d

d

14 września 2014

Rozdział 26.

Ha, ha! Pomijając fakt, że odpadł mi klawisz od klawiatury przy pisaniu tego rozdziału (może dlatego, że nieraz zbyt energicznie w nie uderzam, no ale wiecie...emocje) to cieszę się, że w końcu skończyłam ten rozdział. Starałam się, żeby był długi, no ale wiecie...chciałam go też już zakończyć, a poza tym nie mógł się ciągnąć w nieskończoność.
A! No i nie wiem kiedy kolejny, naprawdę nie mam czasu. Oprócz takich tam pięciu kartkówek w tym tygodniu (serio, nie żartuję), zawodów i przygotowywania się do konkursu (który zamierzam wygrać! xd) no i lekcji i zajęć dodatkowych to właściwie nic nie mam, więc nie wiem, gdzie ten czas ucieka...
R.I.P. Nija

***

Ciemne pomieszczenie z wysokimi, długimi regałami, które ustawione pod różnymi kątami tworzyły ogromny labirynt. Nie byłam w stanie powiedzieć jak duży mógł być ten pokój, ale na pewno nie był mały. Na półkach z ciemnego drewna znajdowały się różnej wielkości, dziwne, zakurzone przedmioty. Spojrzałam na Alice, która, nie czekając na mnie, ruszyła przed siebie.
-Alice, nie...-szepnęłam. Coś w tym pomieszczeniu sprawiało, że nie miałam odwagi powiedzieć czegokolwiek głośniej.
Alice nie odpowiedziała tylko podeszła do najbliższego regału i ze zmarszczonymi brwiami wzięła do ręki jakiś wisiorek. Powycierany w niektórych miejscach, przykryty grubą warstwą kurzu, musiał być kiedyś złoty. Na samym jego końcu dostrzegłam maleńką klepsydrę.
-Alice...odłóżmy to...-powiedziałam błagalnym tonem idąc powoli w stronę przyjaciółki, a wzrok mając utkwiony w wisiorze. Alice popatrzyła na mnie zaciekawionym spojrzeniem.
-Och, Lily...nie ciekawi cię, co to takiego?-zapytała patrząc na mnie znacząco. Przyjrzałam się jeszcze raz dziwnemu znalezisku.
-Alice...daj spokój...-jęknęłam. Miałam przeczucie, że cokolwiek to jest, nie jest bezpieczne. Alice nie słuchała. Przyjrzała się z fascynacją w oczach dziwnemu naszyjnikowi, a później, jednym ruchem, założyła go na siebie.
-Chodź tu bliżej.- stwierdziła pewnym tonem.- Niech no popatrzę...-mruknęła do siebie starannie oglądając małą klepsydrę. Minęło kilkadziesiąt sekund, które dłużyły się niczym godziny. - Chcesz zobaczyć? -spytała w końcu podnosząc wzrok. Przygryzłam wargę i podeszłam bliżej niej. Wzięłam do ręki małą klepsydrę i obejrzałam ją dokładnie.
-Widzisz?- zapytałam po jakiejś minucie uważnego przypatrywania się.- Ta część jest ruchoma...-szepnęłam zaciekawiona- wygląda na to, że tą klepsydrą można obracać...-stwierdziłam coraz bardziej zaintrygowana. Alice popatrzyła z góry na część, którą jej pokazywałam.
-O popatrz...a jak się patrzy z tej perspektywy to jest inaczej...-powiedziała ze zdziwieniem.
-Co ty opowiadasz - mruknęłam.- Nie może być inaczej.
Wzięłam łańcuch do ręki i przełożyłam przez niego głowę.
-Co ty robisz? - zapytała oburzona dziewczyna, która jeszcze nie zdążyła zdjąć wisiora.
-Daj spokój, zmieścimy się obydwie - stwierdziłam, po czym wzrok utkwiłam w klepsydrze. - Tyyy- dodałam po chwili -miałaś rację...czy to nie jest jakiś...jakiś napis? - zapytałam przybliżając ją do twarzy. W pomieszczeniu było za ciemno bym mogła dostrzec wszystkie szczegóły. Alice sapnęła i chcąc wyjąć głowę podniosła łańcuch.
-Co ty robisz? -zapytałam patrząc ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
-Nie...nie wygodnie jest tak...-mruczała Alice próbując wyplątać łańcuch ze swoich włosów. Przypadkowo machnęła ręką wytrącając mi klepsydrę z rąk. Ta, opadając, zaczęła szybko wirować, a mnie przez chwilę ogarnęło dziwne zimno. Zaraz to uczucie przeszło, a klepsydra zatrzymała się.
Rozejrzałam się dookoła, ale nic się nie działo co bardzo mnie zaskoczyło. Spojrzałam jeszcze raz na klepsydrę, która wyglądała dokładnie jak przedtem. Cały pokój też. Odetchnęłam z ulgą.
-Na szczęście nic się nie stało...-stwierdziłam jak najszybciej zdejmując wisior z siebie. Alice zamrugała kilkakrotnie i chyba uznała, że to dobry pomysł, bo chwilę potem naszyjnik leżał już na jednej z zakurzonych półek.
-Lepiej to tu zostawić, nim coś się stanie...-stwierdziła wzrok mając utkwiony w innych, dziwnych przedmiotach.
-Tak, to dobry pomysł.-mruknęłam cofając się powoli w kierunku drzwi.- Nie powinnyśmy tu w ogóle wchodzić -powiedziałam. Odwróciłam głowę i spojrzałam na drzwi. - Chodźmy stąd...-jęknęłam błagalnym tonem wzrok znów przenosząc na Alice. Ta kiwnęła głową. Uznałam to za dobry znak. Najwidoczniej mała klepsydra napędziła jej stracha.
 Wyszłam na korytarz i nie oglądając się za siebie ruszyłam w kierunku portretu Grubej Damy. Usłyszałam za sobą kroki biegnącej Alice. Chwilę potem szła obok mnie głośno sapiąc.
-Wiesz, że za chwilę mamy eliksiry?-zapytałam przypominając sobie o zajęciach.- Mnóstwo czasu straciłyśmy w tym...-zamilkłam. Bo jak miałam nazwać to dziwne pomieszczenie? Magazyn? Nie...to nie był żaden magazyn, ani składzik.- dziwnym pomieszczeniu - dokończyłam po chwili nie siląc się na wymyślanie innej nazwy.- Walijski czerwony - dodałam, kiedy znalazłyśmy się przed portretem. Gruba Dama otworzyła przejście ukazując nam pokój wspólny.
-Ciekawe, czy lekcje się już zaczęły...-mruknęła cicho Alice. Spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta.
-Właśnie się zaczynają - powiedziałam przechodząc przez salon i jak najszybciej wbiegając po schodach. Otworzyłam drzwi dormitorium i podbiegłam do miejsca gdzie, jak mi się wydawało, zostawiłam ostatnio moją torbę. Właśnie. Wydawało mi się.
-Alice...-jęknęłam.-Nie widziałaś mojej torby? - zapytałam zdezorientowana rozglądając się dookoła. Przecież gdzieś tu musiała być.
-Mojej też nie ma...-stwierdziła Alice gorączkowo przerzucając stertę ubrań na podłodze.- Może...może już dziewczyny zabrały je do sali? -zapytała. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Chociaż ta wersja wydarzeń wydawała się mało prawdopodobna, była najbardziej możliwa. Pokiwałam w milczeniu głową, a następnie wyszłam z pokoju. Przebiegłam przez salon Gryfonów drugi raz w tym dniu i przeszłam przez portret.
Pędziłam korytarzem słysząc za sobą kroki Alice. Gdy po kilku minutach zbiegłam do lochów stanęłam na chwilę przed drzwiami sali do eliksirów, aby unormować oddech. Zaraz do mnie dobiegła Alice.
-Wchodzimy?-zapytała po kilku długich sekundach.
-Wchodzimy -powiedziałam i mocno zapukałam w drzwi. Zaraz je otworzyłam, a głowy wszystkich uczniów zwróciły się w naszym kierunku, ale, o dziwo, nie były to znajome twarze.
-Och, Lily...co cię sprowadza do mnie, moja droga?-usłyszałam jak zawsze pogodny głos profesora Slughorna. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po klasie.
-Przepraszam...musiała zajść jakaś pomyłka -powiedziałam szybko zamykając drzwi.
Odwróciłam się w kierunku Alice, której brwi powędrowały wysoko w górę.
-Dlaczego nie wchodzimy?-zapytała głupim tonem.
-Bo...nie mamy tam lekcji?-odpowiedziałam z niepewną miną.- To bardzo dziwne...-westchnęłam.- Byłam przekonana, że dziś są eliksiry.
-Bo są -stwierdziła Alice odsuwając mnie od drzwi i je otwierając. Usłyszałam głos Slughorna i szybkie "przepraszam" Alice. - Rzeczywiście...-mruknęła dziewczyna, kiedy drzwi trzasnęły po raz kolejny.
-Co robimy?-zapytałam z głupią miną. Alice wzruszyła ramionami.
-Może...przeczekajmy w dormitorium, co? Albo chodźmy teraz na obiad, chyba właśnie się zaczął...-dodała po chwili namysłu. Skrzywiłam się, ale nie miałam lepszego pomysłu. Bezsensownym byłoby szukanie naszej klasy po całym zamku. Ruszyłyśmy w kierunku Wielkiej Sali. Myślałam nad moją dziwną pomyłką. Byłam pewna, że teraz mamy eliksiry! Weszłyśmy po schodach i skręciłyśmy do sali. Przy stolikach siedziało mało osób. W końcu były teraz zajęcia, a na posiłku znajdywali się albo ci, którzy mieli wolną godzinę, albo ci, którzy nie czuli się najlepiej, ale mogli przebywać poza Skrzydłem Szpitalnym, albo ci, którzy byli sprytni i leniwi i jakimś sposobem udało im się zwolnić z lekcji. Usiadłam przy stole Gryfonów i nałożyłam sobie kilka pieczonych ziemniaków.
-Nie uważasz, że to dziwne?-zaczęłam po chwili ciszy.
-Ale że niby co?- zapytała Alice już przeżuwając kawałek kurczaka.
-No to, że nie mamy teraz eliksirów. To dziwne.-stwierdziłam nalewając sobie soku dyniowego.
-A ja wiem...może Slughorn się zamienił z McGonagall albo kimś innym na godziny...-wzruszyła ramionami Alice. Nie byłam przekonana do tego wytłumaczenia. Zaczęłam jeść, a w całej sali panowała tak nieprawdopodobna w porze obiadowej cisza.
- A te torby? Niby gdzie są? -drążyłam temat. Coś mi tu nie pasowało.
-No właśnie! Wszystko się zgadza...-mruknęła Alice z pełną buzią. - Slughorn zamienił się z kimś na godziny, a dziewczyny wzięły nam torby na lekcje, ale że są w innej sali, to są tam nasze torby, ale my nie!- dodała takim tonem, jakby to było coś oczywistego i prostego w domysłach.
Przemilczałam to, że według mnie nic się nie zgadza. Może przesadzam?
Powoli zaczęli schodzić się ludzie co oznaczało, że zajęcia się skończyły. W końcu w drzwiach zobaczyłam Mary, która rozejrzała się, zapewne w poszukiwaniu znajomych twarzy. Pomachałam do niej, a gdy mnie dostrzegła wytrzeszczyła oczy. Przewróciłam swoimi. Może i opuszczanie lekcji nie jest u mnie często spotykanym zjawiskiem...może w ogóle u mnie nie jest spotykanym zjawiskiem...ale bez przesady. Alice też się zdziwiła. Przeżuwając coś, ze zmarszczonymi brwiami, wpatrywała się w pędzącą ku nam Mary.
-Co...jak...co ty tu robisz?! - zawołała McDonald. Przełknęłam wolno kawałek kurczaka.
-Siedzę? - zapytałam niepewna o co chodziło mojej przyjaciółce.
-I je? - dodała takim samym tonem Alice patrząc podejrzliwie na Mary.
-Przecież...przecież przed chwilą zostawiłam cię w dormitorium! - zawołała blondynka wytykając na mnie oskarżycielsko palcem. Wyglądała na lekko zdezorientowaną.
-Mary...- zaczęłam spokojnym tonem.- Owszem, ale to było jakieś dwie godziny temu - powiedziałam wolno patrząc jej w oczy. Zaraz jednak przeniosłam wzrok na stół, na najrozmaitsze potrawy. - Swoją drogą co robiliście na wróżbiarstwie? - zapytałam zmieniając ton i biorąc miskę z sałatką.
-Jakim wróżbiarstwie?! O czym ty do jasnej cholery mówisz? - krzyknęła Mary. I ja, i Alice, i jakaś...połowa znajdujących się przy stole Gryfonów popatrzyła na blondynkę, która, pod tyloma spojrzeniami, zarumieniła się.
-Mary...-zaczęłam zdumiona. Dziewczyna rzadko przeklinała, a jeśli już  to robiła, była naprawdę wyprowadzona z równowagi.- Spokojnie - skończyłam kulawo. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. No oprócz pomysłu, oczywiście, że Mary zwariowała. Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy, pokiwała głową i usiadła między mną a Alice.
-Rzeczywiście...przepraszam - mruknęła. - To...o co ci chodzi z tym wróżbiarstwem? - zapytała łagodnie biorąc półmisek z warzywami. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.
-Dzisiaj. Przecież dzisiaj na pierwszej lekcji mieliśmy wróżbiarstwo - powiedziałam patrząc uważnie na Mary. Blondynka zmarszczyła brwi i odłożyła widelec.
-Nie, Lily. Dzisiaj pierwsza była transmutacja. A po niej Obrona Przed Czarną Magią. Nie pamiętasz? - zapytała wyraźnie zaskoczona.- Byłaś nawet na tych lekcjach...-dodała znów biorąc widelec do ręki. Podniosłam wysoko brwi i wymieniłam przelotne spojrzenie z równie zdezorientowaną jak ja Alice.
-Mary - zaczęłam spokojnie.- Powoli. W piątki zawsze mamy pierwsze wróżbiarstwo, a później eliksiry. A poza tym...
-Aaa, w piątki? Tak, to się zgadza - stwierdziła Mary wzruszając ramionami.- Ale dzisiaj jest środa, więc pierwszą mieliśmy tra...
-Środa?! - zmarszczyłam brwi wpatrując się prosto w oczy, siedzącej po drugiej stronie Mary Alice. - Mary, dzisiaj jest piątek - powiedziałam pewnym tonem z lekką naganą w głosie. Przypominało to ton matki, która wie, że jej dziecko właśnie ją okłamuje.
-Jaki piątek? - blondynka zrobiła głupią minę.- Lily, ja już nie wiem o co ci chodzi. Najpier...
-Cześć - usłyszałam kolejny głos.
-O co...-zaczęłam, a kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam Taylora. Zwariować można.
-Co ty tu robisz?! - zapytałam wrogo. Chłopak podniósł wysoko brwi.
-Jak to co? Próbowałem zaprosić cię na randkę przez całą transmutację, a ty udawałaś, że mnie nie widzisz - stwierdził z wyrzutem. Gdyby to była mugolska kreskówka, moje brwi byłyby już dawno ponad moją głową. Czy to jakiś koszmar?
-Jaką randkę? Czego ty w ogóle ode mnie chcesz? - zawołałam, gwałtownie wstając od stołu. Na szczęście mój głos utonął w gwarze Wielkiej Sali i mało osób go usłyszało.
-Jak to czego? - zapytał Taylor z uśmiechem. - Tego, żebyś spędziła ze mną walentynki! - zawołał. Przełknęłam ślinę.
Aha.
-Chwila - powiedziałam i odwróciłam się do lekko zszokowanej Alice i rozbawionej Mary. - Mary, ale tak na serio, jaki dzisiaj jest dzień? - zapytałam. - Tylko szczerze - dodałam szybko. Blondynka zrobiła urażoną minę.
-No wiesz co, Lily...przecież ja ciebie nigdy nie okłamałam i...
-Proszę - jęknęłam błagalnym tonem. Mary westchnęła.
-Walentynki, czternastego lutego, rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty siódmy. A ty od rana unikasz tego gościa. A jakbyś i to zapomniała, to to twój chłopak, sportowiec, bardzo wkurzający, a nazywa się...
Nie słuchałam jej. Patrzyłam na Alice, której blada twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów - CHOLERA.

***

-To niemożliwe - wysapała po raz kolejny Alice. Westchnęłam.
-Nie ma innego wytłumaczenia - powiedziałam prując przed siebie. Dokąd zmierzałyśmy to chyba jasne. Do biblioteki.
- I myślisz...myślisz, że my naprawdę...cofnęłyśmy się w czasie? - zapytała sceptycznie.
-Nie ma innego wytłumaczenia - powtórzyłam po raz kolejny, potrącając przy tym jakiegoś chłopaka. Usłyszałam jeszcze jego burknięcie "uważaj jak łazisz!", ale nie zatrzymałam się. Moje tempo było tak szybkie, że Alice ledwo za mną biegła. Ja za to odetchnęłam z ulgą, kiedy na końcu korytarza zobaczyłam wielkie drzwi od biblioteki. Zwolniłam kroku, a dysząca Alice dopiero teraz mnie dogoniła.
-Muszę...chyba...poprawić...kondycję - wysapała oddychając głęboko. Nie skomentowałam tego. Każdy kto chociaż trochę znał Alice Thomas wiedział, że ta ma wielki kompleks na punkcie swojej wagi. A całkiem niesłusznie, bo przecież nie była gruba. Po prostu miała zaokrąglone kształty, które niektórym bardzo się podobały. Jej nie.
Kiedy tylko doszłam, niecierpliwie pociągnęłam za klamkę, a ogromne, drewniane drzwi otworzyły się przede nami. W tej chwili przypomniałam sobie ów tajemnicze wejście do dziwnego pokoju. Potrząsnęłam szybko głową. Nie miałam teraz czasu na zastanawianie się co by było gdyby. Jeśli rzeczywiście cofnęłyśmy się w czasie, musiałyśmy działać jak najszybciej. Weszłam do biblioteki, a do moich nozdrzy dotarł tak dobrze znany mi zapach książek i pergaminów. Ruszyłam przed siebie do rzędu, w którym moim zdaniem mogłyśmy znaleźć jakiekolwiek przydatne informacje na temat zmieniania czasu.
Zaczęłam czytać po kolei tytuły, aż w końcu natrafiłam na jeden, bardzo obiecujący.
ABC cofania czasu
Uśmiechnęłam się do siebie, co było już chyba moim odruchem, kiedy znajdywałam poszukiwaną książkę. Wyjęłam ją szybko i przeniosłam na najbliższy stolik. Machnęłam głową na Alice, by ta podeszła do mnie, a gdy już stała obok, zaczęłyśmy szybko wertować podręcznik.
Opis zmieniacza czasu. Jego wygląd. Jego funkcje.
I moje serce zabiło szybciej. Bo co innego jest coś podejrzewać, a co innego przekonać się, że podejrzenia były słuszne.
Popatrzyłam na Alice, której oczy nienaturalnie się błyszczały.
-Więc...cofnęłyśmy się w czasie - powiedziała cicho, a jej odrętwiały ton przypominał zarozumiałe wypowiedzi Ślizgonów. Pokiwałam wolno głową.- I...dzisiaj są walentynki...-ciągnęła dalej Alice. Znów przytaknęłam. Przez chwilę panowała cisza, a ja już myślałam, że Alice myśli nad jakimś planem.
Planem zbawienia.
Źle myślałam.
- Świetnie. Utknęłyśmy w przeszłości, nie wiemy jak wrócić...ba! My nawet nie mamy zmieniacza czasu, który nas tu cofnął! -mówiła coraz głośniej rozhisteryzowanym tonem. Jakaś dziewczyna podniosła głowę znad pergaminu i popatrzyła na nas z zaciekawieniem.
-Ciiiiszej, Alice - szepnęłam i zatrzasnęłam książkę. Pociągnęłam przyjaciółkę za rękę i poszłam w kierunku biurka pani Pince. Gdy tylko podeszłyśmy, a ja położyłam księgę przed bibliotekarką, ta popatrzyła na mnie krótko, a później coś zapisała na jednym z wielu pergaminów leżących wokół niej. Skinęłam głową i dosłownie zaciągnęłam Alice do drzwi. Gdy tylko wyszłyśmy zaczęło się.
-Lily, co robimy? Lily! Opowiedz!- krzyczała Alice. Biegłam przed siebie, aż znalazłam to czego szukałam. Stanęłam, a Alice, która dobiegła do mnie zmarszczyła brwi.
-Po to tyle biegłyśmy, żeby stanąć przed...ścianą? - zapytała ze sceptyczną miną. Ale zaraz potem znów powróciły emocje.
-Lily! To co robimy?! - zawołała ze strachem, jakby teraz do niej dotarło w jakim położeniu się znalazłyśmy.
Spojrzałam w jej stronę i pokręciłam głową przykładając palec do ust. Zaraz potem stuknęłam różdżką w jedną z cegieł. Wiedziałam co się stanie. Przed nami utworzyło się małe przejście w ścianie, a ja pociągnęłam zdumioną Alice do środka.
Gdy tylko przekroczyłyśmy próg, przejście się zamknęło. Już widziałam, że Alice otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale byłam szybsza.
-Słuchaj, Alice. Jesteśmy teraz w tajnym przejściu, które pokazał mi Remus na jednym z dyżurów - zaczęłam cicho kucając przy siadającej przyjaciółce.- Sama widziałaś co przeczytałyśmy: naprawdę cofnęłyśmy się w czasie i nie można tego odkręcić. Słuchaj, mam taki plan. Najpierw dowiemy się co nam wolno, a czego nie, bo jestem pewna, że obowiązują nas jakieś zasady bezpieczeństwa. Nie bez powodu cofanie czasu jest nielegalne - powiedziałam i zanim Alice się wtrąciła, dodałam- tak, jest nielegalne.
Alice pokiwała wolno głową, a ja szepnęłam Lumos i otworzyłam książkę. Przebiegłam wzrokiem po pierwszych trzech stronach. Wprowadzenie.
-Czytaj na głos...-mruknęła Alice lekko urażonym tonem. Westchnęłam.
-Zmienianie czasu jest bardzo niebezpiecznym zabiegiem, co jest jedną z przyczyn, dlaczego Ministerstwo Magii uznało je za nielegalne. Według przypisu z tysiąc osiemset bla, bla, bla...dobra tu nie ma nic konkretnego, jedziemy dalej - stwierdziłam przerzucając strony. - O! - dodałam, kiedy mój wzrok padł na kolejny rozdział. Przeczytałam szybko kilka akapitów, a moja mina musiała z każdym słowem robić się coraz poważniejsza. Nagle usłyszałam pełen wyrzutów głos Alice:
-Miałaś czytać na głos.
Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam w stronę przyjaciółki.
-Ach...tak, tak. Oczywiście - mruknęłam nie będąc pewna, czy chcę by usłyszała wszystko to, co przed chwilą przeczytałam. Przełknęłam ślinę.
-No więc...-zaczęłam z lekko bijącym sercem. Powoli do mnie docierało w jak trudnej sytuacji się znalazłyśmy. - Tu jest napisane...- dodałam przygryzając wargę i biorąc głęboki oddech.
-No wyrzuć to z siebie - powiedziała Alice przewracając oczami.
-Tu jest napisane, że im dalej cofamy się w czasie, oczywiście teoretycznie, tym większe prawdopodobieństwo komplikacji. Raczej nie może nas nikt zobaczyć, ale to odnosi się bardziej do nas z przeszłości, bo wiadomo jest, że inni ludzie widząc nas pomyślą, że to my z przeszłości tak jak Mary - dodałam na jednym wydechu. Mina Alice mówiła, że niewiele z tego zrozumiała.
-No czyli musimy uważać, by my z przeszłości nie zobaczyły nas z przyszłości - podsumowałam. - Ale to nie wszystko...w tym samym dniu, o tej samej godzinie i w tym samym pomieszczeniu, kiedy cofnęłyśmy czas musimy się zjawić, by wrócić jak gdyby do...przyszłości? - zapytałam niepewna swojego toku rozumowania. - W każdym razie mamy problem. Bo oczywiście wszyscy normalni ludzie wiedzieliby skąd się cofnęli, ale nie my! - powiedziałam chowając twarz w dłoniach. Alice westchnęła.
-Lily...słuchaj...-zaczęła cicho. Potrząsnęłam głową.
-Nie, to ty posłuchaj. Według tego co tu jest napisane, według tego co mówiła Mary...możemy ustalić parę faktów i jakiś plan działania. Poczekaj - dodałam widząc, że Alice chce się wtrącić. Westchnęłam. - Czasu i tak nie cofniemy - zaśmiałam się cicho - dlatego skoro już tu jesteśmy skorzystajmy z tego. Ustalmy, że to będzie nasza...baza? Tu się spotykamy po jakimś czasie, choć wolałabym się nie rozdzielać. Nie możemy wrócić do dormitorium, a chodzenie od tak po zamku byłoby głupotą. Musimy uważać.
-Okej...-wtrąciła szybko Alice jakby w obawie, że znów jej nie dopuszczę do głosu.- Podsumowując...cofnęłyśmy się do walentynek, ja już zerwałam z Frankiem, ale w takim razie ty nadal jesteś z Mikiem...a raczej...właśnie przed nim uciekasz - dodała po chwili namysłu. Wciągnęłam głośno powietrze. I przeżywać to wszystko drugi raz? - Co niby możemy zmienić? - zapytała Alice, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie.
-Poczekaj chwilę...-powiedziałam cicho, ale mój głos był świetnie słyszalny w cichym, pustym, kamiennym korytarzu. Przełknęłam ślinę. Jakby dłużej się zastanowić, to przecież chciałam cofnąć czas. A teraz miałam niepowtarzalną okazję.
Potter i szlaban. Nie chciałam do tego dopuścić. Co mogłam zrobić?
Dlaczego Potter dostał szlaban?
Bo mu go dałam.
Dlaczego mu go dałam?
Bo widziałam jak pali.
Dlaczego widziałam jak pali?
Bo poszłam do ich dormitorium.
Dlaczego poszłam do ich dormitorium?
Bo chciałam oddać książkę.
Dlaczego chciałam oddać książkę?
Bo ją znalazłam.
Dlaczego ją znalazłam?

-Mike! - krzyknęłam zrywając się na nogi. Alice popatrzyła na mnie zaskoczona.
-I co...wymyśliłaś coś? - zapytała z podniesioną brwią.
-Tak, tak, tak!- zawołałam. - Słuchaj uważnie - dodałam już ciszej ponownie siadając przy niej i krzyżując nogi. - Jeśli chodzi o Franka proponuję żebyśmy zaczekały z tym i wyczuły sytuację, okej ? Mamy równo dwie doby...no może teraz już trochę mniej - dodałam uświadamiając sobie ile cennego czasu nieświadomie zmarnowałyśmy. - Teraz skupimy się na innej sprawie - mruknęłam myśląc nad sposobem wykonania planu.
-Jakiej? - spytała jeszcze bardziej zdumiona Alice.
-Dobra, słuchaj uważnie...ja z przeszłości nie mogę znaleźć książki Remusa, którą znalazłam po kłótni z Taylorem. Pokłóciłam się z nim, bo myślał, że mam romans z Potterem, a myślał tak, bo uciekałam przed nim przez całe walentynki - mówiłam szybko z przymkniętymi powiekami przypominając sobie kolejno wszystkie wydarzenia. - Pamiętaj: ja z przeszłości siedzę teraz w naszym dormitorium. Wyjdę dopiero na historię magii. Wiesz co to oznacza?- spytałam otwierając szeroko oczy. - Muszę teraz znaleźć Taylora dopóki tamta Lily siedzi w dormitorium i zgodzić się na randkę. Pytanie tylko jak ja zmuszę tamtą Lily do pójścia na randkę z Taylorem...-westchnęłam.- Chyba że...to ja pójdę na tę randkę, a Taylor będzie myślał, że to tamta Lily...-mruknęłam do siebie.
-Ale...po co miałaby tamta Lily iść na randkę z Taylorem? - zapytała Alice ignorując moje mruczenie, a jej mina mówiła, że nic nie zrozumiała.
-Nie rozumiesz? -zapytałam zdziwiona. - Nie mogę dać powodu do kłótni staremu Taylorowi. Wtedy tamta Lily, znaczy ja, się nie wścieknę i nie będę rzucać rzeczami w dormitorium. Nie znajdę książki i nie pójdę...-urwałam.
-Gdzie? - zapytała Alice. - Lilyy? Gdzie nie pójdziesz? - zaczęła drążyć temat. Przymknęłam oczy.
-Powiem ci potem, dobrze? Teraz naprawdę nie mamy czasu...-jęknęłam myśląc o moim planie.
-Niech ci będzie - westchnęła Alice. - Ale trzymam cię za słowo- dodała ostrzegającym tonem. - I czemu mam wrażenie, że to coś związanego z Jamesem? - dodała. Odpowiedziała jej cisza.

***

-Okej - szepnęłam wychylając głowę zza rogu. - Widzisz go? Ja tam podejdę, a ty jeżeli będzie taka potrzeba, idziesz za nami. Ryzykownie byłoby się rozdzielać, tym bardziej, że po zamku może sobie dreptać druga Alice...-dodałam. Alice pokiwała w milczeniu głową. - Jeśli jednak która z nas zagubiłaby się czy coś...to ustalamy, że spotykamy się w tym tajnym korytarzu, jasne? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam przed siebie.
-Hej, Mike! -zawołałam śpiewnym tonem. Chłopak odwrócił się, a ja nie mogłam uwierzyć, że znowu się w coś pakuję. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, ale później ukazał się wielki uśmiech. Ruszył w moją stronę, a ja oparłam się o ścianę czekając, aż do mnie dojdzie.
-A ja już myślałem, że mnie unikasz...-stwierdził, a jego uśmiech poszerzył się.
-Taak? A dlaczego tak myślałeś? -zapytałam zadziornie. Nie wiem co mną wtedy kierowało. Może to była usilna chęć odkręcenia tego wszystkiego? Żeby było tak jak dawniej? Mnie z Potterem nie łączyłby żaden sekret, który zawsze mógłby być odkryty, Mike byłby moim chłopakiem, Alice byłaby z Frankiem...
-Ehh...a kto uciekł dzisiaj z Wielkiej Sali wraz ze swoją przyjaciółeczką, co? -mruknął Taylor uśmiechając się zawadiacko.
-Spieszyłam się...-powiedziałam wzruszając ramionami. W tym samym momencie zauważyłam kogoś, kto z końca korytarza bardzo uważnie mi się przypatrywał. Utkwiłam w nim wzrok, co nie uszło uwadze Mika, który odwrócił głowę w tamtą stronę. Chyba nie zauważył nic, bo znów zwrócił się do mnie.
- To...co chciałaś? - spytał niby to obojętnym tonem. Zamrugałam kilkakrotnie, a kiedy dotarł mnie sens jego słów, uśmiechnęłam się.
-No ja myślałam, że ty coś ode mnie chciałeś...-stwierdziłam patrząc mu w oczy. Mike podniósł jeden kącik ust do góry.
-No...tak myślałem, czy może jakaś czarująca dziewczyna nie spędziłaby ze mną miłego wieczoru...-mruknął wzruszając ramionami. Uśmiech zamarł mi na twarzy. Już zapomniałam, jak denerwujące mogą być jego powtórzenia. Bo oczywiście wszytko jest takie czarujące.
-No, myślę, że jakaś czarująca dziewczyna na pewno spędzi z tobą ten wieczór...-powiedziałam biorąc głęboki wdech i uśmiechając się ponownie.
-To...może być dziewiętnasta w sali wejściowej? -zapytał szybko chłopak. Zobaczyłam, że Alice daje mi jakieś niezidentyfikowane znaki zza rogu i robi co najmniej dziwne miny. Pokiwałam szybko głową.
-Jasne. I...muszę już iść...-dodałam i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszyłam w kierunku przyjaciółki. Usłyszałam jeszcze "to...widzimy się o dziewiętnastej" i już zniknęłam za rogiem korytarza.

-Co...co to było? - zapytała Alice.
-Nie...to co to było?- zmarszczyłam brwi przypominając sobie dziwne zachowanie przyjaciółki.
-Aaa...-mruknęła dziewczyna wzruszając ramionami. Westchnęłam.
-Słuchaj teraz uważnie - mruknęłam rozglądając się dookoła. Pokręciłam głową i pociągnęłam Alice w nieznanym mi kierunku.
-Ostatnio często to powtarzasz...-cmoknęła dziewczyna.
-Bo wszystko jest ważne i trzeba tego słuchać uważnie - uśmiechnęłam się. - Plan jest taki...ja jestem umówiona na randkę z Taylorem. Trzeba tylko pilnować by tamta Lily go nie spotkała. Ja pójdę na to spotkanie i przy tym nadal będę z Mikiem. On nie zrobi mi awantury...no i wszystko będzie okej. Teraz pozostaje kwest...-nie dokończyłam, bo zza rogu korytarza wyszedł nie kto inny jak dyrektor szkoły, Albus Dumbledore.
Aha. Po raz drugi w tym dniu.
Zmarszczyłam brwi. Dyrektor szkoły nie chodzi sobie tak po prostu po korytarzach Hogwartu. Właściwie, jakby dłużej się nad tym zastanowić, nie widziałam go nigdzie indziej, jak na posiłkach, i to nie zawsze.
-Och, witaj Lily - uśmiechnął się Dumbledore. - Dzień dobry, Alice - dodał patrząc na nas przyjaźnie. Alice była chyba tak zszokowana jak ja. Bo to było dziwne.
-Dzień...-odchrząknęłam- dzień dobry, profesorze - uśmiechnęłam się nadal nie mogąc wyjść z podziwu.
-Dzień dobry...-powiedziała cicho Alice zdumionym tonem, jakby widziała co najmniej trzymetrowego trolla górskiego.
-Och, nie tak oficjalnie...-stwierdził dyrektor z uśmiechem- zawsze chciałem, by choć raz jakiś uczeń przywitał mnie jak dobrego przyjaciela, a nie srogiego nauczyciela- uśmiechnął się Dumbledore, a mnie przemknęło przez myśl, że chyba rzeczywiście jest lekko zwariowany, jak to niektórzy ciągle utrzymywali. - W każdym razie nie to was pewnie tak zadziwiło, hmm? Domyślam się, że jesteście niezwykle zdumione moim nagłym pojawieniem się tutaj, inaczej chyba nie miałybyście takich min...-stwierdził uśmiechając się dobrodusznie. - Ale muszę wam coś powiedzieć. A mianowicie...chciałbym, żebyście pamiętały, że choć bieg wydarzeń można zmieniać i tysiąc razy...przeznaczenia i tak się nie zmieni - stwierdził wolno, po czym, tak po prostu, najnormalniej w świecie, sobie odszedł.

***

-Mówię ci, stuknięty jakiś - stwierdziła po raz trzeci pewnym tonem Alice.
-Alice! Nie rozumiesz?! On w jakiś sposób musiał dowiedzieć się o naszym cofnięciu w czasie! I jestem pewna, że te słowa o przeznaczeniu nie były przypadkowe - dodałam zamyślając się głęboko. Co mogło popsuć mi mój na pozór idealny plan? Odpowiedź nasuwała się jedna- książka.- Myślisz...myślisz, że chociaż zmienimy bieg wydarzeń, to tamta Lily może odnaleźć książkę Remusa? - zapytałam wypowiadając swoje myśli na głos. Od kilkudziesięciu minut mnie to dręczyło. Alice spojrzała na mnie zdumionym wzrokiem.
-A więc...a więc o to chodziło Dumbledorowi?- spytała, a w jej głosie zabrzmiała nutka zrozumienia. - O Merlinie...-szepnęła.
-No właśnie...-na mojej twarzy pojawił się wieki grymas. - Merlinie...

***

 -Okej...pamiętasz plan? - zapytałam przeglądając się w łazienkowym lustrze. Podczas nieobecności nas z przeszłości w dormitorium, weszłyśmy tam biorąc najpotrzebniejsze rzeczy.
-Tak, pamiętam - powtórzyła znudzonym tonem Alice. - Ty idziesz się migdalić z Mikiem, ja idę do dormitorium, gdzie na pewno nie będzie mnie z przeszłości, bo tamta Alice była wtedy z Caradociem, biorę książkę, która powinna leżeć na twojej szafce nocnej i zanoszę ją do Huncwotów, tak? - zakończyła Alice z rozbrajającym uśmiechem.
-Prawie, bo ja nie idę się migdalić tylko poświęcać dla dobra narodu! - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-To tak to się teraz nazywa?- zapytała Alice udając głupią. Spojrzałam na nią wzrokiem, którego nie powstydziłby się bazyliszek, a dziewczyna momentalnie umilkła. - Tak jest, generale Evans. Ty idziesz wypełniać ważną misję dla świata, podczas gdy ja będę się lenić - stwierdziła poważnym tonem Alice.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową z dezaprobatą.
-No to co...-zaczęłam patrząc na zegarek.- Dochodzi dziewiętnasta -stwierdziłam kiwając głową. - Idziemy? - zapytałam spoglądając na Alice.
-Och..tak. Tylko...powiedz mi Lily jedną rzecz - mruknęła, a ja popatrzyłam na nią z podniesionymi brwiami.
-Taaak? -zapytałam nie będąc pewna co mogę zaraz usłyszeć.
-Gdzie teraz podziewa się tamta Lily? Wiesz...chcę mieć pewność, że was nie pomylę. -Uśmiechnęła się. Coś w środku mnie się uspokoiło, a ja wzruszyłam ramionami.
-O ile się nie mylę...to siedzi teraz w jakimś zamkniętym magazynie wraz z Potterem - stwierdziłam i wyszłam z łazienki zostawiając tam całkiem samą, osłupiałą Alice.

***

Wzięła głęboki wdech i weszła do środka. Głowa Mary wychyliła się zza książki.
-Hej, Alice...-mruknęła blondynka patrząc na nią podejrzliwie. - A ty nie miałaś być przypadkiem na randce z Caradociem? - zapytała. Thomas wzruszyła ramionami. Była przygotowana na tego typu pytania.
-Caradoc trochę się przeziębił, więc przełożyliśmy randkę...-odpowiedziała z lekkim uśmiechem podchodząc do szafki nocnej Lily. Wiedziała, że taka odpowiedź nie zadowoli dociekliwej natury McDonald.
-Aha- powiedziała cicho Mary, a Alice wiedziała, że gdyby blondynka tylko zapamiętałaby tę rozmowę, nie ominęło by jej późniejsze tłumaczenie. Czuła, że przyjaciółka jej nie wierzy.
Zmarszczyła brwi i zaczęła zdejmować kolejno książki z wielkiego ich stosu na szafce Lily. Ile ona czytała! W końcu znalazła tę Remusa, która, w mniemaniu jej przyjaciółki, mogła popsuć ich cały plan. Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła ją na bok, układając z powrotem pozostałe książki w pokaźny stosik. Kiedy już skończyła, wzięła wolumin do ręki i podreptała do drzwi.
-Będziesz się uczyć? - usłyszała ni to obojętny, ale jednak pełen zdziwienia, głos Mary. Odwróciła głowę w jej kierunku. Twarz blondynki schowana była za lekturą i można by pomyśleć, że dziewczyna nic nie widzi oprócz zbioru czarnych literek. Nic z tego.
-Nie...idę oddać tę książkę Remusowi...-powiedziała cicho- Lily mnie o to prosiła- dodała, i nie czekając na odpowiedź, wyszła. Zbiegła po schodach i rozejrzała się po pokoju wspólnym. Ani jednego Huncwota. Westchnęła. W takim razie czekała ją podróż do ich dormitorium, bo Lily wyraźnie powiedziała: Musisz oddać tę książkę choćby nie wiem co. Rozumiesz? Możesz im ją nawet zostawić pod drzwiami, chociaż wolałabym, aby Remus dostał ją do ręki.
Wzruszyła ramionami. Co to dla niej takiego? Wspięła się po schodach prowadzących do sypialni chłopców i zaraz potem stanęła pod drzwiami dormitorium Huncwotów. Zbliżyła się do nich i już miała zapukać, kiedy dotarły ją głosy:

-Co ja mam zrobić?
I aż serce prawie jej stanęło. Czyżby się przesłyszała? Czy możliwym jest, żeby Frank Longbottom siedział w dormitorium Huncwotów?
-No cóż...Myślałem, że ci na niej nie zależy...- dotarł ją kolejny głos, a ona z bijącym sercem rozpoznała Blacka. Na kim miało tak nie zależeć Frankowi?
-Oj, Łapo! Chyba ślepiec by zauważył, że Frankowi bardzo zależy na Alice. A co do Marleny. Uważam, że popełniłeś straszne głupstwo. - Przełknęła wolno ślinę, a jej wnętrzności zatańczyły dziki taniec. Przymknęła powieki. To był głos Remusa. Wzięła głęboki oddech.
-Pojawiła się w najgorszym momencie. Byłem zbyt zszokowany zerwaniem i tym jak Alice mnie potraktowała...-słowa jej byłego chłopaka ledwo do niej docierały. Była w tym momencie chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Uśmiechnęła się delikatnie przypominając sobie ich wspólne chwile i to, że jeszcze nie wszystko stracone.
-No właśnie! Najwidoczniej Thomas na tobie nie zależy! Popatrz jak szybko pocieszyła się nowym chłopakiem. Nawiasem mówiąc popytałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że jej kolejna ofiara to Caradoc Dearborn.
Otworzyła oczy z prędkością światła, a w jej myślach plątał się tylko jeden, rozsądny pomysł: ZABIĆ BLACKA.
Pokręciła zaraz głową. Była za szczęśliwa by kogokolwiek teraz mordować. Nawet Blacka. Położyła książkę na podłodze tuż przed drzwiami. Zbiegła szybko po schodach, a w jej sercu panowała dzika radość.


8 komentarzy:

  1. Ooo, wreszcie rozdział, jak miło :) Jak zwykle świetny, oczywiście szkoda, że Lily chce zmienić bieg wydarzeń, ale cytując Dumbledore'a przeznaczenia się nie zmieni! Zawsze coś dobrego z tego wyszło, Alice wie, że Frankowi nadal na niej zależy. Życzę dużo weny i czasu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Podoba mi się to "przeznaczenia nie zmienicie" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny!!! Podobał mi się moment jak spotkały Dumbldora i jego słowa. Czekam na więcej!!

    OdpowiedzUsuń
  4. jejusiuu mam nadzieje że jednak plan Lily sie powiedzie xd albo przynajmniej Alice wróci do Franka xd rozdział zajebisty <3
    weny życze <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super!:) Tak mi się spodobał Twój blog, że ciągle wchodzę żeby sprawdzić czy jest coś nowego:) Nie lubię jak jest pisane z perspektywy Lily ale u Ciebie to jest tak naturalne, ciekawe i porywające:) Masz bardzo lekki, przyjemny styl pisania co jest i zaletą i wadą, bo notki czyta się z prędkością światła i chciałoby się więcej i więcej! A tu trzeba czekać na następną, bo autorka ma też swoje życie a nie tylko bloga:) Czekam!
    huncwot-rogata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na mojego nowego bloga
    http://evansuszm.blogspot.com/2014/08/rozdzia-1_13.html?showComment=1414443089005&m=1#c1194327293920275502

    OdpowiedzUsuń