d

d

3 kwietnia 2015

Rozdział 32.

-No hej, Meadowes - uśmiechnął się zalotnie Black. Nic tylko udusić. - Co tam u ciebie? Musisz się bardzo nudzić, inaczej nie chodziłabyś po łazienkach, żeby wyłamywać drzwi od kabin...- stwierdził zainteresowanym tonem. - W sumie to bardzo pomysłowe, aż szkoda, że ja wcześniej na to nie wpadłem. Spojrzałam na skamieniałą twarz Dorcas. Zaraz jednak otrząsnęła się z szoku i trzeźwo na mnie spojrzała.
-Black, powiesz mi co robisz z Lily w tej łazience? - zapytała podejrzliwie, odzyskując dawną pewność siebie. -Nie sądzę, by sama chciała tu przyjść.
Black na chwilę ucichł.
-A co cię tak interesuje, co ja robię tu z Evans? Może zatrudniła mnie jako ochroniarza na pełen etat?- zapytał wyzywająco Black. Dorcas podniosła brwi. - A może sam się zatrudniłem?
-Dbasz o jej bezpieczeństwo? - zaciekawiła się. - Och, no tak. Przecież wszystkie dziewczyny potrzebują prywatnej obstawy aż do samego sedesu - dodała z pobłażliwym uśmiechem.
-Oczywiście. Marta takiej nie miała i jak na tym wyszła? - zapytał oczywistym tonem Black.
-To akurat nie było miłe - wtrąciłam, chcąc zapobiec większej kłótni.
-A od kiedy Black jest miły? - zapytała Dorcas leciutko się do mnie uśmiechając. Już byłam wybawiona.
-Ej no, zaraz! - oburzył się sam zainteresowany. - Ja właśnie wam udowadniam, że są u mnie przebłyski bardzo dobrego i pomocnego człowieka, który nie chce, by koleżanka z roku została zamordowana, a wy mnie tu jeszcze oskarżacie o bycie niemiłym?!
-Daruj sobie, Black, i idź pilnować kogoś innego - machnęła lekceważąco ręką Dorcas kiwając na mnie głową. - Myślę, że większość dziewczyn ze szkoły by się ucieszyło, gdyby padło na nie - dodała.  Poszłam za nią, ignorując krzyki wierzgającego rękami i nogami Blacka, o nieposzanowaniu w tych czasach dżentelmenów i odetchnęłam z ulgą, gdy wyszłam na korytarz.
-Huncwoci już ci nie dają spokoju nawet w toalecie? - zapytała z rozbawieniem Dorcas, ruszając w stronę Wieży Gryffindoru. Drzwi trzasnęły i obie na chwilę odwróciłyśmy głowy. Z łazienki właśnie wyszedł Black z mokrymi włosami, który tylko sapnął z oburzenia i rozejrzał się dookoła. Jego wzrok spotkał się z moim. Zmrużyłam oczy, on pokręcił głową na znak, że nie odpuści. Wojna dopiero się zaczęła.

 ***

-Mary? Widziałaś moje notatki? - zapytałam spod łóżka, szukając już trzeci kwadrans.
-Nie. Przywołaj je - stwierdziła Mary oczywistym tonem.
-Nie mogę - westchnęłam. - Rzuciłam na nie czar, żeby nikt mi ich nie zabrał. Przecież to są notatki na konkurs Slughorna, wiesz co by było, gdyby można było je od tak po prostu przywołać? - zapytałam, wynurzając się.
-Daj spokój, kto by wpadł na pomysł zabrania ci notatek? - zapytała Mary. Zmarszczyłam brwi.
-W takim razie jak wyjaśnić to, że te pergaminy naprawdę były tu jeszcze wczoraj, a teraz ślad po nich zaginął? O, tu leżały - dodałam, wskazując na szafkę nocną.
-Może spadły - stwierdziła mało zainteresowanym tonem Mary, przewracając kolejną stronicę książki. Ja byłam w trochę innym nastroju.
-Mary, to jest ważne. Konkurs jest za dwa dni, a moje wszystkie notatki tajemniczo zniknęły. Szukałam wszędzie - stwierdziłam, znów wertując podręczniki. Nic.
-Zejdź do pokoju wspólnego - zasugerowała Mary.
Zeszłam, choć wiedziałam, że ich tam nie będzie. Nigdy nie zostawiałam tak ważnych dla mnie rzeczy w miejscach, gdzie każdy miał do nich dostęp. Jednak nie mogłam też siedzieć bezczynnie i nic nie robić. Zaczęłam od stolików. Przeszłam, i kiedy upewniłam się, że nic na nich nie ma, zaczęłam odsuwać krzesła. Jedno po drugim. Uznałam, że pergaminy mogły spaść. Położyłam się, nurkując pod każdym stolikiem.
-Co tam, Evans? - usłyszałam głos Pottera. Właśnie. Potter.
Wyłoniłam się spod stołu z potarganymi włosami.
-Widzę, że ciekawe popołudnie - dodał z czarującym uśmiechem, wkładając ręce do kieszeni. Zmrużyłam oczy. Wstałam, otrzepałam spodnie, i spojrzałam na niego podejrzliwie.
-A co ty w takim dobrym humorze, Potter? - zapytałam. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-A co ty taka podejrzliwa, Evans?
-Potter.
Potter westchnął i popatrzył na mnie z niewyjaśnionym błyskiem w oku.
-Oddaj mi moje notatki - powiedziałam twardo. Potter podniósł wysoko brwi.
-Jakie notatki? - zapytał zbity z tropu.
-Te, co mi zabrałeś. No już nie udawaj - machnęłam ręką. Potter zamrugał kilkakrotnie i złapał moje ramię.
-Jakie notatki? - powtórzył, patrząc z zaciekawieniem.
-No te - wyrwałam się - co mi zabrałeś. Oddaj - dodałam mało przyjaznym tonem.
-Ale ja nie mam żadnych notatek - uśmiechnął się Potter, podnosząc dwie dłonie do góry na znak, że jest niewinny. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-I myślisz, że ci uwierzę? - zapytałam z wyczuwalną nutką irytacji. Ile razy robił takie numery? A kto jak kto, ale Huncwoci to mistrzowie w udawaniu niewinności.
-Co tam, Evans? - usłyszałam głos zza pleców. Głos niezwykle radosny i dumny z siebie. Głos narcyza, przeciągający głoski w charakterystycznym stylu, stylu, którego nie da się wyzbyć mimo wielkiej woli.
-Widzę, że ciekawe popołudnie - dodał Syriusz Black. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na kolejnego bruneta z niemałym zirytowaniem.
-Czy wy macie jakieś schematy? Uczycie się swoich tekstów na pamięć? - zapytałam patrząc od jednego do drugiego. Potter cicho zachichotał, za to Black wyglądał na ogłupiałego. - Dlaczego wy do diabła mówicie tak samo?!
-Łapo, ona zwariowała, słowo daję - szepnął teatralnym szeptem Potter. Spiorunowałam go spojrzeniem. Black uśmiechnął się arogancko.
-Szukasz czegoś, Evans? - zapytał z udawaną uprzejmością. Popatrzyłam na niego, a jego mina powiedziała mi wszystko.
-Black, przysięgam, kiedyś cię zabiję - powiedziałam, kręcąc głową. Syriusz Black miał w posiadaniu coś, co jako jedyne mogło posłużyć do szantażu, abym przyszła na urodzinową imprezę Jamesa Pottera.

***

-Coś kiepsko się trzymasz - stwierdziła Alice, dosiadając się do stołu Puchonów. Spojrzała z troską na Lorę. Ta wzruszyła tylko ramionami.
-Nie jest najgorzej - wymusiła uśmiech.
-Przecież widzę - westchnęła Alice. Nałożyła roladki, ale zaraz potem odsunęła z grymasem talerz. Nie miała na nic ochoty. Spojrzała na to, co nałożyła Lora. Zaśmiała się ponuro, gdy okazało się, że i ta nic nie je.
-Dobra, koniec z tym - powiedziała dziarsko, kładąc dłonie na kolana i nerwowo wycierając je o spodnie.- Proszę bardzo, wychodzimy, musimy porozmawiać - powiedziała kiwając głową w stronę drzwi. Lora spojrzała w tę samą stronę, a później znów na Alice. - I tak przecież nic nie jesz - dodała, patrząc wymownie na jej pusty talerz. Ta westchnęła ciężko i z trudem podniosła się z ławki.
-No okej - wzruszyła ramionami. Alice uznała to za zły znak. 
Wyszły z Wielkiej Sali, ale to nie wystarczyło Thomas. Ludzie ciągle się zbierali, a Mary, Lily lub Dorcas mogły się w każdej chwili napatoczyć. Niby nie robiła nic złego, ale miała świadomość, że fakt tej znajomości, może oddalić ją od przyjaciółek. Weszły do jednej z sali, która akurat była otwarta. Alice zamknęła cicho drzwi i odwróciła się w stronę Lory.
-No więc? - zapytała Deaf, nie patrząc jej w oczy.
-No więc to żałosne, że jesteśmy w tak opłakanym stanie. Obydwie - stwierdziła Alice. - I to przez kogo? Przez jakichś dwóch głupich chłopaków! Ludzie mają większe problemy na głowie, uwierz mi. I pewnie bardzo by chcieli zamienić się z nami zmartwieniami. Tym bardziej w tych czasach.
Lora przysiadła na ławce cicho wzdychając.
-Ja to wiem, Alice. Ale widzisz...jest w nim coś takiego, co chciałabym mieć tylko dla siebie. Chciałabym widzieć go codziennie rano, robić mu śniadanie do łóżka, gotować obiady, sprzątać i zajmować się domem, czekając aż wróci z pracy. Chciałabym odwiedzać jego rodziców, wychowywać jego dzieci. Ja nie potrafię zapomnieć, więc nie proś mnie o to. Ja po prostu chcę z nim być.
-Na miłość Merlina! Przecież wy się nawet nie rozstaliście! - krzyknęła zdziwiona wywodem Lory Alice. Czuła się dziwnie, bo dokładnie to samo mogłaby powiedzieć o jej marzeniach dotyczących Franka.
-Ale wszystko się sypie! Daj spokój, przecież widzę, że mu na mnie nie zależy. A wystarczyłoby mi o tyle jego zainteresowania, tyle - załkała Lora pokazując małą przerwę między dwoma palcami. Alice zagryzła mocno wargę i ją przytuliła. Czuła niemiłe ukłucie w żołądku, bo też podejrzewała, że James w żaden sposób nie jest zainteresowany Lorą.
-Dobra, robimy tak. Jutro po urodzinach Jamesa, każda z nas będzie wiedziała na czym stoi, słyszysz? Porozmawiasz z nim dla mnie, dobrze? - Alice spojrzała na nią czule. Ta pociągnęła nosem i spojrzała na z wątpliwościami na Alice, niczym na starszą siostrę, która wymaga zbyt wiele.
-Nie dam rady - szepnęła.
-Dasz, zrobisz to dla mnie. A ja porozmawiam z Frankiem. Dla ciebie, okej? - popatrzyła na nią, jak matka, która motywuje dziecko do pracy. Lora westchnęła i pokiwała ponuro głową. Nie miała ochoty rozmawiać z Jamesem, nie chciała usłyszeć tego, czego się spodziewała. 
Z drugiej strony drzwi stał pewien chłopak, którego ciemne włosy opadały mu na bladą twarz. Serce biło mu szybciej, nie do końca wiedział dlaczego. Jego stalowe tęczówki, doskonale podkreślone przez srebrno-zielony krawat, utkwione były w ścianie na przeciwko. Gdyby rzeczywiście był wredny, jak to uważało 3/4 uczniów Hogwartu, rozgadałby wszystko to, co usłyszał. Problem w tym, że nie chciał uprzykrzać życia Gryfonom dobrze się przy tym bawiąc, kosztem Alice Thomas.

***

-Black, jesteś nieznośny! - wrzeszczałam. - Oddaj mi moje pergaminy, bo nie ręczę za siebie! 
-Skoro jesteś taka mądra to je przywołaj - zaśmiał się wesoło Black. Zmrużyłam oczy i do niego doskoczyłam. Z drugiej strony poczułam ręce Pottera, który przytrzymał mnie w pasie.
-Dobrze wiesz, że nie mogę! Potter puszczaj mnie, bo wykonam podwójną egzekucję! Skończysz razem z tym pacanem!
-Evans, jesteś pewna, że chcesz ze mną zadrzeć? - upewnił się Black. Zaraz potem uchylił się przed lecącym w jego stronę trampkiem. - Rozumiem, że to była odpowiedź - zmarszczył brwi.
-Co tu się dzieje? - usłyszałam podniesiony głos Dorcas. Nie zwróciłam na nią uwagi. Nikt nie zwrócił. Ale ja miałam usprawiedliwienie, byłam zajęta ważną rzeczą- szarpaniem się z Potterem.
-To ty uważaj z kim zadzierasz, Black! Masz szlaban u Filcha! - krzyknęłam, uderzając Pottera po palcach. Jak on tak długo wytrzymywał?
-Chciałam wiedzieć, co tu się dzieje...-próbowała znów Dorcas, mrugając oczami ze strachu przed latającymi przedmiotami.
-Chyba nie myślisz, że ze mną wygrasz, Lily - uśmiechnął się zawadiacko Potter. Byłam tak zajęta kłótnią, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, że nazwał mnie po imieniu. Za to odwdzięczyłam się pacnięciem go w głowę wolną ręką.
-Proszę bardzo, niech będzie szlaban! - wołał wojowniczo Black. - Życzę ci, żebyś musiała mnie na nim pilnować! - dodał. Zamarłam, a zaraz potem tak mocno zaczęłam uderzać w ręce Pottera, że ten w końcu mnie puścił. Rzuciłam się biegiem w stronę Blacka, którego wyraz twarzy mówił, że nie czuje się tak bezpiecznie, jak minutę temu. Niby nie wiedział, co zaszło między mną a Potterem na tamtym szlabanie, chciał mi tylko dogryźć. Ale to i tak zadziałało na wyobraźnię. 
-ZAMILKNĄĆ WSZYSCY! USPOKÓJCIE SIĘ I PRZESTAŃCIE KŁÓCIĆ JAK MAŁE DZIECIAKI, JUŻ! - tym razem Dorcas osiągnęła zadowalający efekt. Wszyscy w pokoju wspólnym zamarli i spojrzeli w jej stronę z mieszaniną strachu i szacunku. Tak, wszyscy. Black przerwał ucieczkę przede mną, ja przerwałam pogoń za nim. Niestety w nieodpowiednim momencie wyhamowałam i wpadłam na niego, zwalając nas z nóg. - No - mruknęła Dorcas, zdmuchując sobie grzywkę wpadającą do oka. - Może być cicho? Może - dodała, szybko oddychając. Podniosłam się jak najszybciej, by jak najkrócej mieć jakikolwiek kontakt fizyczny z Blackiem i spojrzałam w jej stronę. Obok niej stała Sofia, wysoka blondynka, która kiedyś dosiadła się do nas na śniadaniu. Sama Dorcas z obłędem w oczach patrzyła to na mnie, to na Blacka, to na Pottera.
-Może mi ktoś powiedzieć, co tu się dzieje? - zapytała tonem, którego nie powstydziłaby się profesor McGonagall. 
-On zabrał mi...
-Evans rzuciła się na mnie...
-Próbowałem ją przytrzymać...
Podniosły się głosy, każdy chciał przekrzyczeć drugiego. Dorcas podniosła ręce do góry, ale kiedy to nie pomogło wywróciła oczami.
-DOŚĆ - krzyknęła i ponownie odetchnęła. - Lily - popatrzyła na mnie, dając mi tym samym prawo do głosu.
-Black - zaczęłam, nie szczędząc jadu w głosie - ukradł mi moje notatki na konkurs Slughorna - powiedziałam. Dorcas przeniosła wzrok na oskarżonego. 
-Co masz na swoją obronę, Black? - zapytała, podnosząc brwi.
-Miałem jej oddać, przysięgam! Po prostu Evans nie zna się na żartach - rzekł naburmuszonym tonem. Dorcas westchnęła.
-Zachowujecie się jak pierwszoroczni - warknęła. Spojrzała z nadzieją na Pottera. - Powiedz mi, James, że nie brałeś celowo w tym udziału - dodała proszącym tonem.
-Ależ skąd - potwierdził zaraz Potter. Obydwoje z Blackiem wywróciliśmy oczami. - Zostałem w to perfidnie i nie z własnej woli wciągnięty. Krzyczałem i wyrywałem się, ale niestety zagrozili mi, że jeśli nie będę brał w tym udziału, spotka mnie egzekucja - dodał przekonująco. Westchnęłam. Jak zawsze świetnie się bawił zaistniałą sytuacją. Dorcas pokręciła głową z dezaprobatą i cicho się zaśmiała. 
-W tej sytuacji zaczynam się zastanawiać, czy Black nie jest poważniejszy od ciebie - westchnęła, spoglądając w moją i Blacka stronę. Zobaczyła jego wytknięty język, oczy wzniesione ku górze, i ciało balansujące na jednej nodze jak u cyrkowca i zmarszczyła brwi. - Dobra, nie jest - stwierdziła cmokając z namysłem. - Proponuję kompromis - dodała po chwili, gdy uczniowie będący w pokoju, powoli zaczęli wracać do swoich zajęć. - Black, oddasz Lily jej pergaminy - powiedziała twardo. Black, słysząc to, stanął
 z powrotem na dwóch nogach i popatrzył dziwnie na Dorcas, wytrzeszczając oczy. Ta jakby się zreflektowała. - Ach, tak. Ale ty, Lily, spełnisz jedną prośbę Blacka, dobrze? No, to ustalone - dodała, zanim zdołałam coś powiedzieć i odwróciła się do Sofii. - Widzisz, Sofia, to są te kłótliwe kozy, które dają nam rozrywkę codziennymi teatrzykami - uśmiechnęła się miło. Sofia wyjrzała zza Dorcas i pomachała nam nieśmiało. Black spojrzał na nią bez zainteresowania. Dziewczyna trochę się speszyła, ale nie miałam głowy tego naprawiać miłym uśmiechem. Myślałam o tajemniczym porozumieniu Dorcas z Blackiem i byłam pewna, że padłam ofiarą spisku. Pozostało mi mieć nadzieję, że dotyczy on tylko jutrzejszych urodzin. 
***

-Wyglądasz wspaniale - usłyszałam zachwycony głos Mary, kiedy tylko Dorcas odeszła od moich włosów. Spojrzałam w lustro.
-Nie chcę wyglądać wspaniale - jęknęłam. 
-Cicho bądź - uciszyła mnie rozmarzonym głosem Dorcas, uśmiechając się jak głupia. - Nie możesz mi teraz zepsuć humoru. 
-Merlinie, to tylko urodziny Pottera - wywróciłam oczami, patrząc jak Alice zakłada wysokie czerwone szpilki.
-Nie tylko, bo siedemnaste urodziny i nie Pottera, tylko Jamesa, który jest w tobie zadłużony - zaświergotała Dorcas, źle interpretując moje uwagi.
-Przestańcie wygadywać te bzdury - westchnęłam. Męczące było, że moje przyjaciółki wciąż myślami tkwiły na piątym roku, kiedy to Potter na każdym kroku zapewniał mnie o swojej "miłości". 
-Ale będzie zabawa! - zapiszczała Dorcas, ignorując moje wcześniejsze słowa. Przez ten rok nauczyła się zmieniać szybko temat, gdy tylko zaczyna się dyskusja na temat Pottera. Ledwie to powiedziała, a ktoś zapukał do naszych drzwi.  - Wejdź - krzyknęła zadowolona.
-Cześć - zza drzwi nieśmiało wychyliła się głowa Sofii. Uśmiechnęłam się miło, pamiętając już, że łatwo ją spłoszyć. 
-Cześć, siadaj - poklepałam miejsce na łóżku przy mnie. Sofia weszła do pokoju, zgrabnie się odwróciła i zamknęła drzwi, a zaraz później usiadła obok. Dorcas uśmiechnęła się do niej i zaraz potem wzięła się za machanie różdżką teraz nad jej głową. 
-Nie wiem po co to wszystko - mruknęłam do Sofii. Ta cicho zachichotała, a Dorcas klepnęła mnie w ramię. 
-Ej! Ja się staram, tak? Więc nie narzekaj mi tu - dodała tonem małego dziecka, co wzbudziło u mnie i Sofii jeszcze większe rozbawienie. - Sofia! Nie ruszaj się - zawołała Dorcas oskarżającym tonem. - Bo cała fryzura się rozwali!
Otarłam łzy od śmiechu z policzków, na co Dorcas jęknęła, bo właśnie rozmazałam makijaż, który mi robiła przez wcześniejsze pół godziny. Wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki. Popatrzyłam w lustro. A może tak pójść bez tej całej tapety, którą tak starannie wykonywała Dorcas? Ostatecznie przecież chciałam iść nieumalowana, ale mi nie pozwolono. Odkręciłam kran, wzięłam różne kosmetyki do demakijażu i po kilku minutach moja twarz była całkowicie oczyszczona. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że makijaż nie jest dla mnie. Przesunęłam po ustach jedynie błyszczykiem i wyszłam z łazienki. Albo mi się zdawało, albo usłyszałam ciche westchnienie ulgi Mary. Spojrzałam na nią, a ona pokazała mi wyciągnięty kciuk do góry z małym uśmieszkiem. Wiedziałam, że jest dobrze.
-Co ty zrobiłaś?! - pisnęła Dorcas. - Cała moja praca poszła w las! 
-Oj, Dorcas, to był piękny make-up, ale czułam się w nim nieswojo - uśmiechnęłam się łagodnie. Ta jakby trochę się uspokoiła.
-No dobra, przynajmniej jedna z was będzie miała na sobie moje dzieło - westchnęła, wracając do pudrowania Sofii. Popatrzyłam na tę małą buźkę, która spojrzała na mnie z niemą prośbą w oczach. Przygryzłam wargę.
-Dorcas..ee...nie uważasz, że Sofia jest jeszcze trochę za młoda na makijaż? Nie pasuje to do jej natury...- zaczęłam nieśmiało. Dorcas spojrzała na mnie wzrokiem mordercy. - Chociaż...rzeczywiście, może rób jak uważasz - dodałam szybko, patrząc przepraszająco na Sofię, która pod warstwą kosmetyków wyglądała przepięknie, aczkolwiek o wiele doroślej. Obiecałam sobie, że następnym razem nie dopuszczę Dorcas do ingerowania w jej wygląd. 
Popatrzyłam na Alice i na Mary. Dorcas była jeszcze zajęta, podobnie jak Sofia, ale z dołu już dochodziła muzyka i odgłosy bawienia się, a ja obiecałam Blackowi, że pojawię się na samym początku imprezy i zostanę aż do jej końca. Tak to jest, gdy Black rozdaje karty. Nie dość, że postawił na swoim, to jeszcze wykorzystał swoją pozycję maksymalnie. Alice wyglądała na trochę spiętą, nerwowo wygładzała bordową sukienkę. Jak dla mnie wyglądała świetnie, nie biła jednak od niej ta pewność siebie jak zawsze. Zdziwiło mnie to i przeszło mi przez myśl, że może będzie chciała dzisiaj już ostatecznie wyjaśnić wszystko z Frankiem. Zrobiło mi się głupio, że nie mam pojęcia o jej zamiarach i o tym, co ją tak zestresowało, a przecież kiedyś na pewno bym to wiedziała. Podeszłam do niej i położyłam jej rękę na ramieniu. Ta spojrzała na mnie, a w jej wzroku dostrzegłam niepewność. Pokręciła głową na znak, że nic się nie stało. Spojrzałam w kierunku Mary, która już zakładała drugiego buta. Uśmiechnęłam się, widząc, że dobrała sportowe trampki do spódnicy. Cała Mary. Tej szczęściary oczywiście nikt nie przypilnował, by wyglądała olśniewająco, nie założyła półmetrowych obcasów, nie założyła wymyślnej sukienki, nie umalowała się, a i tak wyglądała dobrze. Dlaczego tylko mnie nikt nie pozwolił pójść w takim stroju? Nie tylko, bo siedemnaste urodziny i nie Pottera, tylko Jamesa, który jest w tobie zadłużony - przypomniałam sobie słowa Dorcas. Dlatego.
Wyszłam z pokoju, a za mną bez słowa poszła Alice. Mary zeszła chwilę potem, ale już o to nie dbałam. Ogłuszył mnie huk muzyki i wrzeszczący na prawo i lewo ludzie, którzy już w pierwszych minutach zabawy zdążyli opróżnić kilka butelek Ognistej Whiskey. Coś w środku mnie się zbudziło, zapewne instynkt prefekta, ale szybko to uciszyłam. Zgodnie ze słowem złożonemu Blackowi, miałam przyjść na tę imprezę i się świetnie bawić, nie wszczynając i nie prowokując żadnych kłótni. Tak jakbym to ja była ich winna! Zeszłam na sam dół i rozejrzałam się, a mój wzrok padł na Blacka. Podeszłam szybko, nie zważając na to, że właśnie rozmawia z jakąś dziewczyną.
-No hej, Black - zawołałam z udawanym ucieszeniem, ledwo przekrzykując muzykę. Chłopak spojrzał na mnie, a w tym samym momencie jego rozmówczyni odeszła od nas obrażona.
-Świetnie, popsułaś mi randkę, Evans - zaczął oskarżycielskim tonem.
-Oddaj mi moje notatki, a dam ci spokój przez resztę przyjęcia - stwierdziłam przekonująco, wyciągając rękę po moją własność.
-A złożyłaś życzenia Rogaczowi? - usłyszałam w odpowiedzi i zobaczyłam ten bezczelny uśmiech. Zgrzytnęłam zębami i odwróciłam się od niego, by znaleźć wzrokiem Pottera. Jak na złość nigdzie go nie było. Odwróciłam się, by o tym zameldować, ale Black też zniknął. Zaklęłam pod nosem.
-Jak oni to robią, że kiedy są potrzebni nie ma żadnego. Żadnego - mruczałam przepychając się przez tłum. - A za to kiedy nie są potrzebni, to łażą za człowiekiem wszędzie.
Rozejrzałam się ponownie. Dookoła świetnie bawiący się ludzie, ale żaden z nich to nie czarnowłosy Huncwot. Już dawno nie miałam takiego szerokiego zakresu poszukiwań- potrzebowałam tylko bruneta- Huncwota, a takich było aż dwóch. Odwróciłam znowu głowę i w tym momencie na kogoś wpadłam. Kogoś, kto przytrzymał mnie swoimi ciepłymi dłońmi trochę dłużej niż powinien.
-Potter - powiedziałam automatycznie, odwracając głowę. Zaraz potem odchrząknęłam zmieszana. - To znaczy...James - stwierdziłam, poprawiając sukienkę. Spojrzałam na niego, ale nie dostrzegłam żadnego uśmiechu na jego twarzy. To mnie trochę speszyło, ale zaraz się opamiętałam. Przecież jedna głupia mina Pottera nie może wpływać na moje zachowanie! - No więc...wszystkiego najlepszego - uśmiechnęłam się miło. - Niech twoje życie ułoży się dalej tak wspaniale, jak dotąd, żebyś zawsze miał takich cudownych przyjaciół, na których zawsze możesz liczyć i żebyś nie odpędzał się od dziewczyn - zaśmiałam się, nie zauważając delikatnego grymasu na jego twarzy. - No, obyś dalej nie robiąc nic zdobywał same dobre wyniki w nauce i żebyś sprawiał mniej kłopotu prefektom - popatrzyłam na niego wymownie, po czym poklepałam przyjacielsko po ramieniu. Chyba z przyzwyczajenia odruchowo potargał włosy. Prawie wybuchłam śmiechem, widząc ten gest, ale on tego nie zauważył. Spojrzałam na niego po raz ostatni i bez słowa odeszłam, nie słysząc już cichego dziękuję. Nie miałam też pojęcia, że z jednej strony wszystko to obserwowała jęcząca Dorcas i chowający twarz w dłoniach Black, a z drugiej, mająca łzy w oczach Lora Deaf.

***

-Hej, Frank - powiedziała najgłośniej, na ile było ją stać. Akurat dorwała go, kiedy stał bez Marleny. Chłopak słysząc jej głos zaczął krztusić się napojem, który właśnie spożywał, i nadal kaszląc, odwrócił się w jej kierunku.
-Hej - przywitał się niepewnie, bojąc się, o co może chodzić. Od kilku miesięcy nie odzywali się do siebie, a nagle Alice podchodzi do niego jak gdyby nigdy nic. Przeszło mu przez myśl, że pewnie chce to wszystko ostatecznie zamknąć i poczuł niemiły dreszcz. Sam zdziwił się swoją reakcją. Przecież był z Marleną, więc dlaczego nadal mu tak zależało na Alice? Odpowiedź sama nasunęła się na myśl.
-Możemy porozmawiać gdzieś...ehm...gdzie jest spokojniej? - zapytała Alice, nerwowo stukając nogą o podłogę w rytm muzyki. Doskonale znał u niej ten odruch i tylko upewnił się, że dziewczyna chce zakończyć to wszystko, co było między nimi, pokojem. 
-Jasne - stwierdził ogłupiały, wskazując ręką przed siebie, by prowadziła. Ta kiwnęła głową i poszła szybko w stronę portretu Grubej Damy. Zaraz potem wyszła na korytarz i dopiero wtedy ogarnęła ją panika. Będzie musiała z nim porozmawiać i nikt już jej nie przerwie, wybawiając ją tym samym z niewygodnej rozmowy. Ale już zrobiła pierwszy krok i nie mogła się wycofać, a pocieszała ją jedynie myśl, że Lora odbywała właśnie podobną rozmowę. Frank stanął tuż przed nią i popatrzył z zaciekawieniem przemieszanym z obawą. W ciemności widziała tylko zarys jego twarzy, świecące oczy i grzywkę, opadającą z nonszalancją na czoło, którą tak kiedyś lubiła targać.
-Widzisz, Frank, chciałam cię przeprosić za tamtą kłótnię i za to zerwanie - zaczęła wolno Alice, próbując przypomnieć sobie co mówiła dalej, gdy przeprowadzała tę rozmowę tysiąc razy w myślach. Nagle wszystko wyparowało. - To był tak głupi powód do kłótni, a tym bardziej do zerwania - dodała zrozpaczona. Frank położył jej dłoń na ramieniu, zagryzł wargę. 
-Nie ma sprawy - z trudem wydusił te słowa. - I tak pewnie kiedyś by to nastąpiło - dodał, chcąc ją pocieszyć i dać do zrozumienia, że jej nie wini. Nie chciał też usłyszeć tej drugiej, pewnie bardziej bolesnej dla niego części. Odniósł jednak odwrotne skutki. Alice zamrugała kilkakrotnie, a łzy stanęły w jej oczach.
-Nastąpiłoby to? - powtórzyła słabym tonem. - Ach, no tak - dodała roztrzęsionym głosem, lekko się cofając i tym samym strącając jego rękę ze swojego ramienia. Frank zmarszczył brwi nie wierząc w jej reakcję. Czyżby Alice przyszła tu po coś więcej niż ugodę? Zanim zdążył się zorientować, dziewczyna już stała przy portrecie Grubej Damy. 
-Alice? - zapytał niepewnie Frank, czując się kompletnie zdezorientowany. 
-W takim razie życzę miłego wieczoru. Z Marleną - rzuciła, próbując wymusić uśmiech. Wyszedł jej tylko grymas, ale nie dbała o to. Chciała jak najszybciej znaleźć się w dormitorium, by raz na zawsze, wylewając wiadra łez, zapomnieć o Franku Longbottomie.

***

-James? - zapytała, podchodząc do niego niepewnie. Spojrzał na nią, nie kryjąc zmęczenia. - Możemy porozmawiać? - dodała cicho. Chłopak wyczuł bijące od niej zwątpienie i rozpacz. Poczuł ukłucie żalu, a jeszcze bardziej zrobiło mu się przykro, gdy pomyślał, że Lora jest smutna przez niego. Przytaknął i wskazał dłonią na schody prowadzące do męskich dormitoriów. Zaraz potem wspiął się na górę za swoją dziewczyną. Otworzył drzwi do sypialni, którą dzielił z Huncwotami i przepuścił ją do środka. Cicho zamknął za nimi drzwi. 
-Tak? - spytał łagodnie. Lora przymknęła oczy. Nadal nie mogła wyzbyć się obrazu śmiejącej się Lily Evans do Jamesa, jeszcze parę chwil temu. 
-Wiesz, po prostu muszę ci o czymś powiedzieć - stwierdziła czując nagły przypływ energii. Przecież nie wyglądał wtedy na szczęśliwego. Właściwie prawie w ogóle się nie odzywał. Może w końcu się z niej wyleczył? Może jest jakaś nadzieja? Odwróciła się i podeszła do niego szybko. Stanęła jak najbliżej. Spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem, a ona była już pewna, że czuje to samo. - James...kocham cię.






13 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. TAAAK!!! WRESZCIE! nowy rozdział! nawet nie wiesz, ile razy w ciągu ostatnich 3 dni tu wchodziłam! Z tego oczekiwania nawet przeczytałam jeszcze raz całego bloga!
    rozdział naprawdę super, zresztą jak cała twoja twórczość. Mam nadzieję, że przebrnęłaś już przez ten trudny moment w pisaniu, o którym mówiłaś wcześniej i rozdziały będą się pojawiać częściej. PROOSZĘĘĘ!
    Czytam kilka blogów o Lily i Jamesie, ale ten jest mój ulubiony. Jesteś kreatywna i mega mi się podoba sposób, w jaki nakreśliłaś postacie, zwłaszcza Jamesa, bo on jest właśnie popsuty na innych blogach.
    Tak więc... weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję :D
      James rzeczywiście jest pokrzywdzony, nawet przez panią Rowling, i nic z tym nie zrobimy, możemy jedynie próbować odbudować jego wizerunek xd.
      Jeszcze raz dziękuję i życzę radosnych świąt!

      Usuń
  3. Zacznę od czegoś, co strasznie razi w oczy:
    "Zeszłam, chodź wiedziałam (...)" — choć!
    Ogółem rozdział, jak zawsze, świetny ;) Uśmiałam się do łez i zauważyłam, że nawet pomysły, które nie mają w sobie wiele potencjału potrafisz tak opisać, że mi szczęka opada. Uwielbiam Twoje poczucie humoru! ;)
    Niby żadnych drastycznych zmian ten rozdział nie wnosi, ale i tak z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny.
    Dużo weny i wesołych świąt!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, nie wiem co ja sobie nieraz myślę, kiedy poprawiam innych, a sama strzelam takie gafy. Bardzo dziękuję za czujność, błąd już zmieniony :D Dziękuję też za te miłe słowa. Radosnych świąt!

      Usuń
  4. No nareszcie! Rozdział fajny. Fakt nie tego sie spodziewalam ale tez jest super! Na razir czekam na nastepny rozdzial Kocham twojegi bloga no i weny weny jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. O, Boże! Ja tu przeżyłam zawał kiedy zobaczyłam, że nie ma kolejnego rozdziału. Ja wcale nie przesadzam, przeraziłam się :D Jeju, jak ty go robisz, że te rozdziały są takie cudowne, od których nie można się oderwać i cały czas się chce więcej. Merlinie, ty tak wspaniale piszesz, że tylko pozazdrościć *.* Wszystkie pomysły masz niesamowite i to bez różnicy czy są one duże czy drobne.
    Takiego zakończenia się nie spodziewałam za żadne skarby. Zaskok totalny miałam. James kocha Lorę? Błagam nie, to tylko wytwór jej wyobraźni, prawda? Oby tak. On kocha tylko Lily i koniec <3 Syriusz jest tutaj u Ciebie idealny *.* Czy Dor dała sobie spokój z Łapą czy może nie? Pamiętam jak był taki rozdział, kiedy ona mówiła, że podoba jej się Syriusz, a potem jakby temat się urwał i więcej nie pojawił (chyba, że ja coś przegapiłam XD) Frank to typowy chłopak, który nie wie co powinien, a czego nie powinien mówić dziewczynie. Oj, nie ładnie, nie ładnie :P
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i Twój blog, napewo juz jest jednym z moich ulubionych, które czytam :)
    Życzę mnóstwo weny!
    Pozdrawiam Panienka Livvi :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, wątek Dorcas i Syriusza urwał się, zanim zdążył jakoś rozkręcić, ale powróci już niebawem :D Muszę tylko do tego czasu zrobić kilka tajnych operacji, które urozmaicą nam zabawę.
      Bardzo dziękuję za Twoją opinię :)

      Usuń
  6. NA GACIE MERLINA! Nareszcie się doczekałam kolejnego rozdziału! (Jak zawsze świetny).
    UWIELBIAM taką postać Lily, jaką przedstawiasz. Zawsze sobie ją taką wyobrażam. No po prostu jest cudownie i nie wiem co pisać dalej... AHA! Co ta Lora sobie myśli?!... Mam nadzieję, że (bo pewna nie jestem...)że... James nie wyzna miłości tej Deaf, prawda?... Nie... Na pewno nie... No cóż, co mi jeszcze pozostało do przekazania Tobie? Żebyś miała więcej weny i czasu wolnego! Pisz jak najszybciej, bo na serio to czekanie nie jest przyjemne, ale warto!
    Aha, no i tak ogólnie nie wiem czy już to pisałam czy nie, ale... ten, podoba mi się jak 'przedstawiasz' postacie... tak realnie. W każdym razie chodzi mi o to, że to jest na serio fajne! ;) Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero co znalazłam bloga i przeczytałam go jednym tchem :D Skończ z Lorą.Wkurza mnie ta miągwa. Rozwala Jily i będzie chciała zemsty na Lil. I ten Mike.... On kojarzy mi się z Karolem z Przeminęło z Wiatrem. Więcej słodkich chwil Jily :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj:)
    Syriusz jest mistrzem:) W tym rozdziale jest genialny w swojej niewątpliwej genialności! Rozwalił mnie już na samym początku, kiedy to podał się za osobistego ochroniarza Lily:D Kto normalny uwierzył by mu:D Po raz kolejny pokazujesz go jako wspaniałego przyjaciela, który poświęca się dla Jamesa. Nie wątpię, że kradnąc notatki Evans, miał przy tym niezłą radochę, w końcu wkurzył Rudą, jednak naraził się na jej gniew^^ Oczywiste jest, że Lily była na straconej pozycji, kto wygrałby z Huncwotem i pomagającą mu Dorcas? Black wynegocjował doprawdy idealne warunki, nie tylko dla Rogacza ale też dla zdrowego przebiegu imprezy bez kłótni i szlabanów:) KOCHAM GO!
    Rozbawiła mnie przebiegłość Dorcas, która niby igrała z Blackiem, niby mu dogryzała a tu znienacka zawiązała z kim pakt pt: "Jak zmusić Lily, aby poszła na siedemnaste urodziny Jamesa i była dla niego miła." Pierwszy raz współczułam Evans, serio. Ale jestem zadowolona z takiego obrotu sprawy:)
    Alicja:( Nie żebym ją tłumaczyła, straciła Franka przez swoją własną głupotę i dumę, jednak nikomu źle nie życzę i chciałabym żeby jakoś się zeszli, tym bardziej, że Frank wykazał się, jak na faceta ogromną spostrzegawczością, widząc jej smutek i żal z powodu zerwania. Może okaże się tym mądrzejszym i jakoś się pogodzą?
    No i Lora. Masakra, powiedzieć facetowi jako pierwsza, że się go kocha? No idiotka, tym bardziej, że widzi jak Potterowi leci ślina po samych spodniach na widok Evans... Brak słów:(
    A poza tym wspaniale, jak zawsze:)
    Rogata

    OdpowiedzUsuń