Strony

1 czerwca 2014

Rozdział 8.

     Czyli jutro o dziesiątej w Sali Wyjściowej, tak? Zapytał mnie już trzeci raz Mike.
Tak, a teraz przepraszam cię, Mike, ale mam swoje obowiązki powiedziałam i wyminęłam go.
No to na razie! Usłyszałam jeszcze jego głos zza pleców. Szłam dalej. Jakieś dwadzieścia minut temu skończyłam lekcje, a Mike już mnie znalazł. Mary się śmiała, że chyba właśnie jesteśmy świadkami narodzenia drugiego Pottera. Ale Taylor nie krzyczał na cały korytarz tego słynnego "Evans, umówisz się ze mną?", a ludzie nie kojarzyli mnie "z tym Taylorem". Tak, byłam znana w szkole przez Pottera. Ale nie było najgorzej .Ostatecznie, sama zetknęłam się z ludźmi, którzy o mnie usłyszeli dopiero wtedy, kiedy się z nimi poznałam. I to mnie cieszyło. Że jeszcze nie we wszystkich głowach, gdy słyszą nazwisko Evans od razu zapala się lampka POWIĄZANA Z POTTEREM.
Doszłam do pokoju wspólnego. Przeszłam przez niego i skierowałam się do dormitorium. Musiałam wziąć porządną, długą kąpiel i wszystko przemyśleć .Mike nie był zły wręcz przeciwnie: był przystojny, wysportowany, miły i w jakiś sposób mnie oczarował. Ciekawe. On sam ciągle używał tego słowa. Może przejęłam po nim tę tendencję?
Pukanie do drzwi.
No jasne. Nie można mieć chwili samotności.
Nie można mieć chwili samotności?! Wykrzyknęłam moje myśli, dalej leżąc w wannie.
Och, oczywiście, że można. Tylko pozostaje jedna kwestia. Ile według ciebie trwa chwila? Bo moim zdaniem dwie godziny, to stanowczo za długo jak na... chwilę. Odpowiedziała sarkastycznie Dorcas zza drzwi łazienki. Była zła. Nawet nie patrząc na nią mogłam powiedzieć w jakim stanie się znajduje. A teraz była naprawdę zdenerwowana. Nie czekając dłużej wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Jak najszybciej zwolniłam łazienkę, a Dorcas tak prędko do niej wparowała i zatrzasnęła drzwi, że nie zdążyłam się jej przyjrzeć.
Spojrzałam na Mary, która potrząsnęła głową, dając mi do zrozumienia, że nie wie co się stało.
Dwa razy w życiu miałam styczność z bardzo złą Dorcas. O dwa za dużo. Moja przyjaciółka była z reguły opanowana. Reagowała nawet na najbardziej dotkliwe ją rzeczy obojętnie. Dbała o to, aby nikt niepożądany nie widział jej emocji. Ale dwa razy w życiu widziałam, kiedy Dorcas wybuchła. I to nie jak wulkan. Jedna zła Dorcas była jak tysiąc erupcji wulkanów i tysiąc fal tsunami zderzających się ze sobą w jednej sekundzie.
Pierwszy raz, kiedy widziałam ją złą, był na trzecim roku. Wówczas jej ojciec poślubił nową kobietę (jej rodzice byli po rozwodzie i do dziś rywalizują o jej względy), która okazała się okropną i podstępną jędzą, do tego jej chłopak ją zdradził (tamtejsza Dorcas nie była jeszcze szkolną podrywaczką), a jej ukochana kotka od nieżyjącej babci zdechła. To był wybuch. Za wiele emocji na raz nią wstrząsnęło. Złość i chęć mordu przez macochę, żal i rozgoryczenie przez kotkę i na końcu zawód i rozczarowanie przez chłopaka. Pamiętam jak wtedy Dorcas przez trzy dni nie wychodziła z łóżka. Na zmianę z Mary i Alice pocieszałyśmy ją, chodziłyśmy na posiłki i na zajęcia, aby mieć notatki. Nie do zapomnienia.

Drugi raz piąta klasa. Kiedy macocha Dor urodziła córkę. Ojciec świata poza nią nie widział Nawet zasugerował Dorcas ,że jedna córka pod dachem mu wystarczy i ona może się wyprowadzić do matki. Dor nie jest osobą, która zdaje się na czyjąś łaskę. Od razu się spakowała i do niej przeniosła. Tamta przyjęła ją z otwartymi ramionami. Niestety pracowała dla Zakonu Feniksa i została ciężko poraniona. Leżała trzy miesiące w Św. Mungu. Dorcas była rozgoryczona ojciec, który ma nową rodzinę i jej nie chciał i umierająca matka w szpitalu. Naszęście mama Dor wróciła do zdrowia i teraz świetnie się ma, a nawet znalazła partnera, który zastępuje Dorcas ojca. Sama go spotkałam. Jest bardzo miły, ma fajne pomysły na różne gry i zabawy i nie jest za ostry. Byłam w tegoroczne wakacje u Dorcas i się o tym przekonałam pokochała go mocniej, niż własnego ojca. W zbliżającym się roku mają wziąć ślub mama Dorcas i jej narzeczony, Luke Nilse. Ja, Dorcas, Alice i Mary mamy być druhnami, a mama Dorcas zamówiła nam sukienki na miarę. Miały być seledynowe kolor, który pasuje do każdej z nas (Alice i Dorcas brunetki, ja rudowłosa i Mary blondynka). Do tego czarne, klasyczne szpilki. Wracając do tematu, gdy ojciec Dor dowiedział się, że jego pierworodna córka znalazła zastępstwo u nowego narzeczonego jego byłej żony, znowu się nią zainteresował. Zaczął dawać jej mnóstwo pieniędzy do wydania i zapraszał ją do siebie. Starał się ją przekonać do jego i jego nowej rodziny. Inna sprawa, że Dorcas było naprawdę dobrze z mamą i jej przyszłym mężem. Zasłużyła na to szczęście.
Zastanawiałam się więc, co tym razem się wydarzyło? Bo musi nastać fala kataklizmów, aby wyprowadzić Dorcas z równowagi.
Siedziałam na łóżku i rozczesywałam włosy. Myślami byłam przy Dorcas. W końcu drzwi od łazienki otworzyły się i wyszła z nich, jak nowo narodzona bogini, moja przyjaciółka. Wszystkie trzy utkwiłyśmy w niej spojrzenia. Ja z troską, Alice badawcze, a Mary pytające. Połączone razem wywołały śmiech Dorcas.
Nie, nie patrzcie się tak na mnie wykrztusiła między salwami śmiechu.
Możesz mi powiedzieć Dorcas, co się stało? Zapytała swoim naukowym tonem Mary. Bo nie zachowujesz się normalnie. Najpierw jesteś wściekła jak osa, a teraz wychodzisz w znakomitym humorku? Nie nadążam za tobą.
Och, to ta Ella Bines z Hufflepuffu mnie trochę zdenerwowała.
Trochę? – Zapytałam. Zazwyczaj nie wpadasz do dormitorium jak torpeda i nie walisz w drzwi łazienki, w której siedzi biedna, bezbronna...zaczęłam wymieniać różne epitety.
Co takiego zrobiła, że się wściekłaś? Przerwała mi Alice.
Właściwie to sama nie wiem, dlaczego mnie tak zdenerwowała. Tak jakby sama jej obecność mnie...
Zaczynasz mówić jak Potter prychnęłam, nie pozwalając jej dokończyć. Ale musiałam zareagować. No wiesz, to raczej kwestia tego, że on istnieje, jeśli wiesz co mam na myśli powtórzyłam zmienionym głosem go naśladując. Zdenerwowała cię samą swoją obecnością?! – Zapytałam oburzona.
Lily, jak zwrócisz kiedyś na kogoś uwagę, a przy nim będzie kręciła się inna...
Ty co tydzień zwracasz na kogoś uwagę. Kogoś innego zauważyła słusznie Mary.
No właśnie dlatego to jest takie pokiereszowane Dorcas z rozpaczą usiadła na łóżku.
Zakochałaś się? Zapytałam. Zaraz potem uznałam, że głupszego pytania nie mogłam zadać. Dorcas i miłość?
Nie. Nie wiem. Chyba. Nie. Dorcas spojrzała na mnie przerażona. Jak on to robi?
Ale w czym problem Dor? Zawsze świetnie sobie radziłaś z chłopakami. Miałaś każdego, którego chciałaś. Zaczęła ostrożnie Alice. Wszystkie utkwiłyśmy zaciekawione spojrzenia w Dorcas. Czyżby brakowało jej odwagi do poderwania chłopaka?
Yh, lepiej usiądźcie. Więc może zacznę od początku...


     Kto mógłby być kolejną zdobyczą? Ten odpada, z tym była, ten ma za duży nos, ten kompletnie nie jest w jej typie... NO TO KTO?
Siedziała na historii magii i szukała nowego chłopaka. W żadnym ,z którym dotychczas chodziła nie była zakochana, ale nawet nie miała zamiaru obdarzyć kogoś takim uczuciem. Jej błądzący po klasie wzrok padł na pewną ławkę, w której siedziała czwórka chłopaków. Huncwoci. No jasne! Czemu wcześniej o tym nie pomyślała? Tylko który? Pettigrew od razu odpadał. Została trójka przystojnych chłopaków. Dwóch uznawanych za bogów numer 1 Hogwartu i trzeci również przystojny, tylko bez pewności siebie.Zrobiła krótką analizę. Jamesa odrzuciła. Owszem, był zabójczo przystojny i niezwykle ją kusił, ale uważała, że bardzo z Lily do siebie pasują, a poza tym miała świadomość, że ten nawet na nią nie spojrzy. Widziała to w jego oczach. Niektórzy mogli sobie myśleć, że on się tylko wygłupia, ale ona zauważyła, że zmienił się jego stosunek do Lily.
Więc zostało dwóch. I jeden i drugi przystojny. Dosłownie przeciwieństwa. Black czarne włosy, Lupin blondyn, Black szalony, dziecinny, niepoważny, Lupin poukładany, poważny, obowiązkowy, Black arogancki i bezczelny, Lupin miły i przyjacielski. Trudny wybór. Ostatecznie każdy z nich to Huncwot, przystojny Huncwot. Zauważyła, że Black jej się przygląda. Już zobaczył, że patrzy w ich stronę. Uśmiechnął się do niej czarująco, a ona podniosła brwi do góry. Pokręciła głową z uwodzicielskim uśmiechem. Widziała w jego oczach niebezpieczne błyski. Czyli problem wyboru sam się rozwiązał.
Ponad ramieniem Blacka zauważyła innego, patrzącego na nią chłopaka. Musiała się podrażnić z Łapą. Uśmiechnęła się flirciarsko do Krukona. Z początku Black myślał, że to do niego, ale zorientował się, że ktoś za nim musi być. Odwrócił się i zobaczył kto. Mina mu zrzedła, ale zaraz potem przybrał swój znany nonszalancki wyraz twarzy, który tak często trenował z Rogaczem. Podjął grę. I o to chodziło. Teraz Dorcas mogła przybić sobie piątkę.  To Black będzie jej kolejną zdobyczą.
I zakochałaś się w nim? – Zapytała z niedowierzaniem Mary.
Tego nie powiedziałam. Poza tym nie ma opcji, żebym z nim była!
Jak mogłaś pomyśleć, że ja i Potter do siebie pasujemy?! Zapytałam oburzona. Odkąd usłyszałam te słowa, nie dawały mi spokoju.
Och, Lily. Dorcas uśmiechnęła się przepraszająco.
Wróćmy do Blacka wtrąciła Alice, przewidując nadchodzącą kłótnię. Dorcas westchnęła.
Od dwóch tygodni drażnię się z nim właśnie w taki sposób. Ja mam nowego chłopaka, on nową dziewczynę i znowu. Dziewczyny... Ja chyba zaczęłam coś do niego czuć! Dorcas ukryła twarz w dłoniach.
I ty się martwisz? Dziewczyno! To najpiękniejszy czas, kiedy jesteś zakochana! Wykorzystaj go! Zawołała podniecona Alice.
Alice, czy ty naprawdę uważasz, że Black zainteresuje się Dorcas dłużej niż pięć dni? Niejedną już tak załatwił powiedziała swoim naukowym tonem Mary.
Ale ja nie powiedziałam, że się w nim zakochałam jęknęła Dorcas. Mary i Alice jej nie słuchały.
A jakby była taka historia, ale chociaż posłuchajcie! Dor, podrywaczka dotąd bez uczuć i Black, szkolny Casanova, który nigdy się nie zakochał, obydwoje zakochują się w sobie, biorą ślub i...
Głupszej historii w życiu nie słyszałam, Alice! Stwierdziłam. Black nie ma uczuć, tak samo jak Potter.
Po pierwsze Lily, chyba jednak mają uczucia, a to, że Black nie natrafił jeszcze na tą jedyną... A po drugie, wy też nie uważacie, że Potter coś czuje do Lily? Zapytała Dorcas.
Tak, on czuje potrzebę zdobycia wszystkich.
Ja widziałam jego minę, gdy Galley powiedziała dzisiaj, że będziesz żyła krótko. I uwierz mi, nie należał do najszczęśliwszych...powiedziała Mary.
Galley tak powiedziała? Zainteresowała się Dorcas. Machnęłam ręką.
Stara wariatka. Wzruszyłam ramionami.
Tak, albo pomyśl tak: w piątej klasie kiedy prosił ciebie o randkę miał na boku inne dziewczyny, a teraz? Dawno się z nikim nie prowadzał...
Bo może mu się znudziło? Przecież Potter dobrze wie, że nie ma u mnie szans.
Lily, a czy kiedykolwiek pomyślałaś o nim, jakbyś go nie znała? Spróbuj, uwierz mi. Spójrz na niego z innej perspektywy.
Prychnęłam.
–  Dajcie mi spokój! Miałyśmy omawiać problem Black, a nie problem Potter!
Wiesz, Dorcas... Uważam, że to tylko zauroczenie. Po prostu. Black jest przystojny, nie da się ukryć. Zauważyłaś to i się nim zauroczyłaś. Taka jest moja teoria odparła wszystkim znanym tonem Mary.
Uważam, że powinnaś porządnie to przemyśleć w łóżku. Ja już idę spać, dobranoc dziewczyny. Odparła Alice.
– Ja chyba też się położę. A ty Dorcas, nie przejmuj się. Pomyślimy o tym na spokojnie w sobotę za tydzień, podczas naszego babskiego dnia powiedziałam i zasłoniłam kotary. Słyszałam jeszcze odgłos gaszonego światła i pomruki dziewczyn brzmiące coś jak "Dobranoc" i "Tak, muszę to przemyśleć". Przypomniały mi się też słowa Dorcas: Lily, a czy kiedykolwiek pomyślałaś o nim, jakbyś go nie znała? Spróbuj, uwierz mi. Spójrz na niego z innej perspektywy. Dobra, dla ciebie Dorcas, pomyślałam. Potter mógłby uchodzić za ideał: przystojny, wysportowany, utalentowany. Właśnie, mógłby. Nie wiedziałam co w nim było takiego, co mnie odpychało. Czyżby wspomnienia? Kwestia przyzwyczajenia? Nie wiedziałam, ale na pewno do siebie nie pasowaliśmy! Moje myśli przeszły na inny tor. Na jutro umówiłam się z Mikiem, że obejrzymy razem mecz. Z mieszaniną uczuć usnęłam.

      Obudziły mnie promienie słoneczne. Chociaż był grudzień, słońce nieźle dawało po oczach, a kto jak kto, ale ja byłam wyczulona na takie rzeczy. Podniosłam powieki i rozejrzałam się po dormitorium. Dziewczyny jeszcze spały, po podłodze poniewierało się trochę ubrań i czasopism, a do tego na środku pokoju stały trzy zgaszone świeczki –  pozostałości po wczorajszych zwierzeniach Dorcas. Wstałam i popędziłam do łazienki. W drodze przelotnie spojrzałam na zegarek. Dopiero ósma. Ale z doświadczenia wiedziałam, że już bym nie usnęła. Wyszykowałam się nie zapominając, że dzisiaj był mecz. Mecz, o którym mówiono z jeszcze większym zainteresowaniem niż o pierwszym. Tak, każdy chciał zobaczyć kontuzjowanego Pottera w grze. Ostatecznie najrozmaitsze maści pani Pomfrey nic nie pomogły i nieraz nadal można było zobaczyć skwaszoną minę szukającego. Założyłam więc czerwony sweter i czarne spodnie. Nie mogłam też pominąć mojego szalika w barwach Gryffindoru, którego wzięłam w rękę – miałam założyć go przy wyjściu. Nadszedł czas obudzić dziewczyny. Godzina: ósma pięćdziesiąt sześć. Uznałam, że dam im jeszcze trochę pospać i poczekam do dziewiątej. Usiadłam na łóżku i pukałam nogą o podłogę w rytm przeskakujących wskazówek zegara. Wybiła dziewiąta.
Wstawać!!! WSTAWAĆ!
No nieeeee... Jeszcze pięć minut mamo –  jęknęła Dorcas.
Black? Frank? Co wy tu robicie? –  Zapytałam z udawanym zdziwieniem nienaturalnie głośno, ale efekt był piorunujący. Alice i Dorcas podniosły się błyskawicznie.
Gdzie... LILY!! Zabiję cię! Krzyknęła Alice i zaczęła gonić mnie po dormitorium. Skakałam po łózkach, a ona za mną. Nasze śmiechy obudziły w końcu Mary.
Merlinie, z kim ja mieszkam?! Z małpami? Jęknęła. Akurat wtedy wylądowałam na jej łóżku, a Alice na nas. Niestety, odgłos zatrzaskiwanych drzwi łazienki spowodował, że Thomas chciała jak najszybciej wstać i pociągnęła nas za sobą. Spadłam z Mary z łóżka, a Alice pod naszym ciężarem wywróciła się. Zaczęłyśmy się śmiać jeszcze głośniej. W końcu Dorcas zwolniła łazienkę i zaczął się wyścig jak co rano. Alice czy Mary? Wygrała Mary i Alice znowu stała pod łazienką, robiła zniecierpliwione miny i tupała nogą. O dziewiątej czterdzieści wyszłyśmy wyszykowane na śniadanie. Kiedy dotarłyśmy do Wielkiej Sali, drużyna Gryfonów już tam była. I nie wyglądała za wesoło.
Hej, ludzie, jesteśmy najlepszą drużyną od wieków! Pocieszał ich Potter. Nic tego nie zmieni. Róbcie to co na treningu, a zmiażdżymy Puchonów jak to zrobiliśmy z Krukonami!
A co z tobą? –  Zapytała Marlena.
Jak to co ze mną?  Ja jestem najlepszym szukającym wszech czasów i  tego też nic nie zmieni. Potter wypiął dumnie pierś. Black parsknął śmiechem, który przypominał szczekanie psa. Masz jakieś wątpliwości, Łapo?
Och, żadnych, Rogaczu. To jest niepodważalny argument, który na pewno pocieszy naszych graczy: NIE MARTWCIE SIĘ! CO Z TEGO, ŻE NASZ SZUKAJĄCY MIAŁ ROZSZARPANE RAMIĘ PRZEZ WI... WIELKIE NIEZNANE COŚ Black szybko się poprawił widząc spojrzenie Pottera. Ale ja też je zauważyłam. Ciekawe, co chciał powiedzieć Black? SKORO JEST TO NAJLEPSZY SZUKAJĄCY WSZECH CZASÓW! NAWET JAKBY UMARŁ, TO WYGRACIE TEN MECZ, BO MIELIŚCIE GO W DRUŻYNIE! Mówił dramatycznym tonem.
Wątpisz w to? – Zapytał Potter podnosząc jedną brew.
Nie, ja znam twoje możliwości. Złapałbyś znicza z zamkniętymi oczami, ale takie argumenty nie przekonują twoich zawodników...
Dobra, koniec dyskusji! Do szatni! Krzyknął kapitan Gryfonów i odprowadzany ciekawskimi spojrzeniami wyszedł z Wielkiej Sali.
Nałożyłam sobie owsiankę. Szczerze mówiąc nie wierzyłam, żeby Potter sobie poradził. Jeden powód widziałam jego rękę. Wtedy to nie było ramię to była mięsna melasa. Ale z drugiej strony widziałam też co Potter wyrabiał na boisku. Jego umiejętności przekraczają ludzkie możliwości. Kiedy trenował drużynę, pokazywał każdemu z zawodników co ma robić i robił to naprawdę świetnie. Świetnie bronił, świetnie rzucał kafla, świetnie odbijał tłuczki i, co najważniejsze, świetnie łapał znicza. Wszystko świetnie. Tymczasem zbliżała się dziesiąta. O dziesiątej trzydzieści miał rozpocząć się mecz, ale ja umówiłam się z Mikiem pół godziny wcześniej, aby zająć miejsca. O ile na niektóre mecze nie przychodziła cała szkoła na przykład Gryfindor nie oglądał meczów Hufflepuff kontra Ravenclaw (no może pojedynczy maniacy tacy jak Potter, czy Black), o tyle wszyscy chcieli oglądać drużynę Gryfonów w akcji, nawet, jeśli nie grał ich dom. A gdy najlepszy szukający miał grać kontuzjowany nawet nauczyciele zebrali się żeby zobaczyć to widowisko. Wstałam i udałam się do Sali Wejściowej. Mike już czekał.
Cześć Lily. Uśmiechnął się, ale zaraz na jego twarzy pojawił się grymas. – Kibicujesz Gryffindorowi? Zapytał ze zdziwieniem. Nie widziałam w tym nic zaskakującego przecież wiedział, że jestem Gryfonką.
A co w tym dziwnego? Zapytałam, podnosząc brwi. Przecież to mój dom.
Nie o to chodzi. Przecież kapitanem drużyny Gryfonów jest Potter, a zdaje mi się, że go nienawidzisz. Przy wymawianiu tego nazwiska miał znowu grymas na twarzy.
Myślałeś, że nie będę kibicować mojego domowi tylko dlatego, że nie lubię kapitana drużyny? Zapytałam, a moje brwi były coraz wyżej. Przecież to absurd!
Nie gniewaj się, Lily. Osobiście kibicuję Puchonom, ale nie warto kłócić się o takie rzeczy powiedział, ale czułam, że wolałby, abym zmieniła zdanie.
Chodźmy, bo zajmą najlepsze miejsca powiedziałam i, nie czekając na niego, wyszłam z zamku. Mike mnie dogonił.
Gniewasz się, Lily? zapytał.
Nie, skądże, ale nie rozumiem, jak mogłeś coś takiego pomyśleć.
Doszliśmy na trybuny i zajęliśmy miejsca. Dorcas z Mary usiadły obok mnie, a Alice tradycyjnie z Frankiem. Rozumiałam ją trochę w końcu to jej chłopak, którego za rok miało nie być w Hogwarcie. Ale czy ona za bardzo nie przesadzała? Nagle rozległ się głos komentatora Edgara Willsona. Ciekawa byłam, czy nadal będzie wychwalać Gryfonów w obliczu ich gry ze swoim domem.
WITAM WSZYSTKICH NA MECZU QUIDDITCHA GRYFFINDOR KONTRA HUFFLEPUFF! JEST TO OSTATNI MECZ W TYM ROKU KALENDARZOWYM. CZY TO DLATEGO PRZYWIAŁO TU TAKIE TŁUMY? NIE, MYŚLĘ, ŻE PRZYCZYNA BYŁA INNA. I CHYBA JUŻ WSZYSTKIM BARDZO ZNANA... TAK, TAK. DZISIAJ PO RAZ PIERWSZY MAMY OKAZJĘ ZOBACZYĆ W GRZE NAJLEPSZEGO SZUKAJĄCEGO Z KONTUZJĄ PRAWEGO RAMIENIA. AKURAT ZE WSZYSTKICH KOŃCZYN TA JEST NAJBARDZIEJ POTRZEBNA POTTEROWI. Zaśmiał się. A TAK NA SERIO... JAMES BARDZO CIĘ LUBIĘ, ALE NIE OBRAŹ SIĘ... DOMINICĘ LUBIĘ TROCHĘ BARDZIEJ Na trybunach rozległy się pojedyncze śmiechy. Dominica Lywen była kapitanem drużyny Puchonów. O! WŁAŚNIE NA BOISKO WKRACZA DRUŻYNA GRYFONÓW, KTÓRĄ KAŻDY JUŻ CHYBA ZNA... ALE POWTÓRZĘ:
JAMES POTTER SZUKAJĄCY I KAPITAN, SYRIUSZ BLACK, MARLENA MCKINNON I ANNA WELBORN ŚCIGAJĄCY, CLARK HANNES I AARON THICK PAŁKARZE I FRED FRESCOWELL OBROŃCA. A TERAZ PUCHONI! DOMINICA LYWEN PAŁKARZ I KAPITAN, BARDZO ŁADNY KAPITAN... OKEJ PANI PROFESOR... JUŻ MÓWIĘ DALEJ... HANS LORENCE DRUGI PAŁKARZ, DEAN COFFY, LORA DEAF I LEE DYSEN ŚCIGAJĄCY, MARK HOFLE OBROŃCA I WIKTOR DIZWOOD SZUKAJĄCY! WIKTOR! MASZ UŁATWIONE ZADANIE! WYKORZYSTAJ TO!!! KAPITANOWIE PODAJĄ SOBIE DŁONIE...Zauważyłam, że Potter uśmiechnął się do Lywen, a ta delikatnie się zarumieniła i odwzajemniła uśmiech. OKEJ, PANI HOOCH OTWIERA SKRZYNIĘ, WYPUSZCZA PIŁKI, KAFEL POSZEDŁ W RUCH, A TERAZ... TAK ZNICZ JUŻ POLECIAŁ! GRA ROZPOCZĘTA! JAK NA RAZIE DRUŻYNA GRYFONÓW ŚWIETNIE DAJE SOBIE RADĘ, ALE PAMIĘTAJMY, ŻE TO ZNICZ JEST NAJWAŻNIEJSZY.
Gryfoni grali znowu idealnie. Potter wypatrywał znicza, tak samo jak Dizwood. Nasi ścigający mieli świetne akcje, ale Puchoni też byli dobrze przygotowani. Musieli dużo ćwiczyć, kiedy zobaczyli co Gryffindor zrobił z Ravenclawem.
Uuu... I teraz to Potterek na pewno sobie nie poradzi komentował Mike. Puchoni pokonają jego i tę niezrównaną drużynę... –  Wyczułam szczerą nienawiść w jego głosie.
Nie byłabym taka pewna... –  Poczułam się zobowiązania bronić honoru drużyny. Tym bardziej, że grała świetnie.
Bronisz Pottera? Zapytał nie spuszczając oka z zawodników.
Bronię drużyny. Ciężko pracują i to tu widać, a ja uważam, że Potter jako kapitan jest nie do prześcignięcia odparłam. Zapomniałam o jednym. Rozmawiałam z kapitanem drużyny Krukonów. Co i tak nie zmieniało mojego zdania na ten temat.
Uważasz, że źle trenuję drużynę? Tym razem Mike na mnie spojrzał.
Uważam, że są od ciebie lepsi. Dlaczego tak nienawidzisz naszej drużyny? Tylko dlatego, że pokonaliśmy was w meczu? Ktoś musiał wygrać.
Nie chodzi tylko o to. Nienawidzę Pottera od kiedy poderwał dziewczynę, która mi się podobała.
Prychnęłam.
Kiedy to było? Zapytałam.
Dwa lata temu.
I co? Nadal ci się podoba?
No nie, teraz podoba mi się inna i...
No właśnie! I nadal masz do niego o to żal? – Sama nie wiedziałam, dlaczego zaczęłam bronić Pottera.
On ją zranił! Wykorzystał jak wszystkie inne! Chodził z nią tydzień i rzucił, a ja na to patrzyłem!
Mam jedno pytanie: czy on wiedział że tamta dziewczyna ci się podoba? Cisza. To jak? Myślę, że odpowiedź brzmi nie. I myślę też, nie wiem, czy mam rację, ale myślę, że gdyby Potter o tym wiedział nie zainteresowałby się nią... Naprawdę tak myślałam. Co prawda Potter miał za swojego czasu wiele dziewczyn, ale nie słyszałam nigdy o tym, że którąś komuś odbił. Każda zawsze była wolna.
Ja szanuję dziewczyny. Nie mów, że podoba ci się zachowanie jego i Blacka!
50 DO 60 DLA GRYFONÓW! JESTEM POD WRAŻENIEM, ŻE PUCHONI ZDOBYLI JUŻ PIĘĆ GOLI!!!
Oczywiście, że nie... Przypomniałam sobie słowa Dorcas: Tak, albo pomyśl tak: w piątej klasie kiedy prosił ciebie o randkę miał na boku inne dziewczyny, a teraz? Zarywają do niego, ale on z nimi nie chodzi i... Ale Potter już nie wykorzystuje dziewczyn, a Black, no cóż, Black to Black.
Nagle ktoś wskazał palcem na niebo. Podążyłam wzrokiem i zamarłam. Potter ujrzał znicza. Wszyscy zamarli. Ale nie ścigający Gryfonów. Pewnie mieli rozkaz kapitana, że cokolwiek by się nie działo mają grać dalej. I takim oto sposobem prowadziliśmy już 70-50. Ale nikt nie zwracał na to uwagi. No, może z wyjątkiem Mika.
Co wy robicie IDIOCI?! krzyczał. Oni wam strzelają bramki! Ruszcie się!
Nikt go nie słyszał.
Potter gnał przed siebie, a Dizwood go doganiał. Widziałam jak w zwolnionym tempie, jak szukający Puchonów z całej siły uderzył Rozczochrańca w rękę. Cios poniżej pasa. Przecież wiedział o jego kontuzji, a teraz ją wykorzystał! Jakby już nie miał wystarczającego ułatwienia!
To było sprytne Dizwood! Krzyknął Taylor. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Każdy Gryfon teraz patrzył jak Potter zrobił przewrót na miotle. Zacisnął zęby. Widać było determinację na jego twarzy. Już pędził w stronę przeciwnika. Ale z drugiej strony. Potter leciał i miał już sięgać po znicza, kiedy uderzył go tłuczek. Clark nie zdążył go odbić i piłka z impetem trafiła szukającego w brzuch. No nie! Okrucieństwo! Chcieli go wykończyć! Ta gra przeradzała się w coraz brutalniejszą. A do tej pory byłam pewna, że tylko Ślizgoni grają nie fair. Hannes odbił tłuczka i spojrzał na Pottera. Ten uniósł kciuk do góry i odleciał, ale znicz zaginął. Tak, szukający Puchonów tez stracił go z oczu, bo chcąc uniknąć tłuczka, zleciał z toru. Gracze powrócili do gry, a Gryffindor prowadził już 90-50. Podczas tych wszystkich wydarzeń nasi ciężko pracowali. Znowu szybki ruch. Tym razem dwa tłuczki leciały na Pottera, ale tym razem Hannes i Thick byli przygotowani. Teraz już tylko osłaniali swojego kapitana. Aaron odbił piłkę na Dizwooda, dzięki czemu Potter zyskał trzy sekundy przewagi. I znów podziwiałam ten zgrany zespół.
PROSZĘ PAŃSTWA... POTTER PĘDZI JAK SZALONY! ZDAJE SIĘ NIE CZUĆ BÓLU RĘKI, ANI BRZUCHA, W KTÓRY PRZED CHWILĄ DOSTAŁ TŁUCZKIEM! DIZWOOD MA STRATĘ OKOŁO PIĘCIU SEKUND. PRZY TEMPIE SZUKAJĄCEGO GRYFONÓW NIE MA JUŻ SZANS, A SZKODA. TAK WIKTORZE, WKURZYŁEŚ POTTERA I JEGO DRUŻYNĘ... OTO SKUTKI... TAK! CZY NIE! SAM NIE WIEM... GRYFONI WYGRYWAJĄ DZISIEJSZY MECZ... I NICI Z MOJEJ RANDKI Z DOMINICĄ... POTTER PO RAZ KOLEJNY UDOWODNIŁ, ŻE MA KLASĘ I NAWET OBLĘŻONY, ZAATAKOWANY TŁUCZKAMI, Z BOLĄCĄ RĘKĄ ZNOWU ZŁAPAŁ ZNICZA. MUSZĘ PRZYZNAĆ, ŻE W PEŁNI ZASŁUGUJE NA SWÓJ TYTUŁ NAJLEPSZEGO SZUKAJĄCEGO OD WIEKÓW! GRATULUJĘ JAMES!
Potter wylądował na ziemi. Od razu podbiegła do niego pani Pomfrey, gdy tylko zobaczyła, że chłopak pluje krwią. Wszyscy zbiegli na boisko. Merlinie! Słynny szukający Gryffindoru chyba nie miał ochoty na imprezy. Jak zwykle nie zawiódł swojego domu. Czułam coś w rodzaju dumy, że mamy tak dobrą drużynę z zawodnikami, którzy poświęcają wszystko. Uśmiechnęłam się słysząc przestraszony głos Blacka:
James? Rogaczu?! Nie opuszczaj mnie! Pani Pomfrey, czy on się nie udusi tą krwią?! Pytał. Byłam znowu zaskoczona. Kiedy dwa dni temu ratowałam Potterowi ramię ,Black też panikował. Miał fioła na punkcie zdrowia Pottera. Dopiero teraz do mnie dotarło, jaki Potter musi być ważny dla Blacka i z pewnością odwrotnie. Nie od dziś było wiadomo, że Potter i Black byli gorsi niż papużki nierozłączki gdzie Potter tam Black, gdzie Black tam Potter. Każdy wiedział, że od ich przyjaźni zaczęli się Huncwoci. I każdy wiedział, że obydwoje są dla siebie jak bracia.
Uspokój się Łapo, bo mi wstyd przynosisz. Jesteś gorszy niż moja matka. Ledwo powiedział Potter. Kilka osób się zaśmiało. A oni jak zawsze się wygłupiają!
Panie Potter! Proszę się nie odzywać! Od początku wiedziałam, że pomysł, aby pan startował w tym meczu jest głupi! Powiedziała pani Pomfrey, zawiązując mu opatrunek na ręce.
A czy on miał kiedykolwiek mądry pomysł? Histeryzował Black. To była jakaś komedia. Poczułam nagłą sympatię do tych dwóch kawalarzy. Black zachowywał się jak przewrażliwiona matka. Mówiłem temu idiocie, że będą uderzać w jego słaby punkt! I jeszcze ten tłuczek! To przez niego on teraz pluje krwią?!
Panie Black, proszę się uspokoić! Krzyknęła już wyprowadzona z równowagi Pani Pomfrey. Pan Potter potrzebuje teraz spokoju, pogratulujecie mu później. Chłopcze zwróciła się do szukającego i uśmiechnęła się dobrodusznie dawno cię u mnie nie było. Idziemy do Skrzydła Szpitalnego.
Ale zaraz! Mogę go najpierw ochrzanić za ten mecz? – Krzyczał za nimi Black. Uśmiechnęłam się. Nie codziennie widzi się huncwota, który daje kazanie drugiemu. Oczywiście, wiadomym było, że Black się martwi, ale trochę przesadzał. Zobaczyłam, że Mike mi się przygląda.
O co chodzi?
Idioci, nawet w takiej sytuacji robią teatrzyk!
Uważam, że to całkiem śmieszne, gdy widzi się na co dzień opanowanego Blacka, który kryje się z emocjami, wariującego z powodu złego stanu zdrowia przyjaciela...
Przyjaciela? Uważasz, że Black i Potter to przyjaciele? Proszę cię, przyjaciele tak się nie zachowują! Oni nie odstępują siebie na krok! Według mnie to jest coś więcej.
Słucham?! Zapytałam z niedowierzaniem. Wiesz, oni są prawdziwymi przyjaciółmi. Czy ty sugerujesz...? Przecież to absurd! Zaśmiałam się. Twoja teoria jest co najmniej idiotyczna! Ty sugerujesz, że oni są ze sobą? Nie mogłam przestać się śmiać.
Dobra, dobra, może trochę przesadziłem.
Trochę?
Ale jak wyjaśnić tą zażyłość między nimi i to, że nie mają na stałe dziewczyn? Ja też mam przyjaciół i tak się nie zachowujemy.
Ale to Huncwoci. Oni są przyjaciółmi na śmierć i życie. Jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Gdzie pierwszy tam drugi, gdzie drugi tam pierwszy. I tak dalej. Mało zdarza się takich przyjaźni, ale uważam, że cokolwiek by nie robili, to łącząca ich więź jest piękna .Ja też jestem bardzo związana z Dorcas, Mary i Alice, ale to nie to samo. Oni są jak bracia, a my jak przyjaciółki. Po prostu. Wbrew pozorom jest różnica.
Doszliśmy do zamku. Mike  stanął naprzeciwko mnie.
Pa, Lily. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale może w bardziej przyjemnych okolicznościach. Uśmiechnął się.
Taaa... Odpowiedziałam z niesmakiem. Po dzisiejszym dniu nie miałam ochoty poznawać go bliżej.Może, ale wiesz, nie szukaj mnie. Jak coś, dam ci znać. Dodałam i poszłam schodami na górę, zostawiając Mika Taylora samego w Sali Wejściowej. 





 Rozdział sprawdzony i poprawiony przy współpracy z Cathleen! Serdecznie dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz