d

d

24 maja 2014

Rozdział 3.

     Impreza trwała w najlepsze. Alkohol lał się strumieniami i wszyscy wypili przynajmniej jedno piwo kremowe. No, prawie wszyscy. Bowiem w pokoju wspólnym siedziały tylko dwie osoby, które wypiły symbolicznie po szklance. I była to para prefektów z szóstego roku. Tak, siedziałam na kanapie i patrzyłam jak ci wszyscy ludzie się upijają, a obok mnie był Remus, który próbował czytać jakąś książkę.
– Ciekawa chociaż? – Zapytałam.
– Nie wiem tego, Lily, bo od dwóch godzin czytam jedno zdanie i nadal go nie rozumiem. Tu nie da się skupić!
– Och, dlatego ja nie wzięłam książki. Mam doświadczenie w tych huncwockich imprezach i wiem, że wtedy nie da się czytać...
– Tak, chyba dam sobie już dzisiaj spokój z tą książką.
– Dlaczego nie świętujesz z resztą?
– Chyba z tych samych powodów co ty. Jestem prefektem i później muszę wszystkich doprowadzić do porządku.
– No tak, Remusie, co ci się stało? – Zauważyłam bliznę na jego szyi. – Wcześniej czegoś takiego nie miałeś. Zaraz, czy aby przypadkiem to nie jest podobne do tego co mieli Potter i Black na szyjach na początku roku? Co wy wyrabiacie? Oni jak oni, ale ty Remusie?
– Och, to nic takiego... Po prostu... Małe zadrapanie...
– Nie wygląda na małe. – Odparłam z troską.
– Ale, uwierz mi, że to nic poważnego...
– Mam nadzieję, że to co robicie nie jest niebezpieczne... Co ja mówię! Wszystko co robicie jest niebezpieczne!
– Lily...
– Jeszcze jak ty wyjeżdżasz do swojej mamy, to Potter, Black i Peter gdzieś się włóczą po nocy! Oni coś kombinują i nie ma kto ich przypilnować! Przychodzą zadrapani, niewyspani i...– Nie dokończyłam, bo ktoś pociągnął mnie za rękę i zaczął obracać. Kiedy przestał i wpadłam w jego ramiona, przeżyłam szok.
– Potter, puść mnie natychmiast!
– Puszczę cię, jak ze mną zatańczysz, Evans. – Uśmiechnął się łobuzersko Potter i zaczął kołysać się w rytm muzyki.
– Przecież już z tobą tańczę!
– Jak ci się podobał mecz, Evans? – Zignorował moją wcześniejszą wypowiedź Potter.
– Okropny – stwierdziłam bez mrugnięcia okiem. Z zasady wszystko co Potterowe, było okropne.
–  I tak wiem, że ci się podobał, Evans. – Potter się zaśmiał. Zaczął powoli mnie irytować
– No dobra. – Wywróciłam oczami. – Podobał mi się. A skoro tak to możesz mnie puścić.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby ogłoszono mnie najlepszym kapitanem wszech czasów. – Potter wyszczerzył zęby, ignorując moje ostatnie zdanie. Westchnęłam.
– A co, nie wystarcza ci miano najlepszego szukającego stulecia?
– Czyli przyznajesz, że jestem najlepszy?
– Potter...
– Tak, Evans?
– Puścisz mnie wreszcie?
– Jeszcze nie skończyła się piosenka. – Uśmiechnął się niewinnie.
– Co się stało Remusowi? – Zaczęłam inny temat. Skoro byłam na niego skazana, to przynajmniej mogłam się czegoś dowiedzieć.
Potterowi trochę zbladł uśmiech.
– A co?
– A to, że nie wierzę, że to "małe zadrapanie, nic poważnego". – Podniosłam oczy ku górze. – Wy też mieliście takie zadrapania, a ja się dowiem skąd one są!
– Ech, Evans, nie szkoda ci czasu? Mogłabyś napisać na przykład kolejny referat...
– Coś sugerujesz?
– Ja? Nie, nic...
– Coś ci nie pasuje w tym, że odrabiam wszystkie zadane prace w przeciwieństwie do niektórych?– zmrużyłam oczy.
– Czy ty coś sugerujesz? – Potter oburzył się na pokaz.
– Och, nie, nic. – Odparłam ironicznie.
– Tak myślałem. – Uśmiechnął się i mnie obrócił.
– Gdzie nauczyłeś się tańczyć? –Wyrwało mi się.
– Nagle chcesz ze mną rozmawiać? – Potter podniósł jeden kącik ust do góry, znowu mnie obracając.
– Och, no wiesz... Skoro jestem już skazana na twoje towarzystwo do końca piosenki... Właśnie, coś długa ta piosenka. – Potter jak na potwierdzenie moich słów uśmiechnął się huncwocko. – Specjalnie to zrobiłeś!
– Byłem ciekaw kiedy się zorientujesz. – Uśmiechnął się jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
– Ugh!– Wyrwałam mu się. – No i myślałeś, że się nie zorientuję?
– Myślałem, że minie co najmniej dwadzieścia minut, a tu proszę. – Spojrzał na zegarek. – Równo siedem. Aż tak ci się źle ze mną rozmawia? – Zrobił minę zbitego psa. Prychnęłam.
– Gorzej. – Zaśmiałam się, widząc jego minę. Ten zdezorientowany stał i patrzył się na mnie, nie wiedząc o co chodzi, ale w końcu też się uśmiechnął.
– Rozśmieszyłem Lily Evans.
– Nie pochlebiaj sobie, Potter.
– No, ale kiedy to prawda! Pierwszy raz śmiejesz się w moim towarzystwie, zauważyłaś? – Teraz dopiero zorientowałam się, że znowu tańczymy, choć nie wiedziałam kiedy Potter do mnie podszedł.
– Tak, to pewnie wina alkoholu...– Zaczęłam się z nim droczyć i muszę przyznać, że sprawiało mi to przyjemność.
– To chyba częściej muszę organizować imprezy. – Zaśmiał się.
– Albo częściej wygrywać mecze. – Dodałam.
– Częściej się nie da. – Uśmiechnął się. – Wygrywam każdy mecz, w którym gram.
– Wracając do tematu, gdzie nauczyłeś się tańczyć?
– Wiesz... Rodzinna tradycja.
– Po co kazali ci się uczyć tańczyć?
– Wśród tych najstarszych rodów czarodziejów jest to bardzo przestrzegane, są też organizowane jakieś bankiety, na które nieraz muszę chodzić. – Westchnął Potter.
– To znaczy, że Black też świetnie tańczy? – James zaśmiał się.
– Łapa tańczy jeszcze lepiej. On w domu ma tyranię. Ja po prostu musiałem się nauczyć, a on... Nikogo chyba nie zdziwi fakt, że za każdym razem, kiedy popełnił błąd w tańcu, dostawał klątwą Cruciatus...–
Wytrzeszczyłam oczy.
– Cruciatusem za popełniony błąd w tańcu?– Nawet nie zauważyłam, że tańczymy do kolejnej, tym razem wolnej piosenki. Potter założył moje ręce na jego szyję, a sam położył dłonie na mojej talii i przyciągnął do siebie.
– No wiesz... Ród Blacków znany jest z tego, że popiera ideę Voldemorta. Łapa często dostawał różnymi klątwami za złe zachowanie, a najgorzej było kiedy Tiara Przydziału przydzieliła go do Gryffindoru...
– To okropne.
– Cała rodzina Syriusza jest okropna, dlatego uciekł z domu i teraz mieszka u mnie. – Wyszczerzył się.
– Uciekł z domu? Merlinie! Czego ja się dowiaduję? Kiedy uciekł?
– W tegoroczne wakacje.
– Współczuję twojej matce, Potter. – Westchnęłam. – Musi jej być naprawdę ciężko z połową Huncwotów pod jednym dachem, a żeby tego było mało, z dwójką najaktywniejszych Huncwotów...
– Przesadzasz. Wcześniej Syriusz i tak u nas bywał częściej niż we własnym domu, więc nie odczuliśmy różnicy. – Zaśmiał się.
– Kto by pomyślał? Naprawdę nie pomyślałabym, że... nieważne. Wiesz, późno już, pójdę się położyć. Chyba po raz pierwszy normalnie rozmawialiśmy, nie?
– Tak, trzeba koniecznie to powtórzyć. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Dobranoc, Evans.
– Dobranoc, Potter. – Odpowiedziałam może trochę za miękko i weszłam po schodach do dormitorium.



***



     Stał tam i patrzył jak Lily odchodzi. Wciąż miał jej obraz w głowie. Co więcej – dzisiaj odkrył, że kiedy ją rozśmieszył, cieszył się w duchu razem z nią. A kiedy patrzyła na niego bez nienawiści – świat był cudowny. Zawsze kiedy na niego patrzyła już czuł się wygranym. A teraz zobaczył, jak to wspaniale jest normalnie, bez wrogości z nią pogadać. Kiedy ją obejmował w pasie, od jej ciała czuł bijące ciepło. Jej perfumy pachniały nieziemsko, a jej usta kusiły, aby je pocałować. Jedno wiedział na pewno – Lily Evans nie była mu już tak obojętna, jak to zwykł zapewniać wszystkich dookoła.





Rozdział sprawdzony i poprawiony przy współpracy z Cathleen! Serdecznie dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz