Szłam wolno szkolnymi korytarzami. Po kilku kolejnych krokach przystanęłam i zdjęłam szpilki, które mocno wżynały się w moje biedne, obolałe nogi. Powoli położyłam jedną stopę na zimnej posadzce i głośno syknęłam. Miałam wrażenie, że stoję na lodzie. No tak. Chodzenie boso po zamku nie było mądrym pomysłem. Zwłaszcza w lutym. Ale wolałam to, niż te niewygodne buty. Ruszyłam dalej i zaraz skręciłam w prawo. Znowu przystanęłam. Ktoś siedział skulony na końcu korytarza. Na końcu korytarza, w którym było wejście do tajnego przejścia. Gdzie byłam umówiona z Alice. Świetnie.
Powoli ruszyłam w stronę tajemniczego ktosia. Nie robiłam żadnego hałasu przez co tajemnicza osoba nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Kiedy już znacznie się do niej przybliżyłam otworzyłam szeroko oczy myśląc, że wzrok mnie zawodzi. Szłam prosto w kierunku skulonej Alice.
-Co ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś w przejściu? - zapytałam, kiedy byłam już bardzo blisko niej. Alice podniosła do góry głowę, a ja zobaczyłam, jak szczęka zębami z zimna.
-Nareszcie jesteś, prawie zamarzłam na śmierć - mruknęła lekko naburmuszonym tonem.
-Przecież jesteś czarownicą, mogłaś się ogrzać - wzruszyłam ramionami. Jej wzrok utkwiony we mnie mówił jedno- była na siebie wściekła. I nie tylko na siebie.
-Cholera, rzeczywiście - syknęła próbując się podnieść. - Co nie zmienia faktu, że czekałam tu na ciebie dobrych parę godzin, bo ty łaskawie mi nie pokazałaś, którą cegłę trzeba stuknąć - dodała zjadliwym tonem. -Stukałam i stukałam, waliłam i kopałam. Nic - powiedziała w końcu przede mną stając. - Miałam nawet wrażenie, że te cegliska się ze mnie śmieją - jęknęła. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ale w przejściu nie byłoby cieplej. Wiesz o tym? - zapytałam mając małe wyrzuty sumienia. W czasie kiedy ja chodziłam po tych przeklętych błoniach z Mikiem moja przyjaciółka zamieniała się w kostkę lodu. Dosłownie. Westchnęłam.
-Tak czy inaczej nie wyobrażam sobie, żebyśmy miały tu nocować. Ani tu ani w tym przejściu - mruknęłam. -Jest za zimno i uwierz, coś o tym wiem - dodałam wskazując na swoje bose stopy.
-Dlaczego zdjęłaś buty? - zapytała Alice tonem pełnym zdziwienia, a w jej głosie można było usłyszeć nutkę nagany. Zupełnie tak, jakby była matką karcącą dziecko za chodzenie boso po zimnej, domowej podłodze. Chyba już zapomniała jak ona spędziła swoje ostatnie godziny.
-Bo nie mogłam już wytrzymać - stwierdziłam czując lodowate podłoże .- Ja chyba już na wysokie buty do końca życia nie spojrzę. A spacerów mam potąd - dodałam wskazując dłonią wysoko nad sobą. Alice pokiwała wyrozumiale głową.
-Hmmm...to w takim razie gdzie teraz idziemy? - zapytała patrząc na mnie wyczekująco.
Pomyślałam przez chwilę.
-Alice, naprawdę nie wiem - jęknęłam.- Do dormitorium nie możemy wrócić. Wiesz...przy sprzyjającej okazji mogłybyśmy się zaszyć w pokoju wspólnym, ale to musi być NAPRAWDĘ SPRZYJAJĄCA OKAZJA- powiedziałam z naciskiem.
-Nooo...kiedy ostatnio tam byłam Gryfoni chyba szykowali jakąś imprezę...-mruknęła Alice. Popatrzyłam na nią z namysłem analizując wszystkie fakty. Rzeczywiście. Przypomniał mi się powrót z tamtego magazynu w dniu walentynek. Była impreza. I to duża. Na tyle duża, że byłybyśmy w stanie zaszyć się gdzieś w ciemnym kącie i nie zwracać na siebie uwagi.
-To się nawet dobrze składa- wymamrotałam w końcu. - Tylko musimy się pospieszyć - dodałam. - Tamta Lily może niedługo też tam dotrzeć. A my musimy być przed nią, żebyśmy się przypadkiem nie spotkały - powiedziałam łapiąc Alice za rękę i ciągnąc w kierunku Wieży Gryfonów.W głowie gorączkowo próbowałam ułożyć jak najsensowniejszy plan.
- A właśnie Lily...wiesz czego się dowiedziałam? - zapytała nagle Alice. Wyrwana z moich myśli popatrzyłam na nią zdziwiona. Bardzo zdziwiona. Alice w tamtej chwili wyglądała na szczęśliwą. Tak szczęśliwą, że wyglądało to aż nienaturalnie. Bo od rozstania z Frankiem, chociaż bardzo się starała, była bardzo przybita. Miałam już coś odpowiedzieć. Właściwie nie wiedziałam co, ale nie było mi to potrzebne. Dotarł do mnie odgłos kroków. Ktoś przechodził sąsiednim korytarzem. Złapałam szybko Alice za rękę i przyłożyłam palec do ust. Przylgnęłam do ściany i wstrzymałam oddech. Odgłos się urwał. Ktoś stanął. Tak bardzo chciałam zamknąć oczy. Miałabym wtedy wrażenie, że nikt mnie nie widzi, że jestem bezpieczna. Za to silnie wytężałam wzrok i czujnie obserwowałam otoczenie. Chwilę potem usłszałam cichy głos Remusa, który cicho powtórzył "Lily?". Pewnie dotarły do niego słowa Alice. Popatrzyłam znacząco na przyjaciółkę, by nic teraz nie robiła. Lupin najwidoczniej nasłuchiwał. Zaraz jednak ruszył dalej. Odetchnęłam z ulgą. Ale jeśli Remus właśnie szedł, by wypuścić mnie i Pottera z tego składziku, oznaczało to, że mamy coraz mniej czasu by dostać się do wieży.
-Alice, jak szybko biegasz?- zapytałam patrząc na nią. Ta cmoknęła.
-Pewnie nie tak szybko jak ty - popatrzyła na mnie znacząco.
-Ściągaj buty- rzuciłam, upewniając się czy moja różdżka jest dobrze schowana.
-Słucham? - Alice wytrzeszczyła na mnie oczy.
-To co słyszałaś. Ściągaj buty. Chyba nie chcesz by ktoś nas usłyszał, co? - zapytałam przewiercając ją wzrokiem.- Nie mamy czasu, Alice - dodałam i odwróciłam się za siebie. Zaczęłam biec do Wieży Gryffindoru. Nie miałam pojęcia czy Alice biegnie za mną. Słyszałam tylko lekki świst powietrza i ciche uderzanie moich stóp o posadzkę. Kiedy przeskakiwałam ostatnie stopnie i wbiegłam na siódme piętro zwolniłam tępa. Głęboko oddychając szłam do portretu Grubej Damy. Gdy już przed nią stanęłam, ta popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się znacząco.
-Och, Lily, byłaś na randce? - zaświergotała swoim donośnym głosem. Jęknęłam w duchu. Zaraz wszystkie obrazy będą o tym mówić. Lub, co gorsza, Lily z przeszłości to usłyszy.
-Do odważnych świat należy- powiedziałam nie chcąc wdawać się w dyskusje.
Gruba Dama obruszyła się i z niezadowoleniem odsunęła portret. W tym samym momencie ja usłyszałam mój głos. Tak, klęłam pod nosem na Pottera, na jakiś durny schowek, na Taylora, na Pottera. Z szalejącym sercem przeszłam do pokoju wspólnego nie czekając już na Alice. Nie mogłam ryzykować. Stanęłam w progu i znowu zobaczyłam tych wszystkich ludzi. Znowu widziałam Blacka z jakąś blondynką, znowu dostrzegłam Franka całującego Marlenę, znowu miałam wrażenie, że zaraz ogłuchnę, znowu zrobiło mi się niedobrze od zapachu alkoholu i tytoniu. Skrzywiłam się. Nie miałam pojęcia jak wytrzymam tu cała noc, ale przynajmniej było ciepło. Jakieś kanapy. Fotele. Tak, zdecydowanie najlepsze miejsce na nocleg. Skręciłam szybko i stanęłam w najbliższym kącie, przypominając sobie, że zaraz do salonu wejdzie druga Lily. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Z tego miejsca miałam idealny widok na odsuwający się portret. Tak. Do pokoju wspólnego weszła Lily Evans, a ja po raz pierwszy mogłam zobaczyć siebie gdzie indziej niż lustro czy zdjęcia. Pomimo ciemności widziałam potargane włosy, pogardliwy wzrok, którym przejechałam po tych pijanych ludziach. I patrząc tak na siebie dotarło do mnie, że wcale nie jestem taka piękna za jaką się uważałam. Wręcz przeciwnie. W tamtej chwili chciałam być kimkolwiek innym. Byle nie sobą. Rudowłosa dziewczyna już znikała przy schodach do sypialni, kiedy do salonu weszła kolejna osoba. Zdyszana i pewnie wykończona Alice. Rozejrzała się po pokoju, a jej wzrok zatrzymał się w jednym punkcie. Ale to nie byłam ja. Mnie nie dostrzegła. Powędrowałam za jej spojrzeniem, aż zatrzymałam się na zatraconych w swoim świecie Franku i Marlenie.
***
Wzrok miałam utkwiony w Alice. Zaczynałam się bać. Siedziała skulona w fotelu rękoma obejmując kolana. Od kilku godzin. Patrzyła przed siebie, a jej oczy były dziwnie zamglone. Nie przeszkadzałam jej w rozmyślaniach i sama zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam tego zrobić. Rozejrzałam się dookoła. Nadal było ciemno, ale ludzi znajdujących się w pokoju o wiele mniej. Większość poszła już spać. Zostało bardzo mało osób i nie był to nikt, przed którym musiałybyśmy się ukrywać. Choć podejrzewałam, że nawet to by nie obeszło Alice. Zawahałam się, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
-Alice..-zaczęłam nieśmiało. Dziewczyna spojrzała na mnie smutnymi oczami. Nie rozumiałam.
-Tak? -spytała cicho zachrypniętym głosem. Wzięłam głęboki oddech.
-Alice...wytłumacz mi - powiedziałam cicho wstając z dywanu i siadając na oparciu fotela, w którym była Thomas. Ta uśmiechnęła się gorzko.
-Co mam ci wytłumaczyć, Lily? - zapytała z goryczą. - Co ja mam ci wytłumaczyć? To że ślinili się na moich oczach po tym co on im mówił?! -krzyknęła zrozpaczona. Zmarszczyłam brwi. Czyli jak myślałam, chodziło o Franka. I choć nie zrozumiałam do końca przekazu, bo niby co mówił ? i jakim im? i choć byłam zdziwiona, bo już myślałam, że Alice przywykła do tego kującego ją w serce widoku, czułam jej ból. Jak prawdziwa przyjaciółka. I nie chciałam na to pozwolić. Kilka łez spłynęło po policzku Alice. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Do tego niebo za oknem stawało się różowe, powoli, sprawiało wrażenie, że ma czyste intencje. Nie dla nas. Dla nas było to brutalne przybliżanie się do końca. Końca podróży, od której to wszystko zależało.
-Alice...-odezwałam się ponownie po chwili. - Jutro przed dziewiątą musimy być w tamtym dziwnym pokoju, rozumiesz? Według mnie musimy zacząć go szukać już dzisiaj, bo jeśli nie znajdziemy go na czas...-mruknęłam zaciskając mocno powieki. Ona cierpiała, a ja jej ględziłam o jakimś tam pokoju.
-Dobry pomysł - powiedziała bezbarwnym tonem Alice podnosząc wolno głowę i osuszając policzki rękawem. - Proponuję, żebyśmy coś zjadły, hmm?- dodała jak gdyby nigdy nic, wstając z fotela. Patrzyłam na nią zszokowana, ale zaraz się opamiętałam. Przecież tego chciałam. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła czwarta.
-Alice, na śniadanie możemy przyjść najwcześniej o szóstej. Ale rzeczywiście powinnyśmy już gdzieś się ulotnić. Tak na wszelki wypadek - stwierdziłam podnosząc się i stając obok niej.
-No to możemy teraz zacząć szukać tego pomieszczenia, a przed szóstą zejdziemy na posiłek, co?- spytała Alice. - Musimy mieć pewność, że nie spotkamy tam siebie...-dodała przyciszonym głosem. Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę portretu. Za mną słyszałam kroki Alice. Kiedy wyszłam na korytarz ogarnęło mną zimne powietrze. Zaczekałam na Alice i wolno ruszyłyśmy w stronę gobelinu z tańczącymi trollami.
***
-To na pewno tu? - zapytała po raz szósty Alice. Tak. Po raz szósty.
-Tak Alice, tak, tak, tak - powiedziałam zniecierpliwiona wymachując rękoma. Zaraz potem znów wróciłam do oględzin ściany.
-Lilyyy...ja wiem, że to niby było naprzeciwko tych trolli czy tam czegoś....-tu Alice zerknęła na wiszący po drugiej stronie korytarza gobelin- ale może na przykład ten pokój się przemieszcza? - zapytała niepewnie.
-Alice, z każdym kwadransem masz coraz głupsze pomysły - mruknęłam pukając w ciemniejszą od pozostałych cegłę. - Nie, to nic nie da - stwierdziłam wyprostowując plecy. Już od dobrej godziny stałam pochylona. - Alice, nie rozumiesz? Musi być jakiś sposób by się tu dostać, musi. Jakiś schemat, cokolwiek. Trzeba odnaleźć ten sposób, mówię ci. A nie sądzę, by ten pokój utrudniał dojście do niego poprzez przemieszczanie się...-mruknęłam i zaraz zamarłam.
Myślący pokój?
Pokój, który się pokazuje lub nie?
Przecież to magia...
Zmarszczyłam brwi.
-Niby mogłybyśmy pójść z tym do biblioteki...-zaczęłam, a Alice na te słowa wywróciła oczami - ale ja nawet nie wiedziałabym pod jakim działem szukać informacji na ten temat...-skończyłam cicho. - Tak więc, nie pozostaje nam nic innego, jak użycie naszego mózgu. Tak, Alice, wytęż swój umysł -popatrzyłam na nią z powagą.
-Żartujesz sobie ze mnie - jęknęła Alice zerkając na mnie niepewnie.
-Przeanalizujmy całą sytuację, tak. - zaczęłam ignorując wcześniejsze słowa przyjaciółki. - Szłyśmy do Wieży - zaczęłam powoli stając w kierunku, w którym feralnego piątku podążałyśmy.- W tę stronę - dodałam wskazując palcem przed siebie. - Szłyśmy...i ty się nagle zatrzymałaś. Tak! Zatrzymałaś się, a ja szłam dalej.
-I? - zapytała Alice patrząc na mnie jak na wariatkę.- Lily, to nie mam sensu, chodźmy już na śniadanie. Zaraz się zacznie. Będziemy szukać po posiłku, błagam - jęknęła dziewczyna. Spojrzałam na zegarek.
-Mamy jeszcze czterdzieści minut do szóstej - powiedziałam z wyrzutem. - I przeanalizujemy to teraz - dodałam pewnie. Alice wywróciła oczami. Jej kiepski humor był dosłownie namacalny w powietrzu. Z jednej strony było mi jej żal, ale z drugiej powoli zaczynało mnie to irytować. Bo przecież to ona zerwała z Frankiem. A teraz robi wielkie halo o to, że ten znalazł sobie dziewczynę. Nieraz gryzłam się w język, by jej tego nie wytknąć.
-Więc na czym ja stanęłam? - zapytałam marszcząc brwi. - A! - krzyknęłam zanim Alice zdążyła się wtrącić - no tak. Ja szłam dalej, podczas gdy już się zatrzymałaś. Dlaczego się zatrzymałaś? Zobaczyłaś coś? - zapytałam Alice. Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, a ja uradowałam się w duchu, że zajęłam ją jakimiś myślami. Innymi niż Frank Longbottom.
-Nie. Na pewno nic nie widziałam. Rozmyślałam wtedy nad słowami Pottera i twoim dziwnym zachowaniem...-mruknęła - a! A czy ty o czymś nie zapomniałaś przypadkiem? - zapytała podnosząc jedną brew. Popatrzyłam na nią z niezrozumieniem. Nie pamiętałam co obiecałam Alice, ale byłam wdzięczna sobie w duchu, że już do końca pochłonęła się innym myślom.
-A o czym miałabym zapomnieć? - spytałam bardzo wolno. Alice uśmiechnęła się chytrze.
-Miałaś opowiedzieć o poprzednim wieczorze. I o szlabanie z Potterem - uśmiechnęła się szeroko, przejeżdżając językiem po idealnie białych zębach. To coś co bardzo łączyło Alice z Dorcas- seksapil. Nieraz już podziwiałam obydwie moje przyjaciółki za zachowania i gesty, które dla nich były całkowicie normalne, kiedy dla mnie i Mary byłyby nienaturalne i trudne zarazem.
-Aaa...-mruknęłam trochę zażenowana. - No tak, tak...opowiem ci to jak znajdziemy ten pokój - mruknęłam myśląc co mnie czeka.
-Lily! - oburzyła się Alice.- Miałaś mi to już wcześniej opowiedzieć, a teraz się wymigujesz! Nie myśl, że cię to minie!- dodała ostrzegając mnie palcem.
-Dobra - powiedziałam lekko obrażonym tonem. - Opowiem ci wszystko z najmniejszymi szczegółami, tak że ci szczęka opadnie. Albo nie uwierzysz. Wybór pozostawiam tobie - dodałam patrząc na nią z przymrużonymi powiekami. Alice uśmiechnęła się zwycięsko.
-Świetnie -dodała zadowolona.
-No. To na czym skończyłyśmy? - popatrzyłam na nią wyczekująco.
-Ja stanęłam, ty zatrzymałaś się trochę dalej -wyrecytowała Alice, a ja byłam zaskoczona, że się nie rozkojarzyła.
-Tak. Tak, dokładnie. Więc ja się cofnęłam. Rozmawiałyśmy przez chwilę...-dodałam chodząc od miejsca do miejsca. W końcu stanęłam po środku korytarza, tam, gdzie stała wtedy Alice. - A później ja odeszłam - powiedziałam dobitnym tonem odchodząc kilka kroków w kierunku wieży. Odwróciłam się i popatrzyłam na ścianę na przeciwko gobelinu. Nic. Ani jednych drzwi. Pustka.
Zerknęłam na miejsce, w którym stała wtedy Alice, a później na samą Alice.
-Nic. - westchnęłam.
-Nic? To świetnie. Idziemy na śniadanie - stwierdziła radośnie, a ja popatrzyłam na nią z wysoko podniesionymi brwiami.
-No co? - zapytała dziewczyna.- Chyba nie chcesz byśmy spotkały siebie? - dodała oczywistym tonem. Ponownie spojrzałam na zegarek. Za dwadzieścia szósta. Westchnęłam.
-No dobra. Możemy pójść spacerem, mamy dwadzieścia minut - mruknęłam ruszając powoli w stronę schodów.
-No. - Alice uśmiechnęła się zadowolona ruszając za mną. - Trochę zgłodniałam - dodała po chwili.
-Ymhym...-mruknęłam rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Ile się działo przez ostatnie dwa dni. Byłam z Mikiem. Całowałam się z Potterem. Cofnęłam się w czasie. Powróciłam do Mika. Przypomniałam sobie jaką siebie wczoraj ujrzałam. Stanęłam nagle w miejscu.
-Alice - powiedziałam stanowczo. Musiałam coś wiedzieć. W tej chwili. Alice odwróciła się zdziwiona i spojrzała na mnie pytająco.- Czy ja jestem złym człowiekiem? - zapytałam coraz bardziej łamiącym się głosem patrząc prosto w jej oczy. Od dziecka pogardzałam złem i wszystkimi, którzy to zło czynili. A nagle dotarło do mnie, że może ja też zadaję niektórym ból.
-Lily, co ty opowiadasz? - spytała zszokowana Alice. - Nie, nie, oczywiście, że nie - dodała zamurowana. Wzięłam głęboki wdech. Nie wierzyłam jej.
***
Kroki dwóch dziewczyn oddalały się, a w jej głowie nadal głośno szumiały słowa jednej z nich. Miałaś opowiedzieć o poprzednim wieczorze. I o szlabanie z Potterem. Nie mogła uwierzyć. Nie mogła. A jednak to przez Evans James ją rzucił. Przez tę wstrętną wydrę, którą po zerwaniu z szukającym Gryfonów podziwiała za tak mądrą decyzję nie ulegania mu. Była pewna, pewna, że na tym szlabanie coś się wydarzyło. Ba! Była pewna, że wcześniej się już wydarzyło. Tak, w walentynki. Zaczęła się zastanawiać od jakiego czasu się spotykają. Bo to, że się spotykają było pewne. Gorączkowo chodziła w jedną i w drugą stronę. I pomyśleć, że gdyby nie szła wcześniej na śniadanie nie dowiedziałaby się tak ważniej rzeczy. A teraz jednego czego pragnęła to zemsta. Taka słodka, podniecająca, energetyzująca. Zemsta, która stałaby się rekompensatą za Jamesa. Ukryła twarz w dłoniach. Zawsze dostawała to czego chce. A teraz chciała jego. I pierwszy raz zapragnęła być kimś innym. Zapragnęła być Evans.
***
-Lily! Co ci się ubzdurało?! - krzyczała za mną Alice. Pokręciłam głową i przyspieszyłam kroku. Potrzebowałam teraz kogoś, kto mnie zrozumie. Kto wzbudził moje zaufanie wczorajszego wieczoru. Komu na mnie zależy. Nogi same mnie niosły do wieży.Wieży Ravenclawu.
***
Żyję.
I wiem, że rozdział krótki.
I nic nie mogę z tym zrobić, bo nie chcę tego wszystkiego przedłużać. A długo mnie tu nie było.
I mam nadzieję, że kolejne będą szybciej. I że będą dłuższe. I że będą lepsze.
No cóż, Musicie przeczekać ten czas. Bądźmy cierpliwi.
Tak dawno nie było rozdziału, że przez chwilę nie ogarniałam o co chodzi. Jednak czytając dalej, wszystko sobie przypomniałam :) Cóż, szkoda, że cofnęły się w czasie. Mam nadzieję, że była Pottera nie odwali czegoś głupiego... No nic, życzę dużo weny, oraz jeszcze więcej czasu na pisanie :)
OdpowiedzUsuńNija! Czekałam na ten rozdział już tak długo, aż w końcu zaczęłam się bać, że skończyłaś pisać. Na szczęście nie i pisz dalej, bo ci to wychodzi c: / wierna czytelniczka
OdpowiedzUsuńwohooooooooo wreeeszcieeeeee :D xd zajebisty kochana, jak zwykle xd już sie bałam, że o nas zapomniałaś :c xd mam takie pytanko co do pisania... w jakiej narracji najlepiej sie pisze? nie bd grzechem jeśli sie połączy? bo mam taką wene do napisania, ale nwm, w której narracji bd mi wygodnie xd
OdpowiedzUsuńweny życze i do następnego rozdziału <3
wiesz z tą narracja to każdemu inaczej pasuje, musisz poprobowac bo nieraz to nawet zalezy od twojego humoru, serio. mnie ogólnie łatwo przychodzi pisac w 1. ale czasami po prostu mam ochotę opisywac cos w 3. a jesli chodzi o łączenie to proponuję oddzielać akapity, żeby było przejrzyście :) i mam nadzieje, że teraz nie będziecie tak dlugo czekac na kolejny rozdział
UsuńHej! Nareszcie rozdział już się bałam, że nie będziesz już pisała, ale kamień z serca. Jakbyś miała czas to daje tu linka do mojego bloga :-) http://evansuszm.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńOczywiście spóźniona. Ach!
OdpowiedzUsuńCofnąć się w czasie i lecieć do tego idioty, żeby z nim nie zerwać, a zostawić takie ciacho?! Łooooo matko i córko! Ta Lily to ma kisiel zamiast mózgu, serio. Albo inną frużeline... Mimo tego, rozdział genialny. Spodobało mi się, jak Lily zobaczyła samą siebie i naszły ją refleksje, może nie jest złym człowiekiem tylko trochę, może więcej niż trochę, wyniosła i samolubna, bo swoją sprawę załatwiła tak, jak chciała, a Alice zostawiła samej sobie i w sprawie jej związku z Frankiem nie wynikło nic nowego, Nie naprawiły tego zerwania. Może stanie się coś, co spowoduje, że Evans trochę zmieni swoje zachowanie? Ha! Była Pottera przygotuje małą zemstę i naprostuje Panią prefekt:) Taki diabloiczny plan!
Lecę czytać następny!