d

d

25 maja 2014

Rozdział 4.

     Jeśli myślałam, że sobotnia rozmowa z Potterem coś zmieni, to zdecydowanie się myliłam. Nadeszła niedziela, później poniedziałek, a ja już miałam go dość. Minął tydzień i był ostatni dzień października, a ja właśnie wracałam z biblioteki. Oczywiście – biorąc pod uwagę moje szczęście – musiałam trafić na Pottera. Wyszedł zza rogu z przyklejonym do twarzy tym swoim uśmieszkiem. Nie wyobrażacie sobie jak ten chłopak mnie irytował!
– Ooo, hej Evans, umówisz się ze mną? – Wymówił to automatycznie, pewnie nawet nie zastanawiając się nad szykiem wyrazów.
– Ile razy już się o to dzisiaj pytałeś, Potter? Trzydzieści?
– Dokładnie trzydzieści cztery. – Uśmiechnął się zawiadacko. – To jak?
– Nie, nie i nie, a i od razu odpowiem za jutro i pojutrze i wszystkie inne dni do końca świata: NIE!
– A może jednak?
– Ostrzegam cię, Potter. – Byłam już bardzo wyprowadzona z równowagi.
– Ależ, Evans, nie odpowiadaj za następne dni, bo może jeszcze zmienisz zdanie i co będzie. – To była ta kropelka, która przelała czarę, napełniającą się od tygodnia. Wyciągnęłam różdżkę i podstawiłam mu do szyi.
– Chciałeś coś jeszcze dodać? Może ostatnie słowo? – Potter tylko uśmiechnął się łobuzersko.
– Właściwie to pięć: Evans, umówisz się ze mną? – Zmrużyłam oczy. Miałam ochotę go uderzyć. Podniosłam różdżkę.
– Drętwo...
– Panno Evans! – Nie wiadomo skąd wzięła się profesor McGonagall. Ta to chyba ma jakiś wrodzony czujnik. Szósty zmysł. Zawsze, gdy coś się działo, McGonagall była na miejscu. – Czy pani właśnie chciała zaczarować swojego kolegę? Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Jest pani prefektem. Jestem zmuszona dać pani szlaban, jutro o osiemnastej w moim gabinecie! – Już widziałam triumfujące spojrzenie Pottera.
– Ale pani profesor! Potter jest nie do zniesienia! Sprowokował mnie! Od tygodnia jest gorzej niż kiedykolwiek! Łazi za mną i nie daje mi spokoju!
– W takim razie pan Potter też dostanie szlaban, również jutro o osiemnastej w moim gabinecie. –McGonagall odeszła. Potter uśmiechnął się jeszcze szerzej. Popatrzyłam na niego z drwiną.
– I co, Potter? Kolejny szlaban do tych twoich zawodów? Będziesz się miał czym pochwalić przed ojcem.
– Nie, Evans. Rekord ojca już pobiłem w połowie października. 
– To z czego tak się cieszysz? Bo ja, osobiście, nie mam powodów do zadowolenia. – Wysyczałam.
– Jeszcze nie rozumiesz, Evans? Ja, ty, pusta kla...
Prychnęłam z poirytowaniem.
– Nie kompromituj się, Potter. Po pierwsze co ty bredzisz, a po drugie to jest szlaban a nie randka. McGonagall zresztą na pewno nas rozdzieli. – Stwierdziłam przekonana.
– Tak się składa, że trochę się poznałem na szlabanach u McGonagall. Z doświadczenia wiem, że będzie chciała, abyśmy doszli do porozumienia dzięki wspólnej pracy.
Zastanowiłam się nad jego słowami. Rzeczywiście, ja nigdy nie miałam szlabanu u profesorki transmutacji, a to co on mówił brzmiało dosyć logicznie.
– Nic nie jest w stanie sprawić, żebyśmy doszli do porozumienia – odpowiedziałam z pewnością w głosie.
– Tak, bo jesteś wredną jędzą.
– Słucham? Gdybyś ty nie zachowywał się jak palant, można by było z tobą pogadać po ludzku!
– Gdybyś ty ciągle nie wrzeszczała, można by było w ogóle z tobą porozmawiać.
Irytowało mnie, że stał sobie z rękoma w kieszeniach, z uśmiechem na ustach i spokojnie o tym mówił, kiedy ja miałam ochotę go zabić. Wzięłam głęboki wdech.
–Nie wrzeszczałabym, gdybyś nie był idiotą.
– Nie jestem idiotą, to ty tak założyłaś od samego początku. I to dlaczego? Bo chciałem się z tobą umówić? Każdy kto chce się z tobą umówić jest idiotą?
– Nie dlatego! Dlatego, że nie dajesz mi spokoju, ciągle się popisujesz i znęcasz nad innymi! Ale to chyba sobie wyjaśniliśmy pod koniec zeszłego roku szkolnego! Nie pamiętasz?
– Pamiętam i to aż za dobrze! Ale wiesz co ci powiem? Jest na to sposób. – Potter uśmiechnął się huncwocko. Prychnęłam.
– Niby jaki? Nie da się kogoś wyleczyć z bycia idiotą!
– Widzisz? Ciągle mi dogadujesz! To jest jak koło, które nigdy się nie kończy. Ty mi dogadujesz, bo ja ci nie daję spokoju, ja ci się odgryzam pytając o randkę. Niedługo popadniemy w obłęd! Proponuję zakład.
Prychnęłam.
– I na czym niby by polegał ten zakład?
– Zobaczymy, kto jest temu winny dzięki...
– Oczywiście, że ty jesteś temu winny!
– Nie skończyłem! Dzięki zakładowi zobaczymy kto dłużej będzie mógł się powstrzymać. Traktujemy siebie jak zwykłych kolegów z klasy, bez tych wszystkich przejść. Ty mi nie dogryzasz, a ja nie pytam o randkę. Ale, jeszcze... Mówimy do siebie po imieniu, nazwiska raczej wrogo brzmią. Słowem, zachowujemy się jak zwykli znajomi. Zobaczymy wtedy, kto to wszystko nakręca. Ten, kto dłużej wytrzyma, wygrywa.
– Okej, taki układ mi pasuje. Traktujemy siebie normalnie, mówimy po imieniu i nie wykazujemy wrogości. Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Co wygrywa zwycięzca?
– To już kwestia umowna... Co byś chciała wygrać?
– Do końca życia mieć spokój od ciebie!
– Masz za wielkie wymagania. – Wyszczerzył zęby Potter. – Pamiętaj, że nagrody muszą mieć podobną wartość dla każdego z nas. W takim wypadku, gdy ja wygram, ty umówisz się ze mną, zostaniesz moją dziewczyną i ogłosisz wszystkim, że zawsze mnie kochałaś.
– Chyba sobie żartujesz!
– Więc wymyśl coś bardziej realnego. – Potter wzruszył ramionami. Zachowywał się jak pan sytuacji.
– Dobra, do końca szóstej klasy mam spokój od ciebie – zaczęłam się poddawać.
– Ty umawiasz się ze mną i zostajesz moją dziewczyną.
– Nie ma mowy.
Westchnęłam. Z takim podejściem nic nie zdziałam. Musiałam wymyślić coś bardziej realnego.
– Miesiąc spokoju. I bez żadnych randek, Potter, z twojej strony! – Dodałam zapobiegawczo, kiedy ten wymyślał adekwatną do tej nagrodę.
–Dobra, dobra. Kiedy ja wygram, ty odrabiasz wszystkie zadane referaty za mnie również przez miesiąc. Co ty na to?
Zastanowiłam się. I tak miałam za dużo czasu. Pisałabym wtedy swój referat, później zmieniałabym trochę treść na jego wypracowanie. W końcu jakaś normalna propozycja.
– Zgoda – stwierdziłam.
– Tylko jeszcze mały szczegół.
– Jaki?
– Referaty, które za mnie napiszesz...
– Jak wygrasz – wtrąciłam.
– Jak wygram, referaty te będą przynajmniej na Znakomity.
– Za kogo mnie masz? Oczywiście, że będą dobre! Obawiam się nawet, że będą za dobre.
– To podsumujmy – zignorował moje ostatnie słowa – jesteśmy dla siebie mili, mówimy sobie po imieniu, wygrywa ten, kto dłużej wytrzyma i do tego czasu trwa zakład. Jeżeli ty będziesz zwycięzcą, ja daję ci spokój na miesiąc od dnia zakończenia zakładu, a jeżeli ja wygram, ty piszesz przez miesiąc wszystkie moje wypracowania na ocenę minimum Znakomity. Z przedmiotami nie będzie problemów, mamy takie same. Wszystko się zgadza?
– Tak.
– I prawidłowo.
Podaliśmy sobie ręce, a Potter wyjął różdżkę.
– Co robisz? – Zapytałam.
– Czar zakładu. Dzięki temu jesteśmy związani niewidoczną umową, która zerwie się, kiedy ktoś złamie zasady. Nie oszukasz magii, osoba, która wygra, będzie od razu to wiedziała.

Nie podobało mi się, że jestem związana z Potterem jakąś umową, ale nie miałam wyjścia. Spodziewałam się, że Potter przegra zakład w przeciągu kilku nadchodzących dni.

***

     Weszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Huncwoci już siedzieli na swoich miejscach. Poprzedniego dnia nie było okazji, aby Potter złamał zasady, ale byłam przekonana, że podczas nadchodzącego szlabanu to się stanie.
– Cześć wam! – Usiadłam na swoim miejscu, a Huncwoci, Dorcas, Mary i Alice popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. – No co?
– Coś ci się stało, Lily? – Zapytała podejrzliwie Mary, po tym jak uśmiechnęłam się do Blacka.
– Nic. Dziś jestem koleżeńsko nastawiona do poniektórych i chcę być miła. – Zaakcentowałam te dwa słowa i spojrzałam na Pottera.
– Co u ciebie, Lily? – Potter rozbawiony zaczął grać tę szopkę.
Black zmierzył go spojrzeniem szpiega. Później przeniósł wzrok na mnie.
– Od kiedy to jest dla ciebie Lily? – Peter wyprzedził go z tym pytaniem.
– Od wczoraj.
– A co się wydarzyło wczoraj? – Zaciekawił się Remus
– James trochę mnie zdenerwował i...
JAMES? – Chwyciła Dorcas.
– Tak, chyba on ma tak na imię, no nie? – Zapytałam.
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę.
– I...? – Dopytywała się Dorcas.
– I się założyliśmy – odpowiedział za mnie Potter. – Zobaczymy kto dłużej wytrzyma w przyjaznym nastawieniu do drugiego.
– Jaka stawka? – Zainteresował się Syriusz.
– Przez miesiąc odrabiane wszystkie referaty na przynajmniej Znakomity – odparł zdawkowo Potter.
– Nie wierzę. I ty się na to zgodziłaś? – Zapytał Black. – Wszystkie referaty?
– Za to kiedy ja wygram będę miała miesiąc spokoju od niego! – Stwierdziłam.
– Nie wygrasz – odpowiedział ze zdecydowaniem w głosie Black. Zbił mnie z tropu.
– Niby dlaczego? – Zapytałam.
– Po pierwsze, to Huncwot. A my, Huncwoci, nie przegrywamy zakładów. To walka o honor. Uwierz mi, że jak James chce, to potrafi wszystko. A po drugie, nie możesz na niego nawrzeszczeć, a nie oszukujmy się, długo nie wytrzymasz – odpowiedział Black.
– Żartujesz sobie? – Prychnęłam. – Oczywiście, że wytrzymam! Jeżeli on nie da mi powodów, nie pomyślę nawet, żeby...
– Och, daruj sobie – wtrącił Black. – Prawie nigdy nie daje ci powodów. Wrzeszczysz o byle co!
– Uważasz, że znęcanie się nad innymi, albo prześladowanie mnie tym samym pytaniem przez tygodnie, to byle co? – Zapytałam. Cały czas się pilnowałam, żeby nie dać wzmianki o napuszonym idiocie i nie podnieść głosu. Muszę przyznać, że całkiem nieźle mi to wychodziło.
– Ja tylko uważam, że Rogacz na dzisiejszym szlabanie doprowadzi cię do szału.
– Nie do końca rozumiem. – Stwierdziłam, nalewając sobie soku.
– To Huncwot, mistrz manipulacji. Ciągle będzie przyjazny, a ty dostaniesz szału, bo nic nie będziesz mogła mu zarzucić – wykrzyknął triumfalnie Black.
– Bredzisz. Jeszcze zobaczymy, kto wygra ten zakład. – Stwierdziłam bardzo pewna siebie. Za bardzo.





Rozdział sprawdzony i poprawiony przy współpracy z Cathleen! Serdecznie dziękuję!

1 komentarz:

  1. W dzisiejszy wieczór postanowiłam przeczytać wszystkie rozdziały na tym blogu i muszę przyznać, że sa perfekcyjne. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, który mam nadzieje pojawi się szybko

    OdpowiedzUsuń