d

d

12 sierpnia 2014

Rozdział 22.

– Co ja mam zrobić? – zapytał po raz kolejny Frank, przeczesując dłonią włosy.
– No cóż... – zastanowił się Syriusz. Remus popatrzył na swojego przyjaciela ze szczerym zaciekawieniem. Syriusz nad czymś tak wnikliwie dumający? – Myślałem, że ci na niej nie zależy – stwierdził w końcu.
– Oj, Łapo! Chyba ślepiec by zauważył, że jemu zależy na Alice – Lupin prawie jęknął. – A co do Marleny. Uważam, że popełniłeś straszne głupstwo – dodał. Longbottom ukrył twarz w dłoniach.
– Pojawiła się w najgorszym momencie – stwierdził. – Byłem zbyt zszokowany zerwaniem i tym jak Alice mnie potraktowała.
– No właśnie! – podłapał Black. – Najwidoczniej jej wcale na tobie nie zależy! Popatrz jak szybko pocieszyła się nowym chłopakiem. Nawiasem mówiąc popytałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że jej kolejna ofiara to Caradoc Dearborn – dodał Syriusz, kiwając wyrozumiale głową.
– Mówisz tak, jakby Alice była jakimś potworem! – oburzył się Lunatyk.
– A nie jest? Zostawiła biednego Franka na pastwę losu – stwierdził Black, krzyżując ręce.
– Gdyby tu był Rogacz – westchnął Lupin. Był pewien, że teraz tylko Potter jest w stanie pocieszyć Franka. W końcu ich sytuacje były porównywalne.
– A właśnie – zauważył Frank, podnosząc głowę. – Gdzie jest James? Chciałbym z nim porozmawiać.
– Nie wątpię, że by ci to pomogło – powiedział spokojnie Remus. – Ale Rogacz od samego rana unika Lory, jego dziewczyny, jeśli pamiętasz.
Black się uśmiechnął.
– No widzisz? – zapytał. – To kolejny etap. Już niedługo to ty będziesz unikał Marleny – stwierdził pewnie.
– Łapo – zaczął Remus – mam wrażenie, że ty masz wrażenie, że Frank ma wrażenie, że mu pomagasz – dodał mrugając powiekami i kiwając głową tak, jakby doskonale rozumiał ten problem.
– No wiesz! – oburzył się Black. Z głośnym prychnięciem zamknął się w łazience.
– Czyli nie wiecie, gdzie znajdę Jamesa? – zapytał Frank.
– Może wrócić w każdej chwili.  – Remus wzruszył ramionami. – Na pewno wszystko się ułoży – dodał.
– Za późno. – Frank uśmiechnął się smutno i wyszedł z wiecznie zabałaganionego dormitorium  Huncwotów.


***


     Jeszcze raz pchnęłam drzwi. Nic. Cholera.
– To ci nic nie da – usłyszałam nieco już znudzony głos za mną. Przymknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Raz, dwa, trzy. Odwróciłam się zgrabnie i spojrzałam na w pełni spokojnego Pottera.
– Co tutaj robisz? – zapytałam podejrzliwym tonem.
– Siedzę sobie w ciemnym magazynie Filcha i czekam aż mnie złapie – odpowiedział z przekonaniem Potter.
Zacisnęłam zęby.
No tak.
– Ale ty – tu spojrzał na mnie z zaciekawieniem – przed kimś uciekałaś – dokończył, uważnie obserwując moją reakcję.
– Wcale nie! – zaprzeczyłam od razu. Trafiłam wzrokiem na jego podniesioną brew. Założyłam ręce na piersi. – A ty też tu sobie siedzisz akurat w dzień zakochanych? – zapytałam, robiąc taką samą minę jak on. – Twoja dziewczyna chyba chciałaby spędzić ten dzień z tobą – zaczęłam. Coś tu nie grało. Potter unikający ludzi? Okazji do popisania się? Tłumu fanek? SWOJEJ DZIEWCZYNY?
– Mogę powiedzieć to samo o twoim chłopaku – stwierdził zgryźliwie Potter. Zapadła kilkuminutowa cisza. Każdy z nas analizował słowa drugiego. Westchnęłam i jeszcze raz pchnęłam drzwi.
– Mówię ci, że to na nic – usłyszałam jeszcze bardziej znudzony głos Pottera. – Swoją drogą, powiedz Evans, dlaczego unikasz Taylora?
Zmarszczyłam brwi. Czyżby nawet Potter zauważył? Wzruszyłam ramionami i ze złością kopnęłam wciąż nieotwierające się drzwi. Tak bardzo nie chciałam tu siedzieć!
– Wcale go nie unikam – oświadczyłam pewnym tonem. – Ale ty coś kombinujesz – dodałam.
– Skąd ta pewność? – Potter podniósł jedną brew do góry.
– Jesteś Huncwotem. Wy zawsze coś kombinujecie – stwierdziłam. – A fakt, że siedzisz sam w ciemnym magazynie nie przemawia na twoją korzyść.
Potter tylko wzruszył ramionami.
–  Już nie sam. Z tobą. – Przymknął powieki, opierając głowę o ścianę.
– Dobrze wiesz o co mi chodzi... – zaczęłam.
– Tym razem nie jestem niczemu winny. – Uśmiechnął się. Spojrzałam na niego z niezrozumieniem. – To ty nas tutaj zamknęłaś – dodał rozbawiony.
– Ooo, przepraszam, ale gdybyś tutaj nie siedział, ja byłabym tu sama i wszystko byłoby w porządku – stwierdziłam, coraz bardziej podnosząc głos. Potter otworzył ze zdziwienia oczy.
– Masz już do mnie pretensje o to, że siedzę sobie w ciemnym magazynie i nikomu nie zawadzam – stwierdził.
– Właśnie chodzi o to, że mnie zawadzasz! – krzyknęłam oburzona.
– To co, miałem latać za Smarkerusem po szkole, czy może za tobą? Przecież fakt, że Lily Evans zatrzaskuje się w ciemnych komórkach Filcha jest wszystkim powszechnie znany! Jak mogłem tu się znaleźć?
– Ostrzegam cię, Potter...
Nie odpowiedział. Usiadłam z westchnieniem. Z takim podejściem nie miałam szans na szybkie wydostanie się.
– Trochę przesadziłam. Oczywiście, że możesz sobie siedzieć w ciemnych komórkach i nikomu nie zawadzać. To jaki masz plan na wydostanie się?
Potter ze zdziwieniem otworzył oczy.
– Liczę na Syriusza – po chwili stwierdził ostrożnie. – Myślę, że niedługo się zorientuje, że mnie nie ma.


***


    Donośna muzyka i gwar rozmów ogłuszał wszystkich dookoła. Syriusz nalał sobie jeszcze jedną szklankę Ognistej Whisky.
– Czy... Nie uważasz Łapo... – zaczął Remus, ale postanowił przestać się wydzierać, kiedy doszedł do wniosku, że skoro sam siebie nie słyszy, to co dopiero Syriusz. – ŁAPO! – zawołał. Nic. Pozostało tylko niemiłe wrażenie, że zdarł sobie gardło. Lupin wzruszył ramionami i wszedł na górę do dormitorium. Zaczynał już się niepokoić. Nie widział Rogacza od końca zajęć, a ten nie miał ani różdżki, ani Mapy Huncwotów, ani peleryny niewidki. Praktycznie nie miał nic. W jego przekonaniu miała to być niewinna ucieczka przed Lorą. Nie chciał brać ze sobą zbędnych klamotów.
Syriusz nie chciał go słuchać. Urządził do tego huczną imprezę na cześć zakochanych. Bezsens. Święto było bardzo przereklamowane, nie mówiąc o tym, że Lupin w ogóle nie uważał tego za święto. Coraz częściej spotykał się z tym, że ludzie nie mieli własnego zdania. Szli jak stado hipogryfów za tym, który je miał, a ten z kolei najczęściej był skończonym idiotą.
Rozejrzał się po pokoju, o ile pokojem można nazwać to składowisko śmieci, w którym się znajdował i, w którym (o zgrozo!) mieszkał. W końcu wyhaczył pożółkły kawałek pergaminu wystający spod kołdry Jamesa. Podszedł do jego łóżka, chociaż podszedł to złe słowo. On dosłownie przeskakał drogę do Mapy. Gdy w końcu dotarł do upragnionego celu, wyjął z kieszeni różdżkę i delikatnie dotknął nią pergaminu . Dlaczego delikatnie? No cóż, wpływ na to mogło mieć wydarzenie z końca piątego roku. Syriusz za mocno stuknął różdżką o ten pergamin, a on najzwyczajniej w świecie zaczął płonąć. Lupin uśmiechnął się na wspomnienie Łapy, który z piskiem małej dziewczynki odrzucił od siebie, wtedy jeszcze niedokończoną, Mapę Huncwotów. On i Rogacz zareagowali natychmiast. Tak niewiele brakowało, a ich dzieło, z którego byli niezwykle dumni, po prostu by się spaliło.
Remus rozłożył Mapę i uważnie zaczął śledzić każdy zakamarek zamku. Jego wzrok padł na korytarz na czwartym piętrze, gdzie znajdowało się tylko jakieś małe pomieszczenie. I to w nim zobaczył swój cel. Ale nie tylko. Lupin zmarszczył brwi. Czy to możliwe, że Mapa po prostu...zwariowała? Bo chyba to byłaby bardziej wiarygodna wersja, niż ta, że James Potter siedzi z Lily Evans w jednym pomieszczeniu i nie wychodzą z niego od dobrych kilku godzin...

***


– Syriusz. Syriusz. – Potter mruczał coś do rękawa bluzy. Zignorowałam fakt, że zachowuje się jak wariat (w końcu jak mógłby pomóc mu ten biedny rękaw?).
– I gdzie jest ten twój Syriusz? – zapytałam z drwiną w głosie.
– Najwyraźniej gdzieś indziej – odpowiedział ze złością Potter. Zaraz potem schował do kieszeni coś, co z daleka przez chwilę wyglądało jak lusterko. Stwierdziłam, że albo mi się przewidziało, albo Potter jest jeszcze bardziej zadufanym w sobie narcyzem. Bo jak można w takiej sytuacji przeglądać się w lusterku?!
Miałam dość. Zdrętwiały mi nogi, siedziałam w ciemnym pomieszczeniu, z którego nie mogłam wyjść, a na dodatek Potter gadał do rękawa przekonany, że mu to pomoże.
– Tylko mi nie mów, że będę musiała spędzić tu noc – jęknęłam. – Z tobą.
– Ja nie widzę w tym problemu – Potter spojrzał na mnie zawadiacko. Westchnęłam. Raz. Dwa. Trzy.
– Mam dość tej rozmowy – stwierdziłam. – A poza tym masz dziewczynę i robisz jakieś aluzje. Dziwię się, że Lora to toleruje – dodałam pewnie. Jak on mógł się tak zachowywać?
– Powiedz to jej. – Wzruszył ramionami Potter. – Może komuś pomoże. A poza tym, to ty zaczęłaś tę rozmowę – zapiszczał, naśladując mój głos.
– Ja? Stwierdziłam tylko fakt! Nigdzie nie widać twojego Blacka! – krzyknęłam oburzona, ignorując jego ignorancję względem Lory. Znów udowodnił, że był nieczułym idiotą.
– Tu prawie nic nie widać. – Wzruszył ramionami Potter.
– Świetnie. Po prostu cudownie – prychnęłam. Zastanawiałam się, która wersja walentynek była mroczniejsza: romantyczny i wzbudzający u mnie reakcje wymiotne wieczór z Mikiem, czy uciążliwa noc z wzbudzającym u mnie reakcje wymiotne Potterem. Miałam taki wybór, że nie mogłam się zdecydować. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Miałam wrażenie, że usłyszałam czyjeś kroki. Wkrótce dotarł do mnie czyiś głos zza drzwi.
– Lily? James?
Nie wierzyłam. Wstałam jak najszybciej i przyłożyłam głowę do drzwi.
– Remus? – zapytałam i zaczęłam z całej siły w nie walić.
– Uspokój się. – Potter, który też już zdążył wstać, złapał mnie za nadgarstki i odwrócił ku sobie. Zaraz jednak głowę przyłożył do drzwi. – Lunio, tak, to my. Możesz nas stąd wyciągnąć? – zapytał nienaturalnie głośno.
– Jasna sprawa – usłyszałam jeszcze, po czym drzwi zaskrzypiały, a ja ujrzałam bladego Remusa.
– Och! Nareszcie! – Wyszłam na korytarz i przytuliłam Remusa. – Jesteś moim wybawcą – krzyknęłam i popędziłam do Wieży Gryfonów.

Gdy tylko portret się odsunął, usłyszałam gwar i okropny hałas. Stanęłam przy samym wejściu i patrzyłam na tłum pijanych ludzi. Tak, chyba w całym pomieszczeniu tylko ja byłam trzeźwa.
Z niesmakiem popatrzyłam po tych wszystkich uczniach. Gdzieś Black obłapiał jakąś blondynkę. Gdzie indziej Frank i Marlena całowali się namiętnie lekko się chwiejąc, ale nadal dzielnie próbowali do tego tańczyć w rytm wolnej melodii. Usłyszałam jeszcze głośne "Uhuuuu!" łudząco przypominające głos Dorcas. Westchnęłam i jak najszybciej przeszłam przez salon, by wejść po schodach do dormitorium.
– Hej – rzuciłam, kiedy już się tam znalazłam. Właściwie to chyba z przyzwyczajenia, bo nikogo się nie spodziewałam.
– Hej – usłyszałam głos Mary. – Gdzie byłaś? – zapytała beztrosko.
– Gdzie... Byłam? – wysapałam, przypominając sobie ostatnie godziny spędzone z Potterem, i to, że żadna z moich przyjaciółek nie próbowała mnie odnaleźć.
– No ta – stwierdziła Mary. – Nie było cię na kolacji, myślałam, że nadal unikasz Taylora. Nawet do mnie podszedł i pytał o ciebie, ale że ja nic nie wiedziałam...
– Spędziłam kilka niesamowitych, niezapomnianych i ekscytujących godzin w zamkniętym magazynie płynów do mycia podłóg Filcha, wraz z Potterem. Chcesz coś jeszcze wiedzieć?
Mary wybałuszyła oczy, a ja wiedziałam, że zaraz zaczną się pytania.
– Nie teraz – dodałam szybko, widząc jej pełną zaciekawienia minę. – Muszę się umyć, bo śmierdzę kotką Filcha... Swoją drogą musi ona długo przesiadywać w tych oparach, skoro ma zapach płynu do podłogi – stwierdziłam i poszłam do łazienki na baaardzo długą kąpiel.


***

– Co mu powiesz? – spytała Mary, patrząc na Mika. Siedział przy stole Krukonów i parzył na mnie zawzięcie, ściskając mocno widelec.
– A co mam mu powiedzieć? – zapytałam z głupią miną. Zerknęłam na niego z niepokojem.
– A co mu odpowiesz, jak zapyta, co wczoraj robiłaś? Cześć Mike, wczoraj? Wczoraj kilka godzin siedziałam zamknięta sama z Jamesem w ciemnym magazynie – zapiszczała Mary.
– Ciiiszej Mary. – Rozejrzałam się czujnie. – Nie tak głośno. Jeszcze ktoś sobie coś pomyśli i dopiero będą plotki – stwierdziłam, wzdrygając się na samą myśl, do czego ludzka wyobraźnia mogłaby się posunąć.
– Myślałam, że nie obchodzi cię opinia publiczna – stwierdziła Mary.
– Bo nie obchodzi. – Wzruszyłam ramionami. – Ale w tym przypadku nikt nie dałby mi spokoju, dopóki nie opowiedziałabym zadowalającej wszystkich historyjki – dodałam. – A jeśli nie ja, to Potter z chęcią by mnie wyręczył.
– W sumie racja – stwierdziła Mary, przeżuwając kęs kiełbaski. – Jeszcze by wyszły z tego kwiatuszki...
Znowu kwiatuszki? Jakie do cholery kwiatuszki?
– No. Więc koniec tematu – zakończyłam kulawo i wstałam od stołu. Byłam już przy drzwiach, kiedy zauważyłam, że Mike Taylor idzie w moją stronę.


***


– I wołałem cię przez lusterko, a ty co? – dokończył swoją opowieść James. Czwórka chłopaków siedziała przy stole Gryfonów i rozmawiała przyciszonymi głosami. Jeden z nich raz na jakiś czas zerkał w stronę dwóch dziewczyn siedzących przy drugim końcu stołu.
– Oj no...– zaczął Syriusz – nie zawsze jestem dyspozycyjny...
– Dyspozycyjny? – zapytał Remus podnosząc jedną brew. – Wczoraj tak się schlałeś, że myślałem, że nigdy nie wytrzeźwiejesz – stwierdził, po czym wrócił do czytania Proroka Codziennego.
– Trzeba się wyszaleć. – Wzruszył ramionami Black. – Nie możemy przecież tylko się zamartwiać przez głupiego Voldemorta – stwierdził. Kilka osób siedzących najbliżej spojrzało z przestrachem na Blacka, a ten wyszczerzył się i pomachał do nich wesoło.
– Łapo, to nie jest śmieszne – jęknął Lupin. Może i Syriusz miał trochę racji w tym, że na dorosłość jeszcze przyjdzie czas, ale czy trzeba to okazywać totalnie się upijając?
– James... – zaczął Peter, rumieniąc się i patrząc na coś, co znajdywało się za plecami Pottera.
– O co chodzi Glizdek? – zapytał Rogacz, zerkając z podniesionymi brwiami na swojego przyjaciela. Dlaczego się zarumienił?
– Ktoś do ciebie idzie – wykrztusił Peter. Potter odwrócił się i przeklął w myślach.
– No nie. Dopadła mnie – jęknął.
– James – zaświergotała Lora, idąc w stronę swojego chłopaka. Nie podobało jej się zachowanie Pottera.
– Idę stąd – stwierdził Rogacz, podnosząc się z miejsca. Remus podniósł głowę znad gazety i spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela. Zaraz potem jego głowa delikatnie się odchyliła, dostrzegł Lorę i już znał przyczynę nagłego jego się zerwania.
– Ona i tak cię znajdzie, stary – stwierdził pewnie Syriusz. – Ach, te baby. Gdy są wściekłe nie potrzebują nawet Mapy Huncwotów, by dopaść tego nieszczęśnika, którego szukają...
– Po czyjej jesteś stronie? – zapytał rozpaczliwym głosem James i szybko ruszył w kierunku drzwi. Lora Deaf podążyła za nim.


***

– Unikasz mnie!
Brak odpowiedzi.
– Gdzie wczoraj byłaś?
Zero reakcji.
– Pytałem nawet Mary! Nie było cię na kolacji, a ona nie wiedziała gdzie jesteś! Gdzie byłaś?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie pamiętam – stwierdziłam.
Mike wyglądał na zdenerwowanego. Był cały czerwony na twarzy i chodził wzdłuż klasy raz w jedną, raz w drugą stronę.
– Wiem doskonale, że pamiętasz – stwierdził spokojniejszym tonem. – Ukrywasz coś przede mną i przed swoimi przyjaciółkami – dodał. Wydawało mi się, że zaczyna mamrotać do samego siebie.
– Oj. Byłam w różnych miejscach... – zaczęłam znudzonym tonem.
Nie słuchał mnie.
– Co ty możesz wyrabiać – mruczał – zdradzasz mnie?! – wykrzyknął nagle tak głośno, że aż podskoczyłam w miejscu.
– Tak, z Hagridem. Wydało się. – Wywróciłam oczami.
– Nie żartuj sobie ze mnie! To jest poważna sprawa!
Stłumiłam śmiech.
– To by miało sens... – mruczał do siebie Mike. – Unikasz mnie, znikasz na kilka godzin, nic mi nie mówisz...
– To totalna bzdura – westchnęłam znudzona. Teatralnie zaczęłam oglądać paznokcie.
– Nie ignoruj mnie! – krzyknął desperacko Mike. Popatrzyłam na niego z wysoko podniesionymi brwiami.
– Słuchaj, taka rozmowa nie ma sensu. – Wzruszyłam ramionami.
– A co w tym związku ma sens?! – zapytał Mike. Popatrzyłam na niego z namysłem.
– Nic. W tym związku nic nie ma sensu.

***


– Unikasz mnie!
Cisza.
– Gdzie wczoraj byłeś?!
Jeszcze większa cisza.
– Odpowiedz!!!
Spojrzał na nią już lekko znudzony. Ach, te zazdrosne dziewczyny! Jakie one były wtedy zabawne.
Wzruszył ramionami.
– Ja wiem... Zdradzasz mnie z jakąś lafiryndą... – mruczała pod nosem Lora. Spojrzał na nią rozbawiony. Sprawiała wrażenie, jakby mówiła sama do siebie.
– Z którą wczoraj byłeś? – zapytała już ciszej. Głos jej się łamał i sprawiała wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłakać.
– O czym ty mówisz? – westchnął zrezygnowany. Czy nie czas to zakończyć? Lora tylko go męczyła. – Nieważne – odpowiedział na jej pytanie po chwili namysłu. Jej twarz stężała. Wyprostowała się dumnie.
– Ach, tak – stwierdziła cicho. Właśnie dotarła do niej straszna i bolesna prawda. – Evans miała rację co do ciebie. Nigdy się nie zmienisz – rzuciła. Nie mogła sobie wybaczyć, że tak dała się omotać. A jednak! Evans dobrze robiła nie ulegając słynnemu szukającemu. Przynajmniej oszczędziła sobie cierpienia. Lorze nie pozostało nic innego. Ale ona tak bardzo nie chciała kończyć tego związku! Niestety miała niemiłe przeczucie, że jeśli ona tego nie zrobi, Potter ją wyręczy.
James westchnął obserwując zmiany zachodzące na twarzy dziewczyny. Jeszcze na początku, kiedy tu przyszli, była wściekła. Później coraz bardziej spokojna, opanowana. Teraz sprawiała wrażenie, jakby zaraz miał z niej popłynąć wodospad łez. Podszedł do niej i z lekkim wahaniem ją przytulił. Ta, wtulając się mocno w jego tors, zaczęła głośno płakać.
– Głupio wyszło – szepnął jej do ucha. – Jestem kretynem – dodał. Mógł sobie jedynie wyobrazić co czuła Lora Deaf. A w głowie wciąż dudniły mu słowa: Evans miała rację co do ciebie. Nigdy się nie zmienisz.



Rozdział sprawdzony i poprawiony.

4 komentarze:

  1. Dodajesz rozdziały z prędkością światła, co nie wejdę na bloga, tu coś nowego :) Fajny rozdział, przez chwilę myślałam, że Lora albo Mike przyłapią L i J w tej komórce, ale może dobrze, że to jednak był Remus :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie przeczytałam, ale muszę ci coś wyznać... Masz zawrotną prędkość !
    Kocham kiedy dodajesz tak szybko rozdziały :D Już zabieram się za czytanie ! Powodzenia, życzę weny ! :*
    ~~Emma Carstairs

    OdpowiedzUsuń
  3. wohoooo zarąbiste *-* <3 weny życze <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam pisać komentarz do poprzedniego rozdziału, ale już jest nowy. Kocham cię po prosty! ;) Eh, miałam nadzieję, że w tej komórce wydarzy się COŚ pomiędzy Lily i James'em, albo dojdzie do jakiś wyznań,ale cóż, widocznie masz inne plany :) Cieszę się, że Lily w końcu porządnie pokłóciła się z tym... ugh. Za to Lora wkurza mnie niesamowicie, szczerze jej nienawidzę. Przecież to Lily jest idealna dla James'a, prawda? Dobra, 1...2...3... już jestem spokojna ;) Kiedy napiszesz następny rozdział? Serio, to twoje opowiadanie jest takie wciągające, ze teraz moje życie to czekanie na kolejny rozdział, a jak się pojawi to dzika radość i skakanie po pokoju :P Trzymam kciuki żeby nigdy nie zabrakło ci weny :)

    OdpowiedzUsuń