaniem darzyli właśnie Jamesa Pottera.
Cała trójka Huncwotów (znowu bez Remusa) wyglądała na niewyspaną, ale akurat ten fakt nikogo nie zdziwił każdy był już poinformowany o nocnej eskapadzie Pottera. Spojrzenia uczniów utkwione zostały w prawym ramieniu Rozczochrańca. Złapałam się na tym, że sama się w niego wpatruję.
Potter szedł i łowiąc kolejne zaciekawione spojrzenia młodych czarodziejów zrobił zdziwioną minę. Pewnie nie spodziewał się, że informacja o jego "drobnej kontuzji" może rozejść się po Hogwarcie tak szybko. Zaraz jednak na jego twarz wpłynął ten wszystkim dobrze znany, wyćwiczony, huncwocki uśmiech.
Huncwoci usiedli naprzeciwko mnie. Spojrzenia uczniów nadal były utkwione w Jamesie, który, jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się do wszystkich. Niektóre dziewczyny pod wpływem jego spojrzenia rumieniły się, a gdy się uśmiechnął piszczały razem z przyjaciółkami. Nie mogłam uwierzyć w ich głupotę. Skwitowałam je sceptycznym spojrzeniem. Naprawdę, one tak na poważnie? Wyłowiłam w tłumie kolejną dziewczynę, która szturchała swoją koleżankę, aby ta zobaczyła, jak słynny szukający się do niej uśmiechnął. Potter był w swoim żywiole.
Nie wierzę, że można być tak głupim szepnęłam do siedzącej obok mnie Mary. Wskazałam jej głową jakąś brunetkę z Ravenclawu, która piszczała ze swoją przyjaciółką. Obydwie z Mary wybuchnęłyśmy w tej samej chwili śmiechem. Zauważyłam kątem oka, że Potter mi się przypatruje. I wiedziałam, że robił to od dłuższego czasu.  Spojrzałam na niego pytająco,ale w tej samej chwili podszedł Clark Hannes jeden z pałkarzy Gryffindoru. Clark był średniego wzrostu, dobrze umięśnionym blondynem o szaro-zielonych oczach i przyjaznej twarzy. Zawsze widywano go uśmiechniętego, był bardzo miły i świetnie dogadywał się z Huncwotami. W tym roku kończył już Hogwart  był na siódmym roku. Chłopak szturchnął Pottera w ramię. Prawe ramię. Ten syknął z bólu.
 – O co chodzi, Clark? – Zapytał po chwili, gdy ból trochę przeszedł.
Czyli to prawda? Zapytał z niedowierzaniem. To prawda, o tym co mówią o twojej ręce? Najbliżej siedzący uczniowie z zaciekawieniem spojrzeli na dwóch chłopaków.
Zależy co mówią. Potter uśmiechnął się łobuzersko i puścił mi oczko. Podniosłam jedną brew.
I ty jeszcze żartujesz, James?! Nie mamy nikogo na pozycję szukającego za ciebie! Pierwszy raz pałkarz był śmiertelnie poważny. On też już był zirytowany. Coraz więcej osób przysłuchiwało się tej rozmowie.
Po pierwsze Clark, to ja jestem kapitanem i to ja powinienem się martwić takimi rzeczami, a po drugie, to nie ma się czym martwić, bo nie będzie nam potrzebny nowy szukający odparł beztrosko Potter i już chciał wrócić do nieskończonego śniadania, ale Clark mu nie pozwolił.
To niby co? Zagramy bez szukającego?! – Zapytał z drwiną pomieszaną z zaciekawieniem i niedowierzaniem.
Nie.
To co w końcu? Może mi powiesz, że w ogóle nie zagramy, co?
To on będzie grał, głąbie! – Odezwał się przysłuchujący się wcześniejszej wymianie zdań Black.
Z uszkodzoną ręką?! – Wskazał na ramię Pottera. Popatrz! – Uderzył szukającego w ramię, a ten złapał się za nie, wstał i krzyknął:
Co ty do cholery wyprawiasz, Hannes?!
Widzisz? Nie można cię dotknąć, a ty chcesz jeszcze startować w jutrzejszym meczu! Teraz cała sala włącznie z nauczycielami zainteresowana była dyskusją przy stole Gryfonów.
To moja decyzja, czy będę grał, czy nie, więc z łaski swojej rób to co do ciebie należy i nie wtrącaj się w nieswoje sprawy! Powiedział Potter.
Człowieku! Tu chodzi o twoje zdrowie! Wszyscy świetnie wiemy, że sobie poradzisz! Pytanie tylko jaką cenę przyjdzie ci po tym meczu zapłacić?! Widzisz co przed chwilą się stało, gdy cię klepnąłem? Żadna maść nie pomoże! Kto ci tak to ramię załatwił?  
Od stołu wstał też Black.
Nie interesuj się, Hannes syknął.
Jesteśmy jednym zespołem, tak czy nie? A teraz Wielki Pan Szukający uszkodził rękę!
Wszystko będzie jak dawniej! Gramy w starym składzie, no chyba że ktoś umrze do jutra. Wzruszył ramionami Potter. – Dzisiaj o siedemnastej trening. Bez dyskusji.
Nie wierzę! I co? Chcesz cierpieć dla jednego meczu quidditcha? A jeśli coś sobie trwale uszkodzisz?
Nic sobie już bardziej nie uszkodzę, a to jest AŻ jeden mecz quidditcha i jeśli myślisz, że przez rozszarpaną rękę będę w stanie z niego zrezygnow...
Rozszarpaną?! Chcesz mi powiedzieć, że jeszcze w nocy była rozszarpana?! – Zapytał z jeszcze większym niedowierzaniem pomieszanym z przestrachem Clark.
– Clark, idź zjeść śniadanie. – Mina Pottera była poważna. Hannes chyba oprzytomniał i zrozumiał, że to nie jest temat na teraz. Gdy cała szkoła słucha. 
Idź po jakąś maść. Może lepiej ci zrobi. Uspokoił się Hannes. Jeśli musisz zagrać...
Cieszę się, że zrozumiałeś. Uśmiechnął się Potter i kiwnął na przyjaciół. Z pozostałymi Huncwotami wstali i wyszli z sali ku niezadowoleniu Petera, który tęsknie spoglądał przez ramię na swój niedokończony tost.
W Wielkiej Sali jeszcze na chwilę było cicho, ale zaraz potem wszystko wróciło do normy. Powrócił codzienny gwar śniadaniowy. Poczułam czyjeś spojrzenie na sobie. Rozejrzałam się i napotkałam parę czarnych, zimnych oczu. Ich właściciel miał takiego samego koloru, tłuste włosy. Patrzył na mnie przenikliwie on mój były przyjaciel. Ale ja w geście ignorancji odwróciłam wzrok i wdałam się w dyskusję z Dorcas. W głębi duszy wiedziałam, że on już wie, że byłam w to zamieszana. Tak, Severus wiedział różne rzeczy. Nie obchodziło mnie to. Może Potter był irytujący i nieraz nie do zniesienia, ale przenigdy by mnie nie obraził.
A Severus to zrobił, chociaż zarzekał się, że nie ma dla niego znaczenia skąd pochodzę.


      Na pierwszej lekcji miałam wróżbiarstwo. Chodziłam na nie tylko ja, Mary, Potter i Black z Gryffindoru, dwie Puchonki, trzy Krukonki i jeden Krukon oraz jeden Ślizgon z naszego rocznika. Mało osób wybierało wróżbiarstwo. Zastanawiałam się, dlaczego Huncwoci wybrali ten przedmiot, ale takie samo pytanie można by było zadać mnie.
Wbrew pozorom lubiłam tę lekcję. Co prawda opierało się ona na subiektywnej opinii nauczycielki Amandy Galley, która znana była z trafnych przepowiedni za młodych lat, ale uważałam tę dziedzinę magii za niezwykłą i interesującą. Chyba każdy chciałby wiedzieć, co go czeka w przyszłości, tak czy nie? Amanda miała około osiemdziesięciu lat sądząc po siwych włosach i wielu zmarszczkach, była wysoka i wyglądała bardzo dostojnie, owinięta szalami w swojej długiej, bordowej szacie. Mówili, że jej talent zaniknął z latami może to i prawda, bo albo mówiła nam bardzo oczywiste rzeczy („Chłopcze, najbliższy mecz, który zagra twoja drużyna będzie dla was wygrany” do Pottera lub „Jesteś za bardzo przepracowana i niedługo nie wytrzymasz psychicznie” do mnie) lub zaczynała mówić, że wszyscy umrzemy i to już niedługo. Ale byłam świadkiem, gdy raz jej przepowiednia się sprawdziła a dotyczyło to właśnie mnie. Na początku piątego roku powiedziała, że do końca roku osoba bliska rozstanie się ze mną na zawsze, ale nigdy mnie nie zapomni. Na początku myślałam, że chodzi o rok kalendarzowy i uznałam, że profesorka znów wygadywała głupoty. Po SUMACH przypomniałam sobie tę przepowiednię.
I dzisiaj nie było inaczej. Profesor Galley weszła do sali i powiedziała swoim najbardziej mrocznym i tajemniczym głosem na jaki było ją stać:
Witajcie, kochani. Coś czuję zapach śmierci i bólu wśród was. Dzisiaj sprawdzimy dzięki linii życia na waszych dłoniach, kto opuści nas jako pierwszy. Dobierzcie się w pary i otwórzcie podręcznik na stronie 204. Tam znajdziecie wskazówki dotyczące czytania z dłoni.
Mary zaśmiała się i otworzyła książkę.
To ja pierwsza czytam z twej dłoni – powiedziała naśladując mroczny głos nauczycielki. Uśmiechnęłam się i podałam jej rękę. Ta na coś uważnie patrzyła i co chwila zerkała do książki. Pani profesor! Może pani tu podejść na chwilę? zapytała.
O co chodzi Mary? Spojrzałam na nią zdziwiona. Coś nie tak?
O co chodzi panno MacDonald? Podeszła do nas profesor Galley.
Pani profesor proszę spojrzeć na dłoń Lily powiedziała przejęta Mary. Jej linia jest dosyć krótka, co według podręcznika oznacza, że nie będzie długo żyła, ale ciągnie się dalej przerywana, jakby Lily po śmierci miała...
Och, panno Evans! – Wykrzyknęła profesor Galley. To bardzo rzadko spotykana linia! Oznacza, że znacząco wpłynie pani na losy świata mimo krótkiego życia!
Zaśmiałam się. Wszyscy się na nas patrzyli.
To co, jak za każdym razem? Ile czasu mi zostało? Co mam zrobić, żeby wpłynąć na losy świata? To jest idiotyczne! – Zapomniałam, że mówię do profesorki. Taka informacja była jak ta ostatnia kropelka wpadająca do czary i przelewająca ją. Nauczycielka popatrzyła na mnie ze współczuciem.
Wieść, że wcześnie zginiemy jeszcze nikogo nie ucieszyła, panno Evans.Wiem, że ciężko się pani z tym pogodzić. Jest pani bardzo dobrym obiektem do przepowiadania przyszłości, wie pani? Proszę mi powiedzieć, czy sprawdziła się moja przepowiednia z ubiegłego roku?
Zamarłam. Wszyscy na mnie popatrzyli z wyczekiwaniem i zaciekawieniem. Czułam na sobie przeszywające spojrzenia Pottera, Blacka i Mary.
Może,a jaki ma to związek z tą dzisiejszą?
Panno Evans,mam pewną teorię. Niektóre osoby są bardzo łatwe do, nazwę to „rozgryzienia”, ale innych zachowanie jest nieprzewidywalne. Myślę, że przepowiadanie przyszłości ma się odwrotnie do przewidywania cudzych zachowań. Mam na myśli, że jeżeli jest pani osobą upartą, czy ciężko przewidzieć pani zachowanie, to przepowiednie dotyczące pani będą łatwe do zobaczenia. Rozumie pani?
– To znaczy, że umrę za kilka lat...
Ale będzie pani miała wielki wpływ na historię świata, tak, panno Evans.
Nie wierzę w te bzdury. Sama nie wiedziałam już czy w to wierzę, czy nie.
– Panno Evans, ostatnim razem też pani nie wierzyła, ale nie wymagam, aby zaakceptowała pani swoją wczesną śmierć, ostatecznie nawet dorośli czarodzieje nie radzą sobie z taką wiedzą. Ktoś jeszcze coś powie na temat linii życia kolegi?
Pani profesor? Zapytała blondwłosa Puchonka. Gdzieś słyszałam, że z linii życia można wyczytać ogólnikowo, jakie będzie to życie, takie bardzo ważne fakty.
Ach, tak. Istnieje coś takiego, to vita fabula, opowiadanie życia.
Dlaczego nie ma o tym w podręczniku? Dopytywała się dziewczyna
Vita fabula była często wykorzystywana w średniowieczu. W końcu, nie wymaga wybitnych umiejętności, aby ogólnie przepowiedzieć przyszłość. Każdy mógł czytać z dłoni. Niektórych czarodziei zaczęła ogarniać panika, kiedy dowiedzieli się co ich czeka. Ówczesny Minister Magii zabronił przepowiadania przyszłości w ten i inny sposób. Do dzisiaj zapomniano już o tej sztuce i mało kto słyszał o „opowiadaniu życia”. Mało jest znawców, którzy świetnie to robią i chociaż nie obowiązuje już zakaz, nie ma chyba specjalisty w tej dziedzinie magii. Ja oczywiście umiem to robić. Na przykład – tu wzięła dłoń najbliżej siedzącego niej ucznia, którym okazał się Black – pan Black spędzi kilkanaście lat w więzieniu. No tak, nie jesteśmy specjalnie tym zaskoczeni. – Stwierdziła profesorka, puszczając jego rękę, jakby nic się nie stało i kontynuowała przechadzkę po klasie. Potter parsknął śmiechem, a Black spojrzał na niego z uśmiechem. – Pewnie zamkną mnie za morderstwo profesor Galley – mruknął.
Zadzwonił dzwonek. Wstałam i wrzuciłam wszystko do torby. Wyszłam z Mary z klasy. Właśnie schodziłyśmy, gdy ktoś na mnie wpadł.
Ojej, przepraszam najmocniej. Chłopak podniósł moją torbę, która upadła i mi ją podał. Zwykle nie mam zwyczaju wpadać na takie piękne i czarujące dziewczyny, ale najwidoczniej to przeznaczenie. Uśmiechnął się zawiadacko. Był to wysoki, miał brązowe włosy i szare oczy. Skądś go kojarzyłam. On najwidoczniej zauważył moje świdrujące spojrzenie, bo uśmiechnął się przepraszająco, wyciągnął rękę i powiedział:
Faktycznie, nie przedstawiłem się. Mike Taylor.
Taylor. Taylor. Teraz do mnie dotarło. Kapitan drużyny Krukonów.
Pewnie oczekiwał, że znam jego nazwisko i nie będzie musiał się przedstawiać.
Ehm... Lily Evanschrząknęłam i uścisnęłam dłoń.
Wiem kim jesteś. Wiesz, od zawsze mnie interesowałaś. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Zdziwiłam się. Niejeden na jego miejscu zawstydziłby się taką bezpośredniością i szczerością, a on czuł się całkowicie swobodnie. Przypominał trochę Pottera. Może wybrałabyś się ze mną na spacer po błoniach, co?
Nie wiem, czy przed świętami dam radę. Za dużo obowiązków. Uśmiechnęłam się znacząco, pukając przy tym w plakietkę prefekta.
No, ale chyba dla czarującego chłopaka znalazłabyś czas, hmm? –Zapytał. Już drugi raz użył słowa „czarujący”. Mimo wszystko było w nim „to coś”, co przyciągało do niego jak magnez .
Zobaczę, co da się zrobić. Uśmiechnęłam się. Ale teraz muszę iść na kolejną lekcję, a jak się spóźnię i dostanę szlaban, to już na pewno nic nie wykombinuję.
Oczywiście.W sprawie spaceru jeszcze cię złapię, więc nie martw się,n ie uciekniesz mi. Uśmiechnął się łobuzersko i pomachał na pożegnanie.
Odwróciłam się w kierunku lochów, gdzie za chwilę miała rozpocząć się lekcja eliksirów. Zauważyłam rozbawioną Mary stojącą pod ścianą i patrząca na mnie z dezaprobatą.
No, no, Lily. Wysoka ranga. Mike Taylor. Według LISTY NAJPRZYSTOJNIEJSZYCH CHŁOPAKÓW HOGWARTU jest piątym najprzystojniejszym chłopakiem w szkole.
Tak. Czytałam tę listę.
Niech zgadnę. Nie zgadzasz się z nią? – Zapytała rozbawiona Mary.
Powiedzmy, że są różne gusta. Powiedziałam przypominając sobie dzień, w którym owa lista została przyklejona zaklęciem trwałego przylepca w damskiej toalecie na piątym piętrze...

Szłam korytarzem. Był maj, piąta klasa. Zobaczyłam grupę dziewcząt przy damskiej toalecie na piątym piętrze. Jako prefekt miałam obowiązek to sprawdzić, ale kierowała mną też wrodzona ciekawość.
Co tu się dzieje? Zapytałam.
Elizabeth Stone właśnie opublikowała OFICJALNĄ LISTĘ BOGÓW HOGWARTU! Wykrzyknęła jedna z czwartoklasistek.
Elizabeth Stone była szóstoroczną Puchonką. Bardzo ładna i atrakcyjna blondynka. Kojarzyłam ją z widzenia. Dorcas brała od niej „lekcje uwodzenia”, zanim zaczęła sobie sama radzić. W każdym razie Elizabeth była jedną z najbardziej wpływowych dziewczyn. Miała swoje fanki, które ją naśladowały i z wyglądu i z zachowania. Nie trudno dziwić się, że jej zdanie bardzo się liczyło.
Witajcie na naszym zebraniu! Krzyknęła Elizabeth. Z kilkoma innymi dziewczynami, razem było nas dziesięć, opracowałyśmy OFICJALNĄ LISTĘ NAJPRZYSTOJNIEJSZYCH CHŁOPAKÓW HOGWARTU, czy jak kto woli BOGÓW HOGWARTU.  
Spojrzałam na te dziesięć dziewczyn. Wszystkie ładne, znane ze swoich miłosnych podbojów. Czyli ekspertki w tych sprawach.
Właśnie przed chwilą lista została przyklejona zaklęciem trwałego przylepca, a to znaczy, że nikt jej nigdy nie ściągnie, zapisany też został rok opublikowania. Sprawdźcie, które miejsce zajmuje wasz chłopak, sprawdźcie, które miejsce zajmuje chłopak, który wam się podoba, sprawdźcie, który chłopak najbardziej podoba się dziewczynom. Pragnę dodać,że lista sporządzona jest nie tylko na zdaniu naszej dziesiątki. Pytałyśmy o to też około stu przypadkowych uczennic z różnych lat nauki! Ogłaszam wszem i wobec, że lista nareszcie została ukończona!!!

Przepchnęłam się z Dorcas na początek, aby przeczytać tę „boską listę”. No tak, pomyślałam, można się było tego spodziewać.

LISTA BOGÓW HOGWARTU 1976



1.JAMES POTTER, SYRIUSZ BLACK (NIE ROZSTRZYGNIĘTO)

2. MICHAEL BUSSO

3. ANTONI WOLTER

4. REMUS LUPIN

5. MIKE TAYLOR

6. GREGORY LAW
7. ZAC DAVIES

8. JOHNATAN LUSSKY

9. MARTIN LIDES

10. HANS LORENCE


Dokładnie pamiętałam tę listę, której reszty nie chciało mi się czytać. Do dziś tam wisiała. Uśmiechnęłam się do Mary.

Jeszcze zobaczymy, co wyjdzie z tym Taylorem, ale teraz, czas na eliksiry.








Rozdział sprawdzony i poprawiony przy współpracy z Cathleen! Serdecznie dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz