d

d

2 sierpnia 2014

Rozdział 19.

– No! Nareszcie jesteś! – krzyknęłam widząc Mary, która właśnie przepełzła przez wielkie drzwi prowadzące do Skrzydła Szpitalnego. Siedziałam na łóżku i czytałam książkę. Było już późne popołudnie, a wszystkie lekcje się skończyły. Mary miała po mnie przyjść, abyśmy przed osiemnastą dotarły do dormitorium, żebym mogła się spokojnie wyszykować. Następnie miałyśmy świętować do białego rana. No, może trochę krócej, bo przecież następnego dnia też miały być lekcje.
– No dobra, pakuj się. – Wyszczerzyła swoje białe ząbki Mary, po której widać było, że nie mogła ukryć radości. Zaśmiałam się.
– Chyba mnie nie znasz. – Uśmiechnęłam się, po czym wyciągnęłam z pod łóżka spakowaną torbę. Miałam dużo czasu, gdy na nią czekałam.
– A te rzeczy? – Tu Mary wskazała głową na jakąś kartkę na szafce nocnej, list od rodziców i książkę, którą trzymałam w ręku. Papiery z szafki włożyłam w lekturę, zaznaczając przy tym stronę, na której skończyłam czytać.
– Gotowe – stwierdziłam wrzucając książkę do torby.
– Świetnie! – Mary klasnęła w ręce. – Zaoszczędzimy trochę czasu.
– Powiedziała ta, co spóźniła się pół godziny – wtrąciłam zjadliwie.
– Oj no wiesz... O tej porze ciężko przedostać się przez cały zamek. – Blondynka zrobiła minę niewiniątka. Westchnęłam.
– No okej, okej. Wybaczam ci. – Uśmiechnęłam się dobrodusznie. – To co? Idziemy?
– Jasne. – Mary posłała mi swój radosny uśmiech. Wzięła moją torbę i już szła do wyjścia, gdy oburzona zagrodziłam jej drogę.
– Hej! Potrafię jeszcze nieść swoje rzeczy – powiedziałam, sugestywnie wyciągając rękę. Ta tylko westchnęła i z miną męczennika oddała mi torebkę.
– Aleś ty uparta – usłyszałam.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam za nią do wyjścia. Krzyknęłam jeszcze "do widzenia, dziękuję za opiekę!", zapominając, jak zawsze, że oprócz mnie w sali byli jeszcze inni chorzy. Jakiś chłopiec poruszył się niespokojnie, inna dziewczynka podskoczyła na łóżku. Na szczęście ja już stałam za drzwiami unikając przy tym reprymendy od pani Pomfrey, którą zresztą na pewno bym dostała. Rozejrzałam się, a mój wzrok padł na Mary, która oddalała się już w inny koniec korytarza. Poprawiłam torbę z rzeczami na ramieniu i ruszyłam biegiem za przyjaciółką.


***


– Lily! Już?
– Jeszcze pięć minut! – krzyknęłam po raz szósty w tym dniu.
– Hej! Pięć minut miało być pół godziny temu! Wyłaź z tej łazienki!
– Jeszcze pięć minut! – krzyknęłam i założyłam czarne szpilki. Popatrzyłam w lustro. Wydawało mi się, że prezentuję się całkiem nieźle. Złota sukienka od rodziców, z długim rękawem, sięgająca przed kolana, idealnie opinała talię. Do tego czarne szpilki i wyprostowane włosy. Pomyślałam chwilkę i, aby uzyskać jeszcze lepszy efekt, przejechałam błyszczykiem po ustach.
– No to kiedy wyyyjdziesz? – Dorcas zawyła zza drzwi. Zaśmiałam się cicho. Kiedy weszłam z Mary do dormitorium Dorcas i Alice czekały już na nas wyszykowane. Sama Mary wszelkie zabiegi kosmetyczne wykonała przed pójściem po mnie, a później, podczas mojej kilku...godzinnej wizycie w łazience, przebrała się w...coś. Wciągnęłam powietrze i jeszcze raz przejrzałam się w lustrze. Idealnie. Pewnym siebie ruchem otworzyłam drzwi i z uśmiechem na ustach wyszłam z toalety.
– Pięknie!!! – zapiszczała Dorcas i rzuciła mi się na szyję.
– Cudownie wyglądasz – powiedziała Alice stojąca z boku.
– Ja tam nic nie mówię – odezwała się Mary. – Wyglądasz jak zawsze olśniewająco – dodała, teatralnie oglądając paznokcie. Uśmiechnęłam się do nich.
– Jak ja was kocham! – krzyknęłam, po czym przytuliłam je wszystkie. One też wyglądały świetnie. Dorcas w słoneczno żółtej mini sukience i pomarańczowymi szpilkami tradycyjnie powalała swoim uśmiechem. Alice w turkusowej sukience koktajlowej i w zielonych, jadowitych szpilkach prezentowała się świetnie, choć niejedna dziewczyna stwierdziłaby, że przy tej figurze to mało prawdopodobne. Alice nie była gruba. Ale nie należała do najchudszych – była szczupła i dobrze zbudowana.
Nie można by było pominąć także Mary, która, w białej koktajlowej sukience, ze złotymi łańcuchami na szyi i złotymi szpilkami wyglądała po prostu bosko! Zmarszczyłam brwi.
– Dziewczyny, trochę to głupie tak się stroić na babski wieczór tylko we cztery – zaczęłam niepewnie.
– Och, Lily! Zawsze warto jest pięknie wyglądać – zaczęła Dorcas i już mówiła o swojej babci, która poznała miłość swojego życia w sklepie na Pokątnej. – A wiecie, przecież nikt się nie stroi na Pokątną. Moja babcia była wtedy w jakiś mugolskich ubraniach... –wyłowiłam spośród potoku słów. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Mary.
– Dobra! – klasnęła w ręce Alice tym samym przerywając wywód Dorcas. – Znalazłyśmy się tutaj, ponieważ...– zaczęła teatralnym głosem Alice – Lily osiąga dziś pełnoletność – zakończyła oficjalnym tonem. – Lily – zwróciła się do mnie – wiem, że ostatnio nasz kontakt się pogorszył. Chcę to naprawić i liczę na twoją pomoc. A teraz życzę ci aby układało wam się z Mikiem – tu znowu wymieniłam spojrzenia z Mary. Kątem oka zauważyłam, że Dorcas zaciekawiła się tym porozumieniem. – Aby Mike nie okazał się durnym palantem, który będzie kazał ci schudnąć – ciągnęła twardo Alice. Wyczułam te przelane emocje, które wręcz były namacalne. Przygryzłam wargę, aby się nie roześmiać. – Abyś w ogóle była szczęśliwa i... Ogólnie wszystkiego najlepszego! – krzyknęła Alice i zaraz już była przy mnie przyciskając mnie do siebie. To nic, że prawie mnie dusiła, to nic, że teraz cały świat przesłaniały mi brązowe kłaki Alice (to tak pieszczotliwie xD). Cieszyłam się teraz bliskością mojej przyjaciółki, z którą jeszcze nie tak dawno jeździłam na sankach ciągniętych przez mojego tatę podczas przerwy świątecznej. Z którą jadłam lody truskawkowe z bitą śmietaną i udawałam, że urosła mi broda Świętego Mikołaja, w którego wierzą mugolskie dzieci (do których zresztą grona przecież się zaliczałam).
– Okej, okej. Dość tych czułości! – wrzasnęła Dorcas. Ona z kolei mówiła zawsze prosto z mostu co jej leżało na sercu, nawet wtedy, kiedy miałoby to kogoś urazić. – Teraz ja – powiedziała dobitnie i stanęła na przeciwko mnie. – Życzę ci z całego serca, abyś znalazła kogoś kto pokocha cię mocno – zaczęła Dorcas – tak jak my – dodała z uśmiechem. – Aby wszystko układało się po twojej myśli i... Abyś nigdy nie przestawała być sobą – zakończyła dobitnie, po czym, z piskiem, rzuciła się na moją szyję. Zanim Dor się odczepiła, Mary powoli zaczęła tracić cierpliwość.
– Yhym – usłyszałam chrząknięcie. Dorcas z miną naburmuszonego dziecka mruknęła coś pod nosem co brzmiało jak "no dobra, dobra..." i odeszła na bok. Zaraz potem na twarzy miała swój wszystkim znany uśmiech. – A teraz ja – powiedziała swoim wszystkowiedzącym tonem Mary, po czym, oby dwie wybuchnęłyśmy śmiechem. – No dobra, spokój – zakomenderowała, po czym spoważniała. – Ja życzę ci nie o tyle kogoś kto pokocha cię mocno – tutaj Mary spojrzała na Dorcas – o ile kogoś kogo ty pokochasz najmocniej na świecie. – Mary patrzyła mi przy tym prosto w oczy. – Aby nie męczyć się z kimś, i nie dawać komuś nadziei. Do tego wymarzonego zawodu, który pokochasz bardziej niż cokolwiek i żebyś w pracy tęskniła za mężem, a przy mężu za pracą – cmoknęła. – No a poza tym tradycyjnie: zdrówka, szczęścia... Co tam jeszcze... Utalentowanych dzieci – zaśmiała się Mary. – No i... Aby w twoim życiu było jak najmniej zawodów – zakończyła Mary, po czym, ze łzami w oczach przytuliła mnie mocno. Przy tych ostatnich życzeniach pomyślałam nie o kim innym, jak o Severusie.
– No dobra, oderwała się ode mnie Mary ocierając łzę. – Czas na prezenty! – zawyła radośnie i już stały przede mną trzy wielkie paczki.
– Nie musiałyście... – zaczęłam, ale przerwano mi i to bardzo brutalnie.
– Bierz, nie marudź! – krzyknęła Dorcas takim tonem, że można by pomyśleć, że jest już po paru Ognistych Whisky.
– No dobra, dobra. – Zaśmiałam się perliście i wzięłam do ręki pierwszą paczkę.
Zdarłam jasnoróżowy papier, a moim oczom ukazało się okrągłe ciemnoróżowe, jaskrawe pudełko. Już domyślałam się od kogo to jest. To Dorcas gustowała w takich rzeczach. Zdjęłam pokrywkę, a moim oczom ukazał się komplet markowej bielizny.
– To tak na wieczorki. – Wyszczerzyła się Dorcas. Spojrzałam na nią jak na wariatkę. – No wiesz, będziesz chciała poczytać Mikowi jakąś dobranockę, czy utulić do snu, to trzeba się jakoś prezentować, no nie? – zapytała ze śmiechem. Uśmiechnęłam się sztucznie i popatrzyłam na Mary. W życiu nie myślałam o Taylorze w ten sposób...
Wzięłam do ręki kolejny prezent. Tym razem nie było zbędnego papieru, za co w duszy dziękowałam Mary. Tak, Mary, bo błękitne pudełko w stokrotki mogła dać tylko Mary. To pasowało do jej wesołej natury. Otworzyłam i zajrzałam do środka. Znalazłam tam jedwabny brązowy szal. Był prześliczny, ale pod nim było coś jeszcze. Szpilki w tym samym odcieniu.
– Piękne – szepnęłam z uśmiechem.
Został mi ostatni prezent. Popatrzyłam na Alice, po której widać było, że nie może doczekać się, aż go otworzę. Zaśmiałam się wiedząc, że z każdą sekundą Alice robi się coraz bardziej niecierpliwa.
– Noo, otwórz! – Wierciła się. – Nie każ mi czekać – jęknęła.
Uśmiechnęłam się po raz ostatni i otworzyłam ostatnie pudło. Najpierw wyjęłam z niego mnóstwo materiału. A później, na dnie, znalazłam...
– Książka? – zapytała ze sceptyczną miną Dorcas.
– Ale nie jakaś tam zwykła książka! – krzyknęła oburzona, a zarazem zafascynowana Alice.
– To jaka? – zapytała Dorcas, która nie chciała dać za wygraną.
– Właściwie to nie wiem. – Alice wzruszyła ramionami. – Ale pani Widdy była przekonana, że Lily będzie zachwycona! – dodała na swoje usprawiedliwienie, po czym wybuchła śmiechem.
– Znów robiłaś zakupy u pani Widdy? – zapytała niemało zdziwiona Dor.
– Chyba zostałam jej stałą klientką – zaśmiała się Alice, po czym znowu zwijała się na podłodze. Zaskoczone popatrzyłyśmy po sobie. To znaczy ja, Mary i Dorcas, bo Alice nadal leżała na podłodze śmiejąc się jak szaleniec.
– Myślicie... Że to bezpieczne? – zapytała wątpliwie Mary.
– A czy po pani Widdy, która trzyma u siebie w sklepie gryzące filiżanki, można spodziewać się czegoś bezpiecznego? – zapytała zjadliwie Dorcas. – Lily, nie wiem, czy powinnyśmy...– zaczęła Dor, ale jej nie słuchałam. Wzięłam do ręki księgę, która nie wyglądała na najnowszą. Zmarszczyłam brwi.
– Może jednak...– zaczęła Mary, ale ja, jednym ruchem, otworzyłam księgę.
Dorcas z piskiem zatkała sobie uszy, zaciskając powieki. Alice zamilkła w bezruchu, a Mary odwróciła głowę w inną stronę. Przez chwilę panowała cisza.
– I? – zapytała w końcu Dorcas, która powoli się wyłoniła zza swoich rąk. Popatrzyłam na nią, a później znowu w książkę.
– I nic – odparłam, wzruszając ramionami.
– Jak to nic? – zapytała ogłupiała Alice.
– No nic. Po prostu nic. Same zobaczcie – stwierdziłam i oddałam im książkę. Te patrzyły na nią kilka minut, poprzewracały strony, postukały w okładkę. I nic.
– Ale... Jak to? – zapytała zdezorientowana Alice. – Pani Widdy wyraźnie powiedziała "To będzie świetny prezent dla twojej przyjaciółki. Ale nie otwieraj tego. Dziewczyna sama odkryje moc tej księgi."
– Stara oszustka i tyle – podsumowała dobitnie Dorcas.
– Przecież sama nas do niej zaprowadziłaś! – krzyknęła oskarżycielskim tonem Alice.
– O jejku, jejku. – Wzruszyła ramionami Dorcas. – A gdzie indziej można kupić prezent dla kogoś dziwnego? – zapytała tonem, jakby to było coś oczywistego. – U pani Widdy!
– Matka Franka nie...– zaczęła Alice, po czym przerwała. – Dobra, nieważne. Nie kłóćmy się. Lily zyskała dzięki mnie kolejny niepotrzebny klamot...
– No to świetnie. – Klasnęła w dłonie Dorcas, przerywając tym samym wypowiedź Alice. – Lily, jest pewien szkopuł...– zaczęła z kwaśnym uśmiechem. – Widzisz, jak szłyśmy do dormitorium z tym jedzeniem – tu Dorcas wskazała głową na piętrzącą się górę jedzenia przy oknie – to zahaczyli nas Huncwoci – dokończyła kulawo Dorcas, a ja już wiedziałam do czego ta rozmowa zmierza.
– O nie...– zaczęłam pewnie.
– A jednak – westchnęła Mary. Popatrzyłam na nią przerażona, a ona, jak na potwierdzenie swoich słów, pokiwała głową.
– I... – dołączyła się Alice – oni chcą wyprawić ci imprezę – dodała.
– Chociaż chcą...– tu wtrąciła się znowu Dorcas – jest złym stwierdzeniem. – Na te słowa Alice gorliwie przytaknęła.
– Widzisz – odezwała się. Przez ostatnie kilka minut mój wzrok latał od jednej do drugiej. – Oni wręcz oznajmili, że wyprawią ci imprezę – zakończyła z kwaśną miną.
– Protestowałyśmy...– tym razem wtrąciła się Mary, patrząc z naciskiem na dziewczyny – ale oni stwierdzili, że siedemnastka bez wielkiej imprezy, to żadna siedemnasta – skończyła z niemrawą miną. Westchnęłam. Teraz nabrały sensu ubiór dziewczyn i ich niezdrowy pośpiech. One wiedziały, wiedziały od początku, tylko czekały na odpowiedni moment. I moją reakcję. Spojrzałam na każdą z osobna i ze zdziwieniem zauważyłam, że wszystkie trzy czekają jakby na wybuch. Czy jestem aż tak zła?
– No dobra – powiedziałam wesołym tonem wzruszając ramionami. Zaskoczyłam tym nie tylko je, ale i siebie. Ale nie miałam ochoty się kłócić. To były moje urodziny i zamierzałam świetnie się bawić.
– W takim razie – zaczęła Alice oficjalnym tonem spoglądając przy tym na zegarek. – Możemy już schodzić. 


***


– Nie tu tylko tam! – krzyknął James Potter do jakichś czwartorocznych niosących tort.
– James – Remus spokojnym tonem postanowił się wtrącić w poczynania przyjaciela – a nie łatwiej by było po prostu przelewitować ten tort w miejsce, które ci odpowiada? – zapytał oczywistym tonem.
Rogacz uderzył się otwartą dłonią w czoło.
– Nie pomyślałem – stwierdził.
– Nie po raz pierwszy i nie ostatni – mruknął Lupin, siadając na fotelu.
– Odsunąć się! Odsunąć się! – Przez tłum przebijał się Syriusz Black. – Lunio. – Black stanął nad swoim przyjacielem i spojrzał na niego z góry. Lupin zerknął na niego pytająco, dalej siedząc na fotelu. – Kiedy mówię "odsunąć się" mam na myśli, aby każdy, bez wyjątku, się odsunął – stwierdził oczywistym tonem.
– No co ty nie powiesz – rzekł Lupin udając, że słyszy właśnie bardzo ciekawą historię.
– Tak – ciągnął Black dumnie wypinając pierś. – Tak właśnie jest. Ale ty – tu wskazał palcem na Remusa – tego nie zrobiłeś.
– Czego? – zapytał zdezorientowany Lupin, który już stracił wątek.
– No... – zaczął Black, po czym zmarszczył brwi. – Zaraz... O czym to ja mówiłem? – spojrzał pytająco na Pottera.
– Coś tam o tym, że coś tam coś tam... – wydusił Potter, właśnie próbując zamknąć komodę z książkami stojącą w pokoju wspólnym.
– A! Dzięki stary – kiwnął głową Syriusz. – No więc, ty się nie odsunąłeś – dodał z miną wszystkowiedzącego dziecka.
– A miałem? – zapytał Remus z wysoko podniesionymi brwiami.
– No już daj spokój i zejdź z tego fotela! – zajęczał Black, a śmiejący się Lupin wstał.
– Muszę kiedyś cię nagrać! Jęczysz gorzej niż Jęcząca Marta – zaśmiał się i odszedł odszedł pomagać Jamesowi.
– Heeej? Ile jeszcze mamy czasu? – zawołała jakaś piątoklasistka. To pytanie z pewnością było skierowane do Blacka, sądząc po tym, że dziewczyna patrzyła właśnie w jego kierunku.
– Nie wiem kobieto, zapytaj Rogacza – stwierdził Black próbując przesunąć fotel.
– Heeej? Ile jeszcze mamy czasuu? – zawołała drugi raz dziewczyna, patrząc tym razem w stronę Pottera.
James rozejrzał się po pokoju szukając autorki pytania. Gdy ją znalazł wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia.
Remus spojrzał na zegarek.
– Minimum pół godziny!
– Dzięki! – krzyknęła dziewczyna. – Na ciebie zawsze można liczyć – dodała, po czym zabrała się za wieszanie dyskotekowej kuli.
– Różdżka James – powiedział Lupin patrząc na wysiłki Pottera. – Różdżka Łapo – dodał, gdy zobaczył Blacka mocującego się z fotelem.
– Ooo, dzięki stary – odpowiedzieli jednocześnie z dwóch różnych stron pokoju. Remus powstrzymał śmiech. Tylko on miał największą styczność z dwoma znanymi Huncwotami. I tylko on widział, jacy byli do siebie podobni. Nawet nie chodziło o wygląd, choć i tu sporo mieli wspólnego. Z zewnątrz łączyły ich czarne włosy i wysportowana sylwetka, chociaż, dla już bardziej zaawansowanego obserwatora, było jasnością, że Potter ma trochę większe mięśnie.
Tu chodziło o charakter i nawyki.
– Hej! Kto rozdawał zaproszenia? – zapytał Remus. Stał na środku pokoju wspólnego i miał wrażenie, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Ludzie przewijali się obok niego, krzyczeli coś do siebie z innych kątów pokoju w ogóle go nie zauważając.
– Stary! Nie było zaproszeń. Lily chciała kameralnie, to będzie kameralnie. Tylko cały Gryffindor – rzekł Potter przewijając się obok Remusa i pędząc na górę do dormitorium.
– Kameralnie... Cały Gryffindor... No nieźle – jęknął Remus. – Hej! To może ograniczyć do czwartego rocznika wzwyż, co? Będzie przecież alkohol – dodał już ciszej, znów myśląc, że nikt go nie słucha.
– Nie panikuj, Lunio. Przed jedenastą wyprosimy wszystkich poniżej... Piętnastego roku życia? Pasuje? – stwierdził Syriusz, wbiegając na schody za swoim przyjacielem.
– Taaa... Przed jedenastą to urwie ci się film – westchnął Lupin i usiadł na fotelu.
– Heeej? Ile jeszcze mamy czasu? – Usłyszał jeszcze pytanie jakiejś dziewczyny. Spojrzał na zegarek.
– Właściwie, to my już nie mamy czasu – krzyknął w odpowiedzi i pobiegł za kumplami do dormitorium.



***


– To co? Gotowa psychicznie? – zapytała z poważną miną Alice. Spojrzałam na nią i wypuściłam powietrze z piersi.
– Huncwocka impreza, serio? Przecież tam będzie się lał alkohol hektolitrami!
– No i co? – zapytała Dorcas. – Akurat tobie jako jedynej z nas wolno legalnie się już napić – zaczęła Meadowes z bardzo przekonywującą miną.
– NIE wolno, bo tego zabrania regulamin – oświadczyłam dobitnie.
– To ten regulamin jednak istnieje? – zapytała zmieszana Dorcas.
– A niby co Huncwoci łamią od sześciu lat? – zapytałam zdziwiona, że przez sześć lat moja przyjaciółka przewinęła się o tym nie wiedząc.
– Myślałam, że to ściema – wzruszyła ramionami.
– Dobra, dobra. Wychodzimy – stwierdziła Mary, po czym otworzyła drzwi na oścież. Westchnęłam. Pójdę tam. Choć niechętnie. Postawiłam pierwszy krok na schodku. Wzięłam głęboki wdech, wzruszyłam ramionami i zeszłam do pokoju wspólnego. Za mną szły moje podstępne przyjaciółki. Nadal nie wierzyłam, że uknuły taką imprezę z Huncwotami w roli głównej za moimi plecami. Przecież wiedzały, że nie przepadałam ani za takimi imprezami, ani za jej organizatorami. Przywitały mnie oklaski i tradycyjne Sto lat. Przyjmowałam życzenia od ludzi, których praktycznie nie znałam. Niektórych kojarzyłam z widzenia. Innym kiedyś udzielałam korepetycji. Z niektórymi utrzymywałam kontakt. Ale na Merlina! Tu był cały Gryffindor! Czego zresztą miałam się spodziewać po znaczeniu słowa kameralnie w słowniku Huncwotów? Dla nich kameralna impreza to taka, gdzie jest 1/4 szkoły! Aż strach pomyśleć co będzie na imprezie urodzinowej, któregokolwiek z nich... Bo tamte już nie miały być kameralne



***



Stał i patrzył jak znudzona słucha życzeń od innych. Właściwie to on był pewien, że ich nie słuchała. Wydawało mu się, że nie mogła wyglądać piękniej niż w codziennym nieładzie. Mogła. A przecież chciał już ją wyrzucić z głowy i zakochać się w Lorze! Właśnie... Przypomniał sobie o Lorze, której nie zaprosił na tę imprezę. Nie chciał tu Taylora, a odpoczynek od przewrażliwionej już Deaf też mu by się przydał. Swoją drogą wymówka, że będzie tylko Gryffindor była genialna! Jednym sposobem miał już wytłumaczenie na to, dlaczego nie ma ani Lory, ani Taylora. Chociaż z tego co dzisiaj usłyszał w Skrzydle Szpitalnym nie był do końca pewien, czy Lily będzie zła, że nie zaproszono jej chłopaka. Co go, chociaż nie powinno, bardzo ucieszyło...



***

– To co masz zamiar zrobić? – spytałam z powagą. Alice z zaciętą miną popatrzyła na Franka, który teraz tańczył Marleną McKinnon.
– Nic. Nie obchodzi mnie to – stwierdziła dobitnie Thomas z nutką goryczy w głosie, a ja zerknęłam w stronę tańczącej pary.
– Zobacz, oni tylko tańczą – powiedziałam. W złym momencie. Marlena właśnie przywarła ustami do swojego towarzysza. Przygryzłam wargę. – To jeszcze o niczym nie świadczy... – zaczęłam, chcąc usprawiedliwić zawsze miłego i pomocnego Franka. Nie spodziewałam się tego po nim. – To ona go pocałowała.
– Daruj sobie, Lily – powiedziała cicho Alice. – Dobrze wiesz, że tego chciał. Poza tym... Jest wolny – dodała. Nawet się nie popłakała. Byłam pełna podziwu.
– Można prosić? – Spojrzałam w stronę uśmiechniętego Remusa. Nie miałam szans na odpowiedź, chłopak już pociągnął mnie na parkiet. Westchnęłam.
– Widziałeś ich – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. – Przecież to niemożliwe. Musiałeś o tym wiedzieć. – Lupin na moje słowa wyraźnie się spiął.
– Lily, nie denerwuj się na nich... To już od dawna – zaczął kulawo Remus.
– Czyli wiedziałeś? – zapytałam rozgoryczona, ale i zła. Frank i Marlena byli już od dawna razem? A Remus o tym wiedział? Lupin wyraźnie się zmieszał.
– No, wiesz... To głównie przeze mnie – stwierdził z pochmurną miną. – Wiedziałem, że to kiedyś wyjdzie na jaw. A mieli być ostrożniejsi! I tak zastanawiałem się, czy ci tego nie powiedzieć...
– Mnie? A nie lepiej Alice? – zapytałam oburzona. – Przecież to by znaczyło, że Frank ją zdradzał jeszcze wtedy, kiedy byli razem! – zawołałam zdenerwowana. Myślałam, że chociaż Remus był inny, a on żył ze świadomością, że jego kolega zdradza swoją dziewczynę i jeszcze ich krył!
– Co? – wydukał Lupin. – O czym ty mówisz? – zapytał zdeorientowany. Wytrzeszczyłam na niego oczy.
– Jak to o czym? – zapytałam oburzona. – O tym, o czym rozmawiamy już od pięciu minut! O zdradzie Franka!
– Cooo? – Remus wytrzeszczył oczy. – Jakiej znowu zdradzie?
– Zaraz, zaraz – stanęłam w miejscu. – Sam powiedziałeś, że to przez ciebie, że od dawna Frank i Marlena są ze sobą i że mówiłeś im nawet, żeby byli ostrożniejsi! – Wytknęłam na niego oskarżycielsko palec.
– Lilyy... – jęknął Remus. – To jakieś nieporozumienie!
– Nieporozumienie?! To o czym ty mówiłeś? – nie dawałam za wygraną. Z satysfakcją odnotowałam, że chłopak się zmieszał.
– To... Już nie jest ważne...
– Dla mnie jest! – stwierdziłam oburzona. Pierwszy raz w życiu Remus coś jawnie przede mną ukrywał. Inne pary tańczyły wokół nas. Kilka osób, które siedziały bezczynnie przy stolikach zaczęły przyglądać się tej komedii.
– Odbijamy! – Ktoś krzyknął i już wpadłam w jego ramiona. Poczułam nieziemski zapach i z niechęcią odnotowałam, kto teraz ze mną tańczy.
– To znowu ty? – zapytałam ze zmęczeniem.
– Ciii – Potter przyłożył mi palec do ust i przyciągnął do siebie. – Myślisz, że zostawiłbym Lunia w potrzebie? – spytał z podniesionym prawym kącikiem ust. Nic bardziej mylnego – stwierdził z dumą. – Już widziałem, że szykuje się niezła awantura. Zawsze przed nią tak śmiesznie marszczysz nosek – dodał po czym zmarszczył brwi. Ja z kolei swoje wysoko uniosłam. Potter chyba powiedział o jedno słowo za dużo. – No nieważne – wzruszył ramionami. – Teraz, jak grzeczna dziewczynka, zapomnisz o całej tej sprawie i pójdziesz się bawić z dala od Luniaka, dobrze? – zapytał szeptem tuż przy moim uchu i już zostawił mnie skołowaną przy stoliku, przy którym jeszcze niedawno siedziałam z Alice. Mojej przyjaciółki nigdzie nie było. Ale nie o to teraz chodziło... Czułam się... Zawiedziona? Nie, to niemożliwe. Bo przecież każda minuta więcej bez Jamesa Pottera była wyłącznie powodem do radości.




Rozdział sprawdzony i poprawiony.

4 komentarze:

  1. Naprawdę super piszesz! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;-) oddana czytelniczka Fragolla...

    OdpowiedzUsuń
  2. hm... to jest takie ugug. BOSKIE

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytalam całe 19.rozdziałów w jeden dzień :D niesamowicie podoba mi sie jak piszesz :D co do któregoś postu również widze Jamesa jak ty (chodzi o te oksy xd)
    nie chciałabys napisac przypadkiem ze Lily pewnej pełniowej nocy przypadkiek znalazlaby sie w Zakazanym Lesie i przypadkowo zostalaby zaatakowana przez przypadkowego wilkołaka i przypadkowo uratowana przez znajdującego sie tam przypadkiem Pottera? tak straaasznie chcialabym to przeczytac xdd no i weny zycze, bd starac sie komentowac <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. @Julia Borkowska Wczoraj miałam napisać taki sam komentarz :P Przedwczoraj zabrałam się za czytanie i już mam za sobą 19 rozdziałów. Pięknie piszesz :) Bardzo się cieszę, ze nie zamierzasz przestawać, nawet nie wiesz w jaką euforię wpadłam jak przeczytałam, że nigdy nie zawiesisz bloga :) Co do filmików do których dałaś linki, to w pierwszym się totalnie zakochałam <3 Cały czas go sobie puszczam. Co do postaci to Syriusza i Remusa dokładnie tak sobie wyobrażałam. Wizję Lily i James'a miałam nieco inną ale jak sama napisałaś, każdy widzi ich inaczej. Mam jeszcze jedno pytanie, czy nie myślałaś o założeniu ask'a specjalnie do tego bloga? Dużo blogerek tak robi, żeby można było się z nimi łatwo skontaktować, albo o coś zapytać. Wracając do opowiadania, zakochałam się w twoim stylu pisania, możesz być pewna, że będę czytała każdy rozdział. Spokojnie możesz mnie zaliczyć do grona swoich fanek :)

    OdpowiedzUsuń