d

d

20 stycznia 2015

Rozdział 29.

-Profesor McGonagall...bo ja niezbyt dobrze się czuję...-powiedziałam słabym tonem. Kolejny raz.
-Nie musisz mi tego powtarzać, Evans. Poza tym jakoś przed chwilą byłaś w całkiem niezłej formie, prawda? - zauważyła. Nie miałam już pomysłów.
-No tak, ale...-zanim zdążyłam cokolwiek dopowiedzieć, Alice nagle upadła.
-Och! Moja kostka...chyba źle na nią stąpnęłam - jęknęła. Profesor McGonagall zatrzymała się w miejscu i powolnie odwróciła w naszą stronę. Spojrzała najpierw na Alice, a później na mnie. Znałam ten wzrok. Była wściekła.
-Może mi ktoś wytłumaczyć co tu się dzieje?! Rano Potter z Blackiem, teraz wy. Ja naprawdę mam co robić. Nie spodziewałam się aż tak wielkiego nieposłuszeństwa ze strony mieszkańców domu Godryka Gryffindora! Koniec tego. Odejmuję wam po pięć punktów i albo pójdziecie ze mną, albo dostaniecie miesięczny szlaban!
Popatrzyłam na Alice w tym samym momencie, w którym ona spojrzała na mnie. Co nam ze szlabanu, skoro i tak profesorka postawi na swoim. Tak czy inaczej będziemy musiały za nią pójść.
-Ja czekam - odezwała się niecierpliwie kobieta, po czym westchnęła. - W takim razie jestem zmuszona odjąć Gryffindorowi po dziesięć punktów za nieposłuszeństwo i ignorowanie nauczyciela. Nie spodziewałam się tego po tobie, Evans. -dodała. Przygryzłam wargę. Miałam nieodpartą chęć zwierzenia się jej. Ten problem zaczynał mi ciążyć. Ale miałam zdradzić siebie i Alice, że zrobiłyśmy coś, co w świetle czarodziejskiego prawa jest nielegalne?
-Pani profesor...pani mnie przecież zna - zaczęłam nieśmiało. - Wie pani, że bez poważnego powodu nie odmówiłabym tak po prostu pójścia do klasy.
-Nie interesują mnie twoje wymówki, Evans. A po tym co już dzisiaj widziałam, jestem w stanie uwierzyć we wszystko.
-No chyba nie...-mruknęła pod nosem Alice. Na szczęście kobieta jej nie usłyszała.
-Chyba mi nie powiesz, że twoja historia jest bardziej niemożliwa od wysuszenia jeziora? - zapytała profesor McGonagall, a ja wytrzeszczyłam oczy. - Czy to możliwe, żeby jeszcze ktoś w Hogwarcie nie słyszał o "Wielkiej Suszy Huncwotów"? Jestem przeszczęśliwa. To znaczy, że niektórzy uczniowie skupiają się na czymś poważniejszym niż Potter i Black.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Alice chyba też nie. Patrzyłyśmy z niedowierzaniem na profesorkę. Wysuszyć jezioro?
-Ale...jak to - wydukałam, kompletnie zapominając o naszym zagrożeniu.
-Dość tych pogadanek, Evans. Albo mi mówisz co się dzieje, albo idziesz z panną Thomas prosto do klasy.
Nabrałam powietrza. Chyba nie miałam innego wyjścia. I tak już za długo z tym zwlekałam.
-No bo widzi pani...- zaczęłam. Nie miałam pojęcia jak ubrać słowa. I czy profesorka by mi uwierzyła? - My nie możemy iść do tej sali, ponieważ....
Kolejne słowo zagłuszył donośny dzwonek, a ja nie do końca pojęłam co się dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jakimś cudem nam się upiekło. Już chciałam głęboko odetchnąć i uspokoić rozszalałe serce, kiedy mój wzrok trafił na opiekunkę naszego domu. I już wiedziałam, że nie obejdzie się bez konsekwencji.
-Evans, nie myśl, że dzwonek uchroni was przed karą - powiedziała McGonagall, zaciskając usta w cienką linijkę. Przytaknęłam, chociaż i tak wiedziałam, że mnie i Alice spotkało ogromne szczęście. Już sam fakt, że dyrekcja nie dowie się o naszej nielegalnej podróży był powodem do dziękowania losowi.
-Oczywiście, pani profesor - mruknęłam, nie widząc już powodów do przeciwstawiania się nauczycielce. Przecież nie stawiałabym się wcześniej, gdyby sytuacja tego ode mnie nie wymagała. Kątem oka zauważyłam, że Alice też jest już spokojniejsza.
-Dzisiaj o osiemnastej widzę was w sali od transmutacji. Pomożecie mi poukładać pomoce naukowe - stwierdziła sucho McGonagall. Popatrzyła podejrzliwie ostatni raz w naszą stronę, po czym odeszła. Tym razem już głośno odetchnęłam, odwracając się w kierunku Alice. Już miałam jakoś skomentować chwilę wcześniej zaistniałą sytuację, gdy zobaczyłam kogoś wyłaniającego się z początku korytarza. Przez chwilę stałam w bezruchu obserwując tak znane mi twarze czterech chłopaków. Szli radośni głośno rozmawiając. Nawet Remus, który był dzisiaj trochę bardziej blady niż zwykle, dokazywał i popisywał się przed zafascynowaną widownią.
-Co do...? - zaczęła Alice powoli podnosząc się i rozmasowując kostkę, która na potrzeby przedstawienia została trochę uszkodzona.
-Co w tym takiego dziwnego?- zapytałam wzruszając ramionami, ale oczy nadal utkwione miałam w czwórce chłopaków. - Przecież to Huncwoci.
-No ale Remus? - zapytała Alice patrząc tępo na blondyna, którego zachowanie było bardzo do niego niepodobne.
-Jeśli wierzyć McGonagall, a uwierz, jej można wierzyć, Potter i Black wysuszyli dzisiaj jezioro. Tak, to wielkie jezioro, gdzie wody jest od cholery. Nadal uważasz, że jest coś dziwnego w zachowaniu Remusa? - zapytałam. Alice wyszczerzyła się do mnie i razem ruszyłyśmy w przeciwną stronę zamku. Byle jak najdalej od Huncwotów.

***

-Evans, Thomas, jesteście już wolne - mruknęła profesor McGonagall znad sterty pergaminów. Wstałam jak oparzona od stosu książek, które właśnie układałam na półce tak niskiej, że właściwie nie rozumiałam jej istnienia. Równie dobrze podręczniki mogłyby leżeć na podłodze- na to samo by wyszło. Jednak nie tylko mnie tak bardzo dłużył się czas, że z dziką radością rzuciłam się do drzwi. Alice zrobiła to samo i już po paru sekundach stałyśmy na pustym, ciemnym i zimnym korytarzu.
-I co teraz? - zapytała cicho Alice, a jej głos odbił się echem po ścianach. Wzruszyłam ramionami.
-Wiesz...mamy jeszcze coś bardzo ważnego do zrobienia, chciałam ci przypomnieć - mruknęłam, wkładając ręce do kieszeni i ruszając przed siebie.
-Ymhym...- przytaknęła Alice, wiedząc o co mi chodzi, i szybko mnie dogoniła. - Lily, ja naprawdę nie chcę tak myśleć, ale od dłuższego czasu coś mi nie daje spokoju...-zaczęła po chwili. Szłam dalej nie komentując tego w żaden sposób. -Widzisz...a co jeśli...jeśli nie uda nam się odnaleźć sposobu dostania się do tego pokoju? Co wtedy zrobimy, Lily? - zapytała Alice, wypowiadając na głos również i moje obawy.
-Nie myśl tak - szepnęłam. - Nie można być tak pesymistycznie nastawionym -dodałam.
-Jakie pesymistycznie! - oburzyła się Alice nagle stając . - Lily! Słyszysz samą siebie?! To wręcz bardzo prawdopodobna wersja wydarzeń! Nie doszukuję się niemożliwego! Widzisz jakieś postępy w tym całym szukaniu? Bo jak na razie zarobiłyśmy tylko szlaban!
-Alice, uspokój się - powiedziałam stanowczo. Wiedziałam, że jest coraz mniej czasu, ale wiedziałam również, że panika w niczym nam nie pomoże. - Może i stoimy w miejscu, może nie wiemy jak szukać. Ale mamy pewne konkrety, których należy się trzymać. Jesteśmy mądre, poradzimy sobie. Musimy sobie poradzić! Właśnie teraz nasze wiedza i umiejętności mają zaważyć na naszym życiu! Więc skup się, Alice, i myśl logicznie! - krzyknęłam bojowo, jak generał motywujący swoich żołnierzy.
-Jak mam się skupić, kiedy nade mną wisi widmo zgubienia w czasie?! Straszne rzeczy się dzieją z ludźmi, którzy igrają z magią, a my właśnie to robimy! - oburzyła się Alice. Nie mogłam mieć do niej pretensji, mówiła prawdę. Westchnęłam bezradnie.
-Masz rację. I mnie trudno myśleć pozytywnie, tym bardziej, że jutro rano musimy już wracać. Koniec podróży - próbowałam się uśmiechnąć. To zdanie pewnie bardzo by mnie cieszyło, gdyby nie druga jego część, niedopowiedziana, ale i tak znana przez każdą z nas. Koniec podróży albo życia.
Alice zacisnęła usta i popatrzyła na zegarek.
-Dzisiaj rano - mruknęła, a kiedy popatrzyłam na nią mało rozumiejąc, dodała: - jest już po północy. Za dziewięć godzin wszystko się rozstrzygnie - stwierdziła, uśmiechając się blado. Wiedziałam, że pomyślała o najgorszym.
-Och, daj spokój - warknęłam, tracąc cierpliwość. Mogę i zginąć, ale na pewno nie użalając się nad sobą. - Potter i Black wysuszyli jezioro, to my mamy nie dać rady znaleźć jakiegoś durnego pokoju?! - zawołałam coraz bardziej pewna zwycięstwa. Zaraz ruszyłam przed siebie, aby nie marnować cennego czasu. Musiałyśmy dzisiaj wrócić. Nie było innej opcji.
-Lily! - krzyknęła Alice, a chwilę potem usłyszałam tupot. - A może ktoś w Hogwarcie wie o istnieniu tego pokoju i pomoże nam się tam dostać? - zapytała ciężko dysząc, kiedy już mnie dogoniła.
-Ta? A niby kto? - zapytałam wymachując rękami. - Kto włóczy się po zamku, kto zna jego dziwaczne humory, kto jest na tyle sprytny, żeby trafić i rozpracować ten pokój?! - zawołałam. Ledwo skończyłam, a dotarła do mnie odpowiedź. Huncwoci. -Nie - powiedziałam stanowczo, zastanawiając się, czy moja duma może doprowadzić nas do zguby.
-Ale pomyśl Lily...- mruknęła Alice, która na pewno pomyślała o tym co ja.
-Jeśli oni potrafili, to ja tym bardziej! - stwierdziłam pewnie. W głębi duszy jednak zaczynałam wątpić w te słowa.
-Może i tak, ale ile czasu nam pozostało? - zapytała rozsądnie Alice. - Jestem pewna, że Huncowtom też zajęło to trochę czasu, zanim zorientowali się, jak działa pokój...-dodała. Wiedziała jak mnie podejść. - My go niestety nie mamy.
Jęknęłam. Alice miała stuprocentową rację. Skorzystać z pomocy czy nie? Duma czy przyznanie Potterowi, że on i jego paczka są sprytniejsi? A jeśli oni odmówią, a ja i Alice tylko się skompromitujemy?
-A co jeśli się nie zgodzą? Albo stawka...eghm, eghm...będzie bardzo wysoka? - zapytałam stając przed pustą ścianą, gdzie powinny być ogromne drzwi.
-Myślisz o randce? Gdyby wierzyć twojej mało wiarygodnej historii to już spędzałaś z nim upojne chwile, więc ta nie zrobi ci różnicy...-powiedziała Alice, a ja popatrzyłam na nią wzrokiem, który mógłby ją zabić. Pewnie by to zrobił, gdyby go widziała, ale że było ciemno, uniknęła strasznego losu. Na niedługo.
-Alice, jak możesz...-zaczęłam zszokowana. Nie wierzyłam własnym uszom.
-No co, to przecież prawda - wzruszyła ramionami. Zacisnęłam wargi. Jej zagranie było poniżej pasa.
-Ja ci nie wypominam z kim byłaś, z kim się całowałaś, a z kim zrywałaś - powiedziałam sucho. Zrozumiała. Frank. Caradoc. Frank.
-Ja nie całowałam się z Caradociem, kiedy byłam z Frankiem! - stwierdziła Alice.
-Tak samo było w moim przypadku, więc nie wiem o co ci chodzi - syknęłam, patrząc jej prosto w oczy.
-Ale twoje zachowanie jest zakłamane! Może sama jesteś zakłamana! Chodzisz z kimś i mówisz, że go nie kochasz, ciągle na niego narzekasz, uciekasz przed nim. Całujesz się z chłopakiem, którego ośmieszasz i podobno nienawidzisz! Lily, nie widzisz w tym niczego niestosownego?!
Zacisnęłam mocno zęby. Prawda boli. Ale w tamtej chwili nie myślałam racjonalnie. Alice raniła mnie prawdą, ja chciałam zrobić to samo.
-Ja przynajmniej jak zrywam z kimś, a później ten ktoś układa sobie życie, to nie użalam się nad sobą przed wszystkimi, jaki ten los jest niesprawiedliwy! - krzyknęłam. Powiedziałam za dużo. W tamtej chwili jednak niewiele mnie to obchodziło. Ominęłam wściekłą Alice i ruszyłam w kierunku Wieży Gryffindoru. Potrzebowałyśmy pomocy i czy tego chciałam czy nie musiałam poprosić o nią Huncowtów. Raz na jakiś czas trzeba schować dumę do kieszeni. Przeszłam przez portret i skierowałam się w stronę męskich dormitoriów. Przeskoczyłam szybko schody i nawet nie pukając otworzyłam drzwi do sypialni Huncwotów. Szepnęłam "lumos" i przemknęłam przez morze najróżniejszych przedmiotów. Dotarłam do pierwszego z brzegu łóżka i ściągnęłam kołdrę. Łóżko było puste. Zaklęłam pod nosem i przeszłam do kolejnego. Tak jak w poprzednim, nikogo w nim nie było. Upewniłam się, że w pozostałych dwóch też nikogo nie ma i wyszłam z pokoju głośno trzaskając drzwiami.
-Świetnie. Nie ma co. Ale czego się spodziewałaś? Że Huncwoci będą grzecznie spali o tak wczesnej porze jaką jest pierwsza w nocy w dormitorium? A może jeszcze do tego piorą skarpetki i sprzątają pokój?!- zawołałam schodząc do pokoju wspólnego. Kopnęłam najbliższy fotel i zaraz tego pożałowałam, bo uderzyłam się w najmniejszy palec. Usiadłam więc na sofie i rozmasowując stopę popatrzyłam na płomienie. Zgubiona w czasie, pokłócona z jedyną osobą, której też zależy na powrocie, bez ludzi, którzy w ostateczności mogliby mi pomóc. Zapowiada się ciekawa noc, nie ma co. Co mogłam zrobić? Niewiele. Około trzeciej się ocknęłam i z westchnieniem wstałam z kanapy. Głupio zmarnowałam dwie godziny, ale potrzebna była mi chwila wytchnienia. Ruszyłam w stronę portretu, a kiedy byłam kilka metrów od niego, on sam się uchylił. Zmarszczyłam brwi bardzo zdziwiona.
-Co się dzie...-zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo właśnie na coś wpadłam. Albo to coś wpadło na mnie. Tyle że ja nic nie widziałam. Za to czułam delikatny materiał, który przypominał w dotyku wodę. Instynktownie pociągnęłam za niego i okazało się to dobrym posunięciem. Bowiem za dziwnym materiałem krył się Potter, Black i Peter. Uśmiechnęłam się na ich widok. Nie myślałam o tym, że włóczyli się nielegalnie w nocy po zamku, albo nawet i błoniach pod dziwnym kocem. Teraz myślałam już tylko o tym, że prawdopodobnie ja i Alice jesteśmy uratowane.
-Jak dobrze, że was widzę - stwierdziłam zaciskając ręce na dziwnej płachcie. - Potrzebuję was - stwierdziłam z wyraźną ulgą w głosie.
-Łapo czy ty widzisz to samo co ja? - usłyszałam zaniepokojony głos Pottera, który nie odrywał ode mnie wzroku.
-Masz na myśli Evans, która cieszy się na nasz widok i mówi, jak bardzo nas potrzebuje? Nie - stwierdził Black.
-Mnie się wydaje, że to jakieś halucynacje - powiedział pewnie Peter.
-To bardzo mądra teoria - przyznał mu rację Black. Patrzyłam na nich ze zdumieniem.
-Nie! - krzyknęłam. Peter i Black nic sobie z tego nie robiąc wzruszyli ramionami i ruszyli w stronę schodów - Stop! Rozkazuję wam zaczekać, albo McGonagall dowie się o waszej wycieczce! - zawołałam rozpaczliwie. Nie mogłam ich stracić, nie teraz. Black popatrzył na mnie zszokowany.
-Myślicie, że wytwór naszej wyobraźni jest w stanie zabrać mi niewidkę? - zapytał Potter podnosząc jedną brew i patrząc na dwójkę przyjaciół. - To prawdziwa Evans. Która się trochę stęskniła. - stwierdził przenosząc wzrok na mnie i uśmiechając się zawadiacko. - No, Evans, tęsknisz za ciemnym magazynem? - zapytał. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
-O czym ty mówisz? - zapytałam zdezorientowana trochę się uspakajając. Przynajmniej mnie nie ignorują, myśląc, że jestem jakąś wyjątkowo dziwną zjawą.
-No o tym, że w walentynki jakoś chętnie nas zatrzasnęłaś w składziku Filcha - uśmiechnął się Potter.
-To było przypadkowo! - zaczęłam się bronić. Ze strachem zauważyłam, że Potter powoli się do mnie zbliża.
- Ta? Powiedzmy, że ci wierzę. Po co teraz tu jesteś? - zapytał stając na przeciwko mnie. Popatrzyłam mu prosto w oczy.
-Powiedzmy, że potrzebuję drobnej porady...- zaczęłam.
-Powiedzmy, że możemy ci pomóc...- stwierdził Potter patrząc na moje usta i zamyślając się na chwilę. - Jak nam się odpłacisz? - zapytał nagle przenosząc wzrok na moje oczy. Prawie upadłam od tego spojrzenia. Przełknęłam ślinę.
-To nie istnieje już coś takiego jak bezinteresowna pomoc kolegów? - zapytałam miłym tonem. Prawy kącik ust Pottera powędrował do góry.
-Pomyśl w odwrotną stronę. Pomogłabyś mi, gdybym cię o to po prostu ładnie poprosił? - zapytał chytrze Potter patrząc głęboko w moje oczy. Zamyśliłam się przez chwilę. Oczywiście, że nie.
-Tak - powiedziałam pewnym tonem. Potter pokręcił z uśmiechem głową. Znał prawdę. - Ale dobrze. Jeśli chcecie coś za coś to proszę bardzo. Wy mi pomożecie, a ja nic nikomu nie powiem o waszych nocnych wędrówkach - stwierdziłam pewnie.
-No nie wiem - usłyszałam głos Blacka po mojej lewej stronie. Podskoczyłam odwracając głowę w tym kierunku. Byłam pewna, że dwóch pozostałych Huncwotów stoi tuż przy schodach do sypialni. Zdałam sobie sprawę, że jestem osaczona przez dwóch chłopaków.
-To bardzo sprawiedliwy układ - powiedziałam starając się ukryć moją niepewność co do bliskości dwóch Huncwotów.
-Pani prefekt coś przeskrobała - wymruczał Black, a oczy w przerażający sposób mu się błyszczały. Pewnie większość dziewczyn powiedziałaby w tej chwili, że jest niesamowicie atrakcyjny. W mroku z niebezpiecznie lśniącymi tęczówkami. Ja w tym momencie po prostu się go bałam.
-Tak myślisz? -Potter spojrzał z rozbawieniem na przyjaciela, odrywając na chwilę ode mnie wzrok. Miałam wrażenie, że gdyby tu jego nie było, czułabym się o wiele mniej bezpiecznie. Sam na sam z Blackiem. W tej chwili wyglądał jak szaleniec.
-Oczywiście -ciągnął Black. - A teraz nie wie jak to odkręcić, a jedyne osoby, które mogą jej pomóc nie są w zbyt miłych stosunkach z nią. Jak to jest, Evans, prosić najsprytniejszych, najcudowniejszych chłopaków w szkole o pomoc, ze świadomością, że mogą  odmówić i cię upokorzyć, ale nie ma się innego wyjścia? -zapytał Black powoli przechylając głowę. Nie wiem dlaczego, ale w tamtej chwili byłam zdumiona, że Potter przyjaźni się właśnie z nim. Nie znałam Huncwotów od tej strony. Nigdy nie bałam się żadnego z nich, a teraz miałam świadomość, że trafienie nocą na samotnego Blacka może się równać z samobójstwem.
-Łapo, dość - powiedział cicho Potter wracając wzrokiem do mnie. Byłam mu w tym momencie niezwykle wdzięczna. I z jednej strony czułam ulgę, że tu jest, a z drugiej nie mogłam znieść, że otwieram właśnie listę długów, których jestem winna Jamesowi Potterowi. 
-Ale co ja takiego zrobiłem, przecież jestem sobą - stwierdził tylko Black w końcu się uśmiechając. Potter zaśmiał się cicho.
-Wydaje mi się, że właśnie to tak przeraziło naszą drogą Lily - wyszczerzył się. Prawie że odetchnęłam z ulgą. A przynajmniej wydawało mi się, że zaczynam wiedzieć na czym stoję. Mało tego. Odkryłam, że jest coś gorszego od Huncwotów. To mroczne wcielenie Huncwotów.
-To co, Evans? Mówisz po co nam zawracasz głowę w środku wieczoru, czy mamy sobie iść? -zapytał drwiąco Black.
-W środku wieczoru?- podniosłam sceptycznie brwi. - Wiesz, Black, że dochodzi czwarta? - zwróciłam uwagę nawet nie patrząc na zegarek.
-No to mówię, że wieczór - zaśmiał się Black. Ten odgłos bardzo przypominał szczekanie psa i nagle uświadomiłam sobie, że Huncwoci znowu coś robili poza Wieżą, a Remusa z nimi nie było.
-Zaraz...gdzie Remus? -zapytałam oszołomiona tym odkryciem. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?
-To co? Mówisz o co chodzi czy mamy stąd iść? - powtórzył twardo Black. Teraz dostrzegłam jego podobieństwo do Ślizgonów. Choćby bardzo chciał, chłopak nigdy do końca nie pozbędzie się pewnych cech czarodziejów z rodu Blacków. Szybko się zreflektowałam. Właśnie dostrzegłam kolejną różnicę między dwoma, osaczającymi mnie Huncwotami. Z Potterem mogłam się droczyć, dyskutować. Black nie dawał mi możliwości zmieniania tematu. Albo mówisz co chciałeś, albo wypad. Tak to mniej więcej wyglądało.
-Muszę wiedzieć jak się dostać do jednego z pomieszczeń w zamku, w którym raz już byłam. To pilne - stwierdziłam na jednym wydechu. Zapadła cisza, podczas której Potter przygryzając wargę popatrzył na Blacka. Sam Black nie wyglądał na zdziwionego.
-Tego to się domyśliłem, mów więcej - stwierdził, a widząc moją minę uśmiechnął się triumfalnie. - Tylko nie mów, że nie wiesz jak się dostać do Pokoju Życzeń - zaśmiał się cicho. Zmarszczyłam brwi. Pokój Życzeń?
-Nie wiem co to był za pokój. Wiem tylko, że pojawia się nieraz na siódmym piętrze na przeciwko gobe...
-Tak, to Pokój Życzeń - skwitował Potter nie pozwalając mi skończyć zdania.
-Fajnie, bardzo mi pomogliście - powiedziałam mrużąc niebezpiecznie oczy.
-Oho, zaraz będzie awantura - powiedział jadowitym tonem Black. Spiorunowałam go spojrzeniem. - No, Evans, nawrzeszcz na nas, a później sama sobie szukaj wejścia do Pokoju Życzeń - zaśmiał się bezczelnie. Zacisnęłam zęby.
-To jak, Evans, po co ci ten pokój? - zapytał Potter patrząc na mnie z zaciekawieniem. Przeniosłam na niego wzrok.
-Nie interesuj się - odpowiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Potter znowu się zaśmiał. Bardzo zabawne, nie ma co. Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po czwartej. - Powiedzmy, że jest tam coś, od czego zależą nasze dalsze losy - stwierdziłam wolno. - A przynajmniej losy dwóch osób - dodałam.
-Taak? A to niby jakich dwóch osób? - zapytał z kpiną Black. Na pewno myślał, że przesadzam. Wzięłam głęboki wdech.
-Mnie i Alice - wyrzuciłam z siebie. Tym razem to Black popatrzył uważnie na Pottera. Wiedziałam, że obydwoje nad czymś intensywnie myślą. Razem. Wyglądało, jakby jeden drugiemu czytał z oczu myśli. W końcu Potter potrząsnął szybko głową.
-Jak sprawa jest ważna? - zapytał z cieniem uśmiechu. Teraz obydwoje się jawnie ze mną droczyli. Zdenerwowało mnie to.
-Tak ważna, jak ważne jest życie dwóch uczennic Hogwartu. Możesz sobie przeliczyć na własną walutę - syknęłam. Twarz Pottera spoważniała, za to Black roześmiał się tak głośno, że miałam wrażenie, że na błoniach go słyszano.
-Evans i niebezpieczne podróże, to się nadaje na tytuł książki - wyrzucił między salwami śmiechu. Miło.
-Ta, Black. Ty się już lepiej nie wtrącaj, bo z ciebie pożytku nie będzie - warknęłam. - To co, pomożesz mi, czy mam sobie sama radzić? Mam czas do dziewiątej - powiedziałam zdenerwowana. Nie wiem dlaczego dodałam tamto ostatnie zdanie. Miałam jeszcze nadzieję, że Potter odbierze to jako mój wymysł, jako nic ważnego, że nie zrozumie. Zrozumiał. Pobladł i zaczął się wolno cofać. Wypuścił wolno powietrze, a ręce założył za kark.
-Huh, idziemy - zakomenderował otrząsając się. Ruszył w stronę portretu, gdy nagle stanął. - Gdzie jest Alice? - zapytał, a ja byłam oszołomiona jego zdolnością szybkiego kojarzenia faktów. Na myśl o Alice zrobiło mi się głupio. Zostawiłam ją na ciemnym korytarzu, nie wiadomo, czy sobie gdzieś nie poszła, mając wszystko w nosie. I tak była już bliska poddaniu się.
-No więc...trochę się pokłóciłyśmy - powiedziałam cicho. Potter westchnął.
- Dobra, znajdziemy ją zaraz - stwierdził przechodząc przez portret.
-Łoł, łoł, łoł...a wy gdzie? - usłyszeliśmy głos Blacka, który wybiegł za nami. Potter nie odpowiedział. Pruł przez korytarz, aż w końcu stanął przed ścianą, na przeciwko gobelinu z tańczącymi trollami.
-Gdzie rozdzieliłaś się z Alice? - zapytał Potter patrząc na mnie uważnie. Ja już zaczynałam w duchu panikować. Najwidoczniej Alice gdzieś poszła.
-Była tu - stwierdziłam, a moje serce zaczęło szybciej bić. A jeśli nie znajdę jej na czas? Hogwart jest ogromny, a Alice mogła być wszędzie.
-Dobra, spokojnie. Łapo - Potter zawołał do Blacka, który właśnie do nas doszedł. - Idź sprawdź gdzie jest Alice - powiedział. Black prychnął.
-Służącego sobie znaleźliście. Dobrze, że nie jesteście razem, bo bym pewnie musiał jeszcze za niańkę robić przy waszym dziecku- dodał.
Siekiera. Potrzebna mi siekiera. 
-A on niby jak ma to sprawdzić? - zapytałam ze złością szybko zmieniając temat. Nikt nie jest wszechwiedzący, szczególnie Black - Może będzie chodził po zamku i wołał Alice po imieniu. Na pewno znajdzie. Z jakieś trzydzieści trzy Alice - dodałam. Potter podszedł do mnie bardzo blisko.
-Jeśli ja mówię, że Syriusz ma sprawdzić, gdzie jest Alice, to znaczy, że ma takie możliwości. Coś jeszcze? - zapytał z uśmiechem. W tej chwili zdałam sobie sprawę, jak trudno jest wyprowadzić Pottera z równowagi. Zupełnie nie tak jak mnie.
-Ale ja nigdzie nie pójdę - usłyszałam głos Blacka zza pleców Pottera. - Teraz jest "sprawdź gdzie jest Alice", a później będzie "bądź chrzestnym naszego bachora i przy okazji myj go codziennie". Ja tu zostaję - stwierdził Black. Potter odwrócił się i spojrzał na przyjaciela.
-W takim razie ja pójdę - stwierdził tonem, który mówił "nie ma problemu". Dla mnie był problem.
-Nie! - krzyknęłam. - Chcesz mnie zostawić z tym...z nim? - zapytałam patrząc z przerażeniem na Blacka, na co ten się wyszczerzył i pomachał do mnie wesoło.
-Daj spokój, Evans, Syriusz nic ci nie zrobi - machnął ręką Potter. - Chyba - dodał ciszej i już zniknął za rogiem korytarza.
-No to co, Evans? Zostaliśmy sami - zaśmiał się Black.
-Nawet nie wiesz, jak się nie cieszę - posłałam mu sztuczny uśmiech, siadając na zimnej posadzce.
-Uwierz, że wiem, ja odczuwam to samo - mruknął Black, a coś w jego tonie mnie zainteresowało. Natychmiast zaczęła się gonitwa myśli, która doprowadziła mnie do jednego. Tajemniczego Ślizgona, którego poznała Alice.
-Masz jakieś rodzeństwo, Black? - zapytałam ni stąd ni zowąd obojętnym tonem. Black popatrzył na mnie, a z jego twarzy nie mogłam nic wyczytać.
-Mam - powiedział wolno, nie odrywając ode mnie wzroku. - A co? - dodał.
-A nic, tak tylko pytam - wzruszyłam ramionami, ale ciekawość zżerała mnie od środka. - A jak ma na imię? - zapytałam po chwili szybko. Zbyt szybko. Black się roześmiał.
-Aż tak cię interesuje moje życie prywatne, Evans? - zapytał. - Więc wiedz, że jest ich trzech, a imiona dobrze znasz. James, Peter i Remus- dodał, a ja wywróciłam oczami. Nie o to mi chodziło.
-Nie o to mi chodziło - powiedziałam zniecierpliwionym tonem, wypowiadając swoje myśli na głos.
-Wiem - wyszczerzył się Black. - Ale lubię denerwować ludzi. A już szczególnie ciebie - dodał z miłym uśmiechem.
-Kto by się spodziewał - mruknęłam pod nosem. Cieszyłam się jednak w duchu, że mam do czynienia z co prawda wnerwiającą, ale wesołą naturą Blacka. Gdyby sytuacja z pokoju wspólnego się powtórzyła, wolałabym już chyba pluć ślimakami, niż przebywać w ciemnym korytarzu sam na sam z jego mroczną wersją.
-Co tam szepczesz? - zaśmiał się Black. Nie wiedziałam jak można być tak irytującym.
-Czy ktoś ci kiedyś powiedział, Black, że ma ochotę cię rąbać młotkiem po głowie? - zapytałam. Zaraz potem sobie uświadomiłam, że dałam się sprowokować. Wzięłam głęboki wdech, żeby nabrać siły na jego kolejne głupie teksty.
-Ktoś już o tym wspominał - zmarszczył brwi Black. - To chyba była Andromeda....w każdym razie to by było szczytem głupoty niszczyć tak piękną i mądrą głowę - stwierdził szczerząc się jeszcze bardziej.
-Wiem, ale mówimy teraz o twojej głowie, a nie o mojej - uśmiechnęłam się wrednie.
-Łooołoołołoł , Evans, ależ śmieszny żart, podaj mi namiary na tego co go wymyślił - parsknął Black. - Bo przecież sama czegoś tak zabawnego nie...
-Twój nie lepsz...-wtrąciłam się, ale usłyszałam głosy. Byłam bardziej niż pewna, że to Potter z Alice. Machnęłam ręką. Co będę się kłócić z Blackiem, kiedy już niedługo będę mogła wrócić do normalności. Już w głowie zaczynałam układać długą listę czynności, które zrobię zaraz po wyjściu z dziwnego pokoju w piątek o godzinie dziewiątej. I bynajmniej nie było to pomaszerowanie na eliksiry.
-O patrz, jednak się nie pozabijali - uśmiechnął się Potter, wychodząc zza rogu. - Wygrałem, jesteś mi coś winna - wyszczerzył się do Alice. Ta zaśmiała się perliście, a ja nie mogłam uwierzyć, że to ta sama osoba, z którą przebywałam od kilku dni.
-Dobra, skądś ci wytrzasnę zdjęcie Dorcas- chichotała. Podniosłam wysoko brwi. Nie to żebym była ciekawa, ale po co Potterowi zdjęcie Dorcas?
-Okej, dziewczyny, skupcie się - powiedział Potter, co i mnie, i Alice, przywróciło do rzeczywistości. Spojrzałyśmy na siebie. I stało się jasne, że żadna z nas nie ma ochoty przepraszać drugiej. Hardo patrzyłyśmy sobie w oczy przekazując przy tym, że każda z nas miała rację. - Pokój Życzeń pojawia się, jak sama nazwa wskazuje, na życzenie. Któraś z was musiała przejść pod tą ścianą trzy razy. Pewnie zupełnie nieświadomie- kontynuował Potter nie zauważając naszej bitwy na spojrzenia.
-Tak, to Lily przeszła trzy razy - powiedziała nagle Alice, nie odrywając ode mnie wzroku. - Ale nas wpakowałaś - dodała wrednym tonem. Poczułam nagłą złość.
-Dobrze, Lily, pamiętasz o czym myślałaś kiedy przechodziłaś pod tą ścianą? - zapytał chłopak.
-To ty weszłaś do tego pokoju - warknęłam. - Mówiłam "nie wchodźmy", to oczywiście nic!
-Evans - powiedział niedbale Black. Pewnie już mu się nudziło.
-Myślałam o tym, jak bardzo bym chciała cofnąć czas! - zawołałam.
-Ha, ha! A dlaczego tak bardzo chciałaś cofnąć czas? To też mu powiesz?! - wytknęła mi Alice. Moja twarz zastygła. Jeśli powie to, co właśnie teraz miała na myśli, zniszczyłaby nieodwracalnie moje zaufanie do niej i tym samym wiążącą nas więź, o ile jeszcze jakaś została.
-Co dalej, Potter - zwróciłam się do niego, ignorując Alice. Dałam jej szansę na oprzytomnienie. W głębi duszy nie chciałam przekreślać tej znajomości.
-Dlaczego tak bardzo chciałaś cofnąć czas? - zapytał z ciekawością Black, przestając na chwilę nucić tylko sobie znaną piosenkę. I dobrze, bo nie chciałam słyszeć czegoś co przypominało wyskrzeczane "och, ale jestem cudowny i idealny pan Black".
-Potter - popatrzyłam na chłopaka, by uświadomić wszystkim, że nie mam zamiaru odpowiadać na to pytanie. Alice zaśmiała się cicho.
-W takim razie zrób to jeszcze raz - powiedział Potter, ale niezbyt wesoły. Tak myślałam, że od początku coś podejrzewał, a teraz był już tego pewny. I wcale mu się nie podobało, że cofnęłam się w czasie.
-Dziękuję - powiedziałam uśmiechając się naprawdę szczerze. Nie minęła sekunda, a stałam przygwożdżona do ściany i czułam jego oddech na mojej twarzy.
-Mam nadzieję tylko, że to nie przeze mnie ryzykowałaś aż tak wiele - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Wiedziałam co w nich zobaczył, widziałam to po jego minie. Westchnął kręcąc głową i zanim się obejrzałam już szedł z Blackiem w kierunku Wieży Gryfonów. Patrzyłam jeszcze jak odchodzi dwóch chłopaków, którzy denerwowali mnie jak nikt inny, a teraz ja i Alice zawdzięczamy im życie.




11 komentarzy:

  1. PIerwsza (chyba) nie wiem jak ale i tak jak zwykle rozdział jest GENIALNY!
    ~p. Ginny Blue

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuu cudownee ! ;* czekam niecierpliwie na nastepny rozdzial! Pisz szybko ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDO!!! mam nadzieje, ze Lily z Alice sie pogodzą :D juz sie nie moge doczekac kolejnego <3 jeszcze ci mroczni Huncwoci <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julia, ależ ze mną wytrzymujesz :D Już od ilu rozdziałów ciągle przy mnie jesteś! A mroczni Huncwoci, a już szczególnie mroczny Black, też przypadli mi do gustu. Bardzo. <3

      Usuń
  4. Hej, rozdział jak zawsze cudowny i wspaniały. Dobrze, że Huncwoci się pojawili w opowiadaniu strasznie nudno bez nich jest. Ten pomysł z wysuszeniem jeziora WOW, swoja droga nie dziwie się, że Remus był zadowolony z siebie w koncu jest przeważnie mózgiem przedsięwzięć Hunców, a taki wyczyn to jest coś! jestem pod wrażeniem, bo w tym rozdziale doskonale widac jak wykreowalas bohaterów: Jamesa na rozesmianego, pewnego siebie chlopaka, ktory niczym sie nie zraża i nie robi problemu z niczego, bo na wszystko jest sposób. Syriusz wyniosły, pokazalas jego mroczną Blackowa nature, konkretny, nie daje sie wykorzystywac i nie slucha nikogo nawet Jamesa. Lily to juz wiemy, ze jest ciekawska, zarozumialai latwo ja wyprowadzic z równowagi, dlatego tak idealnie pasuje do opanowanego James! Uwielbiam Twoje dialogi, te rozmowy Potter-Evans, Evans-Black i Potter-Evans-Black sa mistrzowskie. Czytajac caly czas sie glupio szczerzylam:)
    Pisz szybko!
    pozdrawiam Rogata ( ktora pisze z nie swojego tabletu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rogata, jak zwykle się rozpisałaś :D Po prostu uwielbiam czytać Twoje komentarze, tym bardziej, że sama nie jestem dobra w pisaniu TAKICH pochwał. A co do tego jeziora długo zastanawiałam się, czy zostawić ten wątek, czy to może nie jest przesada (nawet jak na Huncwotów). Ale co, dałam im się wykazać! Również pozdrawiam i życzę Wam jak najkrótszego czekania!

      Usuń
  5. Haha! Popieram osobę wyżej (Rogata). Wszystko bardzo dobrze to ujęłaś ;D Równiez mam nadzieje ze Alice i Lily się pogodzą. Ciekawa również jestem, jaką 'nagrodę' będzie chciał James. ;) Licze na wiecej Pottera i Evans ;D wiem ze juz komentowalam, ale patrze tu praktycznie codziennie, czy nie ma noc nowego. Pozdrawiam, weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję kochane :) nawet nie wiecie, jak bardzo motywujące są wasze komentarze! a rozdział, mam nadzieję, zdążę ukończyć w 1-2 dni. tak, muszę wziąć się w garść i powrócić do mojego starego tempa.

      Usuń
  6. Bardzo fajnie opowiadanie:) Historia wciąga i nie można się oderwać. Czekam na kolejne wpisy. Obserwuję i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi i cieszę się, że kogoś zainteresowałam :D

      Usuń