Strony

13 czerwca 2014

Rozdział 12.

     W poprzednim roku zaszło wiele zmian w moim życiu.
Gdy pomyślałam, że jeszcze w pierwszej połowie tamtego roku przyjaźniłam się z Severusem, to targały mną dziwne uczucia. Bo to był najlepszy dowód na to, że nasze życie może w krótkim czasie ulec diametralnej zmianie.
Takie właśnie refleksje naszły mnie, gdy siedziałam w ekspresie Londyn-Hogwart. Byłam w przedziale z Mary, która czytała jakąś książkę. Dorcas wyszła flirtować z jakimś Puchonem, a Alice, jak zwykle, siedziała z Frankiem i jego kolegami w innym przedziale. Odwróciłam twarz od okna i po raz setny przeczytałam tytuł książki Mary.  Po co nam życie?
– Ciekawe? – Zapytałam kolejny raz.
– Lily, jeśli będziesz pytać o to co pięć minut to nic nie zdołam przeczytać! – Oburzyła się Mary, nie odpowiadając już na moje pytanie. Wzruszyłam ramionami i znów spojrzałam w okno.
Krajobraz za oknem nieustannie się zmieniał. Raz pola, raz lasy. Pamiętałam, jakbym wczoraj siedziała i pierwszy raz jechała do Hogwartu. Wtedy zachwycałam się tym widokiem. Zresztą i teraz tak było.
Znów pomyślałam o minionym roku. W tym miesiącu miałam stać się pełnoletnią czarownicą. Niewiarygodne. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas tak mi przeleciał. Miałam myśli jak jakaś babcia użalająca się nad swoim wiekiem. A jeszcze tyle było przede mną.
– Lily? – Usłyszałam głos Mary. Spojrzałam na nią.
Mary musiała już od dłuższego czasu mi się przyglądać, bo jej książka leżała z zakładką w środku na siedzeniu obok. Sama Mary, jak zawsze, wyglądała ładnie. Była zadbana, blond włosy związane w kitkę. Dziwiłam się, dlaczego nie ma wielkiego grona adoratorów.
– Wiesz, nie mogę uwierzyć. Nie mogę uwierzyć w to, że tyle się zmienia. Popatrz. Jeszcze niedawno jechałam do Hogwartu, jako zafascynowana magią i światem czarodziejów jedenastolatka. A później? Później to wszystko popłynęło. Rok za rokiem. A potem SUMy – na chwilę zawiesiłam głos. Przypomniałam sobie ten felerny dzień.

– ZOSTAWCIE GO!
– Co jest, Evans? – I ten ton głosu Jamesa Pottera.

Potrząsnęłam głową. Idiota. Jak zwykle wszystko zepsuł! Może i on nie kazał Severusowi mnie wyzwać, ale był sprężyną. Gdyby tylko, gdyby tylko... Ale może Severus tak czy inaczej by mnie wyzwał? Już tyle razy o tym myślałam. Koniec. Koniec rozmyślań o Severusie. Koniec rozmyślań pt. "Co by było gdyby...". Koniec. – No, a później szósty rok i co? I były już święta, w tym roku wszyscy stajemy się pełnoletni i...– wzięłam oddech – i za nieco ponad rok kończymy Hogwart. Mary! Ja nie dam rady! Magia to mój świat, a jeśli skończę szkołę, to co? To znowu znajdę się w świecie mugoli i...
– Nie dramatyzuj, Lily – odparła swoim naukowym tonem Mary. – Pamiętaj, że jesteśmy w tej samej sytuacji. I pamiętaj, że masz mnie i Dor i Alice. Wynajmiemy coś i nie będziesz użerała się z głupimi mugolami!
W tym momencie do przedziału wpadła Dorcas.
– Zgadnijcie z kim mam randkę!
– Z Blackiem? – Zapytałyśmy z Mary jednocześnie.
Dorcas prychnęła.
 – Z tym idiotą?  – W tym momencie Mary spojrzała na mnie porozumiewawczo. – Nie! Z Robertem Westem! – Krzyknęła uradowana.
– A cieszysz się tak, bo... – zaczęłam.
– Lily! Nie rozumiesz?! To najlepszy kumpel Mika Taylora! Tego co się obok ciebie kręcił! Umówiłam nas na podwójną randkę!
– Żartujesz?! – Krzyknęłam. Chyba wszyscy w pociągu mnie słyszeli. Dorcas zrobiła niewinną minę.
– Oj, Lily... Będziesz miała okazję założyć te szpilki! Z tego Taylora to niezłe ciacho. – Puściła mi oczko. Prychnęłam, a w tym samym czasie Mary wybuchła śmiechem.
– Ale... Ale Lily... Go nawet... Nie lubi! 
– Świetnie, Dorcas –  powiedziałam zjadliwie. – Wiedz, że dla takiego Taylora w życiu nie założyłabym butów od ciebie.
– Dlaczego? – Zapytała Dor całkiem zbita z tropu.
– Muszę przyznać, że jak zawsze wykazałaś się świetnym gustem i intuicją. Wyglądam w tych szpilkach co najmniej bosko, a dla niego nie będę się stroić – odparłam mało skromnie. – Mało tego, ja nigdzie nie idę – dodałam.
– Idziesz, idziesz. Musisz się rozerwać. Za niecały miesiąc kończysz siedemnastkę, i co? Musisz zaszaleć!
– Ha, ha, ha – powiedziałam przeciągle. – Po pierwsze nic nie muszę, a po drugie... Nie ma drugiego, ale i tak nic nie muszę – powiedziałam dobitnie.
Dorcas westchnęła.
– No cóż. Wiesz, że go zranisz? Chłopak wygląda na oczarowanego.
– Nie próbuj wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia.
– Lilyyyy... Jedna, jedyna mała randeczka i dam ci spokój! – Na te słowa  wybuchnęłam śmiechem.
– Czy ty się przypadkiem nie zamieniłaś rolami z Potterem? – Zapytałam. Na moje nieszczęście korytarzem obok naszego przedziału przechodzili nie kto inny jak Huncwoci. Drzwi rozsunęły się i zobaczyłam sylwetki czterech postaci.
– Usłyszałem swoje nazwisko i... – zaczął Potter i zmarszczył brwi gdy nas ujrzał. – Czy to było na pewno tutaj? – Zapytał stojącego za nim Syriusza.
Roześmiałam się. Huncwoci spojrzeli na mnie.
– Tak, właśnie mówiłam, że Dorcas chyba zamieniła się w ciebie. – Zaśmiałam się perliście. Potter uśmiechnął się łobuzersko.
– To znaczy, że co? Stała się piękniejsza? Mądrzejsza? Sprytniejsza? Bardziej wysportowana?
– Skromniejsza? – Wtrąciłam zjadliwie. – Nie, to znaczy, że błagała mnie o randkę – powiedziałam, nie zastanawiając się nad sensem moich słów.
Black wybałuszył na nas oczy, Potter zmarszczył brwi, Remusowi wypadła książka z rąk, Peter zaczął się krztusić.
– Co znowu? – Zapytałam znudzonym tonem. I nagle do mnie dotarło. A myśl była tak absurdalna, że zaczęłam się śmiać. W tym samym czasie oniemieli Huncwoci weszli do przedziału i usiedli na kanapie naprzeciwko mnie. Wbili we mnie i w Dorcas uważne spojrzenia. A ich domysły i mój sens zdania były takie komiczne, że Mary i Dorcas śmiały się razem ze mną.
– Czy wy... Wy myśleliście... Że, że ja... I Dor... Że...– Nie mogłam wydusić z siebie zdania. Ciągle się śmiałam. Gdy się w końcu trochę uspokoiłam usiadłam prosto na fotelu. – Czy wy serio myśleliście, że Dorcas chce się ze mną umówić? – Zapytałam. Ci kiwnęli głowami, a ja, Mary i Dorcas znowu zaczęłyśmy się śmiać.
– To jak w końcu? Błagała czy nie? – Zapytał Potter.
– Poniekąd – wykrztusiła Mary. – Dorcas prosiła Lily, aby ta poszła z nią na podwójną randkę.
Huncwoci zamarli i spojrzeli na mnie.
– I co? Zgodziła się? – Zapytał Remus.
– Nie chciała – odpowiedziała Mary, która jako pierwsza się opanowała. – A później powiedziała, że Dor staje się taka jak James i przyszliście wy.
– I bardzo dobrze – powiedział Potter. – Z kim niby miałaby pójść?
– Halo – zawołałam, machając ręką przed oczyma wielkiej czwórki. – Ja tu jestem! I wszystko słyszę – powiedziałam urażonym i trochę oburzonym tonem.
– Z Mikiem Taylorem – odpowiedziała Dorcas. – Tym co ostatnio tak się kręcił obok Lily...
ZABIĆ.
– Co? To idiota! Nie dziwię się, że z nim nie idziesz – prychnął Potter. Zmrużyłam oczy.
– Idiota tak? – Zapytałam zjadliwie.
Miałam nie dać się sprowokować
Uśmiechnęłam się ironicznie.
– Przed sobą mam trójkę idiotów, Remusie oczywiście ty nie – zaczęłam. – I co to znaczy nie dziwię się, że z nim nie idziesz? Dorcas, idę z tobą – powiedziałam i popatrzyłam wyzywająco na Pottera. Prowokacja za prowokację. Gdyby teraz on nie wykrzyknął czegoś typu "Ależ Evans! Nie wolisz iść ze mną na randkę?" to straciłabym całkowicie nadzieję na wygranie zakładu. Potter założył ręce na piersi i uśmiechnął się zawadiacko.
– Proszę bardzo – stwierdził. – Idź. Zobaczymy ile z nim wytrzymasz.
Prychnęłam.
– Na pewno dłużej niż z tobą – rzuciłam. – A właśnie, czy przypadkiem nie powinniście być w swoim przedziale? – Zapytałam, mrużąc oczy.
– Nie – rzucił Potter z jeszcze większym uśmiechem i zaczął mościć się na kanapie z resztą Huncwotów.


–Dorcas! To zły, zły, zły pomysł! – Krzyczałam już od piętnastu minut przerzucając całe dormitorium.
– I powiedz mi Lily, dlaczego dałaś się w to wrobić? – Zapytała swoim naukowym tonem Mary zza książki. – Aby sprowokować Jamesa. I jak ci to wyszło? Ty teraz musisz się użerać z Taylorem, a on się tylko śmieje.
– Daj mi już spokój Mary! Powiedziałam, rozumiem swój błąd. Więcej go nie popełnię! Tylko daj mi już spokój.
– A co do butów. Założyłabym te baleriny.
– Dobry pomysł – powiedziałam. – Ale wolę trampki. Dorcas! Zabiję cię kiedyś za to! – Krzyknęłam do drzwi od łazienki. Tak, Dorcas siedziała już tam od dwóch godzin – przynajmniej jej zależało na znajomości z tym Robertem. I to był jedyny powód, który utrzymywał mnie przy tej randce. Właściwie to Dorcas mogłaby sama tam pójść, ale... No właśnie, ale...
– Dorcas? A właściwie to dlaczego nie pójdziesz sama? – Krzyknęłam. Drzwi od łazienki otworzyły się i zobaczyłam Dorcas w czarnych rurkach i czerwonej bluzce z falbankami. Jak zwykle wyglądała wystrzałowo.
– Bo chciałabym, abyś ty wykorzystywała swoje powodzenie! Abyś zaszalała, a nie tylko książki i książki jak ta tutaj – kiwnęła głową na Mary. Ta się zaśmiała.
– Ja przynajmniej nie jestem zmuszana do randek z idiotami quidditcha. To znaczy z zawodnikami quidditcha  – stwierdziła, nie odrywając oczu od książki.
– Dzięki – rzuciłam sarkastycznie i usiadłam na łóżku. – Dorcas, nie chcę tam iść, rozumiesz?
– Nie ma mowy. Idziemy – zadecydowała Dorcas, lustrując mnie wzrokiem. – Wiesz, że idziemy do Hogsmeade? Załóż botki.
Jęknęłam i zmieniłam buty.
Zbytnio się nie stroiłam. Założyłam również czarne rurki, ale na górze miałam biały, podziurkowany sweter,a pod nim czarny top.
– Zabiję cię, Dorcas, obiecuję – wysyczałam, gdy szłyśmy w stronę wyjścia. Szliśmy do Trzech Mioteł. Doszłyśmy do Sali Wejściowej i od razu zauważyłyśmy chłopaków.
– Witam piękne panie – powiedział Robert West, a ja wywróciłam oczami z irytacją.
– Cześć Lily. – Uśmiechnął się Mike.
Mike był podobnego wzrostu, co Potter. Brunet z szarymi oczyma. Przystojny, wysportowany. Może ten dzień nie był spisany na straty?

     Poszliśmy do trzech Mioteł i usiedliśmy we czwórkę przy stoliku. Dorcas cały czas migdaliła się z tym swoim Robertem. Patrzyłam na to z niedowierzaniem. Sama jednym uchem słuchałam, a drugim wypuszczałam dowcipy i inne historyjki Mika. Bardzo mi się nudziło, a na dodatek Taylor zaczynał mnie coraz bardziej denerwować.
Nagle usłyszałam śmiech Mika, ale Dorcas i Robert go nie usłyszeli.
– No nieźle, a Robert tak się bał. – Zaśmiał się. Popatrzyłam na niego z pytaniem w oczach. – Nawet nie wiesz jak Rob się stresował.
– Świetnie – rzuciłam z ironią. – Musisz wiedzieć, że nie chciałam tu być.
– Ale jesteś – zauważył słusznie.
Prychnęłam.
– Z powodu pewnych okoliczności,b yło mi to na rękę. Powiedzmy. – Skrzywiłam się.
Ten tylko się uśmiechnął.
– Ale przyszłaś na randkę, a Potterowi ciągle odmawiasz. – Wyszczerzył się jeszcze bardziej.
Prychnęłam po raz kolejny.
– Nie ciesz się tak. Swoją drogą ciekawe, że o nim wspomniałeś. – Uśmiechnęłam się złośliwie. – Głównie przez niego tu jestem.
Na twarzy Mika odmalowało się niezrozumienie. Nie wiem dlaczego chciałam temu chłopakowi jak najbardziej dogadać.
– To znaczy? – Zapytał nie kryjąc swojego zdezorientowania.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, wyobrażając sobie jego minę, gdy usłyszy to co miałam zamiar powiedzieć.
– To znaczy, że chciałam mu zrobić na złość. Akurat usłyszał część rozmowy mojej i Dorcas... –Westchnęłam z udawanym żalem. Zazwyczaj nie czerpałam przyjemności z takich docinek, ale uwierzcie, ten chłopak strasznie mnie zirytował. A już szczególnie tym, że czuł się lepszy od Pottera. Bo to by znaczyło, że to nie Potter zasługuje na miano Największego Idioty Wszech Czasów.
Jego mina była bezcenna. Już się nie uśmiechał. Za to ja się do niego wyszczerzyłam.
– A jak tam drużyna? Poprawiliście się? – Zapytałam z udawanym zainteresowaniem.
Ten tylko prychnął.
– A co?  Twój Potterek kazał ci się o to wypytać? A może chciał ściągnąć nową taktykę od nas?
Tym razem to ja prychnęłam. Rozmowa robiła się coraz bardziej zażarta.
– On nie musi wiedzieć jakie macie metody. Nasza drużyna pokonałaby was z zamkniętymi oczami – powiedziałam. Nie wiedziałam, dlaczego stanęłam po stronie Pottera.
Mike zmrużył oczy.
– Nie rozumiem tej dziwnej relacji między wami – powiedział. Widać było, że go naprawdę zdenerwowałam. – Niby go nienawidzisz i wyzywasz od idiotów przy całej szkole, ale jak przychodzi co do czego to go chwalisz. – Uśmiechnął się ironicznie. – Może i ta Evans uległa Potterowi?
Byłam wściekła.
– Wiesz... Jeśli mam stać po stronie jednego z was, to wolę bronić Pottera. – Uśmiechnęłam się złośliwie, czekając na jego reakcję.
– Uuuu... Co by powiedzieli inni, jakby się dowiedzieli? A co by powiedział Potter? – Uśmiechnął się ironicznie. – Ciekawe. Wiesz, możemy się przekonać jakie jest jego zdanie na temat twojej wypowiedzi.
Cholera.
A to drań. Już sobie wyobrażam Pottera mówiącego "Evans, zawsze wiedziałem, że mnie kochasz" albo komentarze innych "Evans w końcu uległa Potterowi!". Wiedziałam też, że jeśli okażę, że mi zależy na opinii innych,t o on rozpowie to z miłą chęcią i satysfakcją. Zmusiłam się do kolejnego złośliwego uśmiechu.
– Proszę bardzo – powiedziałam. – Ale ja się wszystkiego wyprę. A komu uwierzą ludzie? Mnie, bo nigdy bym tak nie powiedziała, czy tobie, któremu dałam kosza? A cała szkoła się dowie,ż e chciałeś iść ze mną na randkę. – Uśmiechałam się coraz szerzej.
– Ale ty poszłaś ze mną na randkę. – W tym razem on się uśmiechnął. – Więc o jakim koszu mówimy?
– Wiesz co? Idę stąd – powiedziałam dobitnie, a kiedy wstałam dodałam. – I było to chyba moje najgorsze wyjście do Hogsmeade. Gratuluję. Nawet Potter czegoś takiego nie dokonał.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Miałam już go naprawdę dość.
Szłam alejką w kierunku Hogwartu. Ale czy chciałam tam wracać? Nie było za wcześnie?
Z trudem musiałam przyznać, że Potter miał rację. Mike Taylor był skończonym idiotą i za długo z nim nie wytrzymałam.
Spojrzałam na zegarek. Godzina. Minęła godzina. Godzinę wytrzymałam z tym palantem. Postanowiłam nie wrócić do szkoły tylko przejść się po błoniach. Może bym spotkała Hagrida, albo...
Zaczęłam biec jak najszybciej. Tak dawno go nie widziałam! Teraz miałam ochotę tylko na jedno – usiąść pod drzewem i popatrzeć w te piękne, pełne miłości, orzechowe oczy.
Dotarłam pod drzewo, ale jelenia tam nie było. Postanowiłam poczekać. Zwierzę miało niezwykłą intuicję albo musiało mnie wypatrywać, ponieważ zawsze pojawiało się krótko po mnie. Usiadłam na ziemi i oparłam głowę na dłoni. Zaczęłam wpatrywać się w hogwarcki krajobraz. Niesamowite. To jezioro, ten las. To wszystko było długo przede mną. Tysiące młodych czarodziejów ma jakieś wspomnienia związane z niektórymi miejscami. Nawet taki Voldemort. Przecież on też podobno uczył się w Hogwarcie. Musiał kiedyś chodzić tymi samymi korytarzami, wychodzić na te same błonia, patrzeć na to samo jezioro... Westchnęłam. A jeśli ja będę miała dzieci, może wnuki, prawnuki... One też miałyby się tutaj uczyć. Też by spędzały czas z przyjaciółmi, chodziłyby na randki. Mnie już dawno nie będzie, a będą kolejne pokolenia, które też będą patrzeć na ten wspaniały krajobraz.


***


Leżał na łóżku i raz po raz łapał znicza. Minął niecały tydzień od przyjazdu do Hogwartu. I nadeszła sobota – dzień wyjścia do Hogsmeade. On sam się nie wybierał do wioski, mógł tam urzędować, kiedy tylko zechce. Podobnie jak reszta Huncwotów. Tylko Syriusz zabrał jakąś Nansy do baru... Remus przesiadywał natomiast z Remusem w bibliotece. Tak więc, on, James Potter, leżał sam w dormitorium i nie mógł przestać myśleć o niej.
Westchnął.
Miała figurę młodej bogini. Do tego hipnotyzujące, zielone oczy, które wręcz ubóstwiał. Piękne, długie włosy, które swoim kolorem przypominały jej wybuchowy charakter. Uśmiechnął się pod nosem. Była idealna. Nie mógł uwierzyć, że nic nie może zrobić. Bo zawsze coś mógł. Syriusz już mu mówił ponad tysiąc razy, aby dał spokój.
Ale tak bardzo chciałby ją mieć, tylko dla siebie.
Niby był boski. I co mu po tym jak taki Taylor za pierwszym razem zdołał umówić się z Lily Evans pod jego nosem?
Wstał.
Nie zniósłby dłuższego myślenia o niej.
Porządny trening dobrze by mu zrobił. Przebrał się w szatę sportową i złapał miotłę. Najnowszy model. Wybiegł z dormitorium i przeszedł przez pokój wspólny. Kilka dziewczyn odprowadzało go spojrzeniem.Puścił do jednej oczko, a ta momentalnie się zarumieniła. Jak to jest, że o wszystko, czego pragniemy, trzeba walczyć trzy razy bardziej, pomyślał. 




Rozdział sprawdzony i poprawiony.

1 komentarz: